Lista Rozdziałów

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział IV

                                                                      ***
Przez całą drogę do przedziału huczały mi w głowie ostatnie słowa Mcgonagall „Wasze nowe dormitoria znajdują się na czwartym piętrze...” Jak ona mogła! Ja mam dzielić łazienkę i pokój wspólny z tą szlamą! Ja Draco Malfoy! To jakaś kpina! Niech tylko mój ojciec się o tym dowie! Obróciłem się za siebie i zobaczyłem znikającą w drzwiach przedziału Hemionę. No cóż jest piękna, nie powiem, że nie. Ale to dalej szlama! Mimo, iż przez wakacje przybyło jej kobiecych kształtów i tak seksownie wyglądała, dalej była szlamą. „Draco idioto, czemu ty dalej o niej myślisz i gapisz się w miejsce, w którym zniknął jej wyłek?!”- usłyszałem głosik w mojej głowie. Ocknąłem się. Rzeczywiście, utkwiłem wzrok w połowie drzwi do jej przedziału, tam gdzie zniknął jej cudowny tyłek.
- Malfoy ty idioto! Ogarnij się!- skarciłem się po cichy i ruszyłem w stronę swojego przedziału, w którym czekał na mnie Blaise i Parkinson. Niechętnie otworzyłem drzwi wiedząc, że tak idiotka zaraz się na mnie rzuci. Zamknąwszy drzwi, runąłem na kanapę naprzeciwko moich „przyjaciół” i utkwiłem wzrok w szybie, jakby za oknem było coś interesującego. Zabini spojrzał na mnie z troską w oczach. Znał mnie od dziecka wiedział kiedy działo się ze mną coś złego, był dla mnie jak brat, był moim jedynym prawdziwym przyjacielem, na dobre i złe. Nie tak jak inni. Albo byli blisko mnie dla moich pieniędzy, ze względu na to, że mogą stać się sławni albo, żeby wzbudzić szacunek u mojego ojca, który bardzo liczył się w świecie magii, dzięki niemu mogli zajść na szczyt. Ciszę przerwał Blaise:
- Stary, co Mcgonagall od was chciała?- zapytał wyraźnie zainteresowany.
- Powiedziała nam, że nie bez powodu to ja i ta durna szlama jesteśmy prefektami naczelnymi.- powiedziałem beznamiętnie.- Powiedziała, że mamy pogodzić zwaśnione domy. Phii, też mi coś. Komu to przeszkadza, że nasz dom nie lubi ich domu. Mi nie, a wam?- nie czekając na ich odpowiedź mówiłem dalej.- Powiedziała nam jeszcze, że będziemy mieli swoje własne dormitoria na czwartym piętrze. Zajebiście nie dość, że będę musiał spędzać z nią 3 godziny na patrolach to jeszcze będę z nią dzielić łazienkę i pokój wspólny. Gorzej już być nie może.
- Nie przesadzaj, mógł Ci się trafić zdrajca krwi. Masz łatwiej, bo ta szlama przynajmniej jest ładna. Zawsze możesz ją wykorzystać do swoich celów.
- To kuszące ale chyba wolę nie. Hehehe...- zaśmiałem się gorzko.- Chociaż jak tak o tym pomyśleć, to może być niezła zabawa.
W tym momencie rzuciła się na mnie Pansy.
- Co ty pieprzysz Dracusiu. Ja Ci nie wystarczam. Przecież jestem twoją dziewczyną.
- Spieprzaj Parkinson!- zrzuciłem ją z siebie z obrzydzeniem.- Jak już mówiłem nie jesteśmy parą i nie nazywaj mnie Dracuś! Rozumiesz! Łączy nas tylko łóżko nic więcej. A teraz spieprzaj chce ciszy.
Posłusznie usiadła obok Zabini’ego i pochłonęła się rozmową z nim. Ja przymknąłem oczy i udawałem, że śpię.
                                                                       ***
Nacisnęłam powoli klamkę i weszłam do swojego przedziału, gdzie czekali na mnie moi przyjaciele. Usiadłam na kanapie obok Rona, który dalej był na mnie zły i czytał książkę. Mimo, iż byliśmy parą od końca wojny, rudzielec dalej potrafił się obrażać jak małe dziecko. Jednym zwinnym ruchem wyrwałam mu z ręki książkę i rzuciłam na siedzenie obok mnie tak, aby nie mógł jej sięgnąć. Przytuliłam się do niego.
- Ej, ja to czytałem.- jęknął.
- Wolisz książkę ode mnie?- ryknęłam. Poczułam łzy, które zbierają się w moich oczach. Nigdy nie sądziłam, że Ronald wybierze książkę.
- Ojj... Oczywiście, że nie. Ale zrobiłaś to tak nieoczekiwanie, że nie dotarło do mnie to co robisz.- pogłaskał mnie po włosach.- Cii... Nie płacz. Kocham Cię, wiesz?
- Oczywiście, że wiem. Ja Ciebie też kocham.- odparłam i pocałowałam go namiętnie w usta. Odwzajemnił mój pocałunek. Trwaliśmy tak jakiś czas do czasu, kiedy pewna mała ruda osóbka kaszlnęła znacząco. Oderwaliśmy się od siebie z niechęcią. Opadłam na siedzenie obok Rona i złapałam go za rękę.
- Hermiono, czego właściwie chciała od was dyrektorka?- zapytała Ginny po chwili, przerywając krępującą cisze.
- No wiesz, ona chciała nam powiedzieć czemu to my jesteśmy prefektami naczelnymi.- odpowiedziałam na jej pytanie. Widząc jej pytające spojrzenie dokończyłam.- Podobno mamy pogodzić pokłócone domy, no wiesz nasz i Ślizgonów. No cóż, to będzie trudne. Aha i powiedziała nam, że będziemy mieszkać w dormitoriach obok siebie.
Cała trójka jęknęła, dotarło do nich, że będę dzieliła z Malfoy’em łazienkę i pokój wspólny.
- Mcgonagall już totalnie odbiło! Przecież on może Ci coś zrobić!- oburzył się Harry.
- Ale po co? Przecież wojna się już skończyła, Voldemorta już nie ma, nie ma kto wydawać mu rozkazów.- odparłam głosem bez wyrazu.
- Jak to po co?!- Potter jeszcze bardziej się wściekł.- Dla swojej chorej Malfoy’owskiej przyjemności. Przecież ty jesteś sz...- zawahał się.
- No dokończ Harry. Tak jestem szlamą, ale on chyba ma jakieś swoje granice nie sądzisz?
- Może i ma ale ja mu nie ufam!
- Nie musisz! Przecież to nie ty będziesz z nim spędzał czas! A teraz skończmy ten durny temat nie mam ochoty się z wami kłócić. Malfoy’em się nie przejmujcie, dawałam sobie z nim rade przez 6 lat, to teraz też sobie poradzę.
Przez resztę podróży nie rozmawialiśmy o tym, chłopcy pochłonęli się rozmową o Quidditchu i o nadchodzących meczach, a ja z Ginny rozmawiałyśmy szeptem o tym co wydarzyło się po naszym spotkaniu na Pokątnej.
- Jeszcze raz jak Cię nazwał?- zapytała rudowłosa bardzo cicho tak, aby Ronald tego nie usłyszał.
- Nazwał mnie „śliczna”, ale wydaje mi się, że się przesłyszałam. On nie mógł tak powiedzieć o szlamie.
- Przestań się tak nazywać. Pochodzenie jest nie ważne. Spójrz na mnie i Rona, mimo iż jesteśmy czystej krwi nie mamy za wielu przyjaciół w Slytherinie.- wytknęła do mnie język.
- Może masz i rację.
- No ba, że mam.- zaśmiała się, a ja nie pozostałam jej dłużna.
- Gin, możemy iść pogadać na osobności?- zapytałem przerywając śmiech.
- Oczywiście, że tak Miona. Chodź na korytarz.
Wyszłyśmy z przedziału zostawiając w nim chłopaków, którzy nawet nie zauważyli, że ruszyłyśmy z miejsca, tak pochłonęli się rozmową.
- To o czym chcesz rozmawiać?- zapytała rudowłosa gdy oddaliłyśmy się od naszego przedziału i stanęłyśmy w oknie.
- No bo....ja....ja już chyba nie kocham Ronalda.- westchnęłam.
- Ojj... Spokojnie, to nic złego.- Ginny mnie przytuliła.- Nie masz się czym przejmować, on zrozumie.
- Ale ja się boję, że to zniszczy naszą przyjaźń...- załkałam i oparłam głowę o jej ramię. Ona przytuliła mnie jeszcze mocniej i zaczęła głaskać po włosach.
-Ciii... Nie płacz, będzie dobrze. Damy rade. Ale będziesz mu musiała sama to powiedzieć, rozumiesz Hermiono ?
- Taak.- jęknęłam.- Boje się...
- Będę przy tobie im szybciej mu powiesz tym lepiej, będzie mniej bolało.- uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Dobrze, powiem mu przed kolacja. A teraz chodźmy do przedziału, pewnie zastanawiają się gdzie nas wcięło.
Zaśmiałyśmy się obie i ruszyłyśmy w stronę przedziału, przed wejściem otarłam łzy a Ginny poprawiła mi włosy. Gdy już znalazłyśmy się w przedziale opadłyśmy na kanapę. Przytuliłam do siebie rudowłosą i zamknęłam oczy, po chwili już spałam. Obudził mnie troskliwy głos Rona:
- Miona, wstawaj. Musisz się przebrać w szkolną szatę, zaraz wysiadamy.
Posłusznie wstałam i nałożyłam na siebie czarną długą szatę. Powoli pociąg zaczął zwalniać, rudzielec ściągną mój kufer i sowę z pułki u góry i podał mi. Wyszliśmy z pociągu i stanęliśmy stacji w Hogsmeade. Widziałam przerażone miny pierwszoroczniaków, gdy Hagrid staną przed nimi. Razem z przyjaciółmi ruszyłam w stronę powozów ciągniętych przez testrale, zawsze zastanawiało mnie to jak one wyglądają. Kiedyś nawet poprosiłam Harry’ego aby ten mi je opisał, gdy tylko zobaczyłam je oczyma wyobraźni strasznie się przestraszyłam. W bibliotece natknęłam się na książkę w której było napisane, że aby zobaczyć testrale trzeba być światkiem czyjejś śmierci. Nie zazdrościłam Harry’emu i Lunie tego, że oni je widzą. Gdy już siedzieliśmy w powozie poczułam, że Ronald stara się objąć mnie ramieniem. Od razu odepchnęłam od siebie jego rękę, zdziwiony popatrzał na mnie i szepnął:
- Co Ci jest ?
- Nic, po prostu nie chce się przytulać.- szepnęłam w odpowiedzi. Chłopak popatrzał na mnie z żalem.- Później Ci wszystko wyjaśnię Ron, tuż przed kolacją.
- Dobrze, to jak będziemy już przed wejściem do zamku mi powiesz. Kolacja będzie za jakieś 10 minut, mamy czas.- stwierdził z uśmiechem. „Oj gdybyś wiedział, że chcę z tobą zerwać nie uśmiechałbyś się tak.”- pomyślałam. Gdy wysiedliśmy z powozu pociągnęłam Rona za rękę w stronę błoni Hogwartu. Stanęliśmy obok mojego ulubionego drzewa. Złapałam go za ręce i spojrzałam w oczy.
- Ron, bo ja muszę Ci coś powiedzieć.- zaczęłam.- To koniec
/Tusia

Rozdział III

                                                                         ***
Poczułam ciepłe promienie słoneczne lekko muskające moją twarz. Odtworzyłam powoli oczy, spojrzałam na zegarek i dostrzegłam że jest 9:20. Zerwałam się z łóżka i czym prędzej pobiegłam do łazienki odbyć co ranną toaletę. Gdy już byłam gotowa, z ulga stwierdziłam, że jest 9:40. Dzięki temu miałam jeszcze 10 minut na śniadanie, ponieważ pociąg do Hogwartu odjeżdża z peronu 9 i ¾  punkt 10:35. Pobiegłam do kuchni, moi rodzice już byli gotowi do wyjścia. Tata poszedł po mój kufer do pokoju, a mama podała mi dwa tosty i sok pomarańczowy. Pochłonęłam wszystko za jednym ugryzieniem, po czym popędziłam do przedpokoju ubrać się. Rodzice już tam na mnie czekali, ich zniecierpliwione twarze mówiły, że jeśli nie wyjdziemy za 5 minut nie zdążę na mój pociąg. Szybko się ubrałam, po czym całą rodzinką wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. W połowie drogi odezwał się mój tata:
- Hermiono, przyjedziesz do nas na święta bożonarodzeniowe prawda ? – w jego głosie można było usłyszeć nadzieję. Uśmiechnęłam się szeroko i odparłam:
- Oczywiście, że tak tatusiu.- uśmiechnął się do mnie, ale już nic nie powiedział. Za to wtrąciła się moja mama:
- I tak pewnie nie będziesz z nami spędzać czasu- powiedziała z nutką żalu, po czym dodała widząc moje pytające spojrzenie.- Będziesz uczyć się do tych całych owmentów.
- Owutemów mamo- żachnęłam się z uśmiechem, który ona odwzajemniła.
-No, tak tak, owmentów- znów się pomyliła, ale tym razem specjalnie. Przez całą dalszą drogę na jej twarzy błądził uśmiech, gdy opowiadałam jej co czeka mnie w tym roku.
Chwile później dotarliśmy na stację, rodzice przeszli ze mną przez poręcz i znikneliśmy pomiędzy peronem 9-tym i 10-tym. Przy ekspresie do Hogwartu jak zwykle panował chaos, rodzice żegnali się ze swoimi pociechami, sowy huczały a matki płakały. Szukałam wzrokiem moich przyjaciół. Namierzyłam dwie rude czupryny i jedną kruczoczarną, uśmiechnęłam się na samą myśl, że zaraz ich do siebie przytulę. Pożegnałam się z rodzicami, którym nie za bardzo odpowiadało to miejsce, za każdym razem gdy tu byliśmy czułam emanujący od nich lęk. Czuli się tu źle, bali się, że jakiś "czystokrwista", który nienawidzi mugoli i szlam, taki jak Malfoy przemknęło mi przez myśli, coś im zrobi. Pospiesznie opuścili peron 9 i ¾ , a ja wzięłam swój kufer oraz sowę i poczłapałam do przyjaciół. Po drodze dostrzegłam platynową gęstą czuprynę. Przyspieszyłam kroku, nie chciałam z nim teraz gadać, nie chciałam aby zepsuł mi ten dzień. Rzuciłam się w stronę przyjaciół krzycząc:
-Harry, Ron, Ginny!
-Hermiona!- odparli chórkiem.
Przytuliliśmy się do siebie.
- Jak minęły wam wakacje ? – zapytałam, odklejając się od nich.
- Cudownie ! – żachnął się Ron. – Harry do nas przyjechał od razu po bitwie.
Na dźwięk ostatniego słowa cała nasza czwórka zadrżała. Walkę z Voldemortem Harry stoczył tuż po rozpoczęciu letnich wakacji, to był chyba najgorszy ale jednocześnie najlepszy początek lata. Najgorszy, bo ponieśliśmy poważne straty w ludziach, za to najlepszy, ponieważ nareszcie wybraniec pokonał Czarnego Pana i od tej chwili mogliśmy żyć spokojnie. Najbardziej wszystkich frustrowało to, że najwięksi sprzymierzeńcy Toma, to jest Malfoyowie nie ponieśli konsekwencji swoich czynów i dalej bez karnie chodzili po świecie. Ciszę przerwał rozłoszczony głos Harry’ego:
-Wcale nie były takie znowu fajne.- wysyczał przez zaciśnięte zęby.- Ci idioci z Ministerstwa Magii oczyścili Malfoya ze wszystkich zarzutów! Jak oni mogli to zrobić! Tak po prostu wypuścili go z Azkabanu, jakby nigdy nic! Jakby nic nie zrobił!
-Nie unoś się tak bliznowaty! Cały peron Cię słyszy!- usłyszeliśmy za sobą pogardliwy głos Dracona. Momentalnie odwróciliśmy się w jego stronę.
- Zamknij mordę Malfoy!- warknął Ron.
- Bo co mi zrobisz?!- zaśmiał się, po czym na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek.
- Zabiję!!!- warknął w odpowiedzi, jednym zwinnym ruchem dobył różdżki. Draco nie został mu dłużny, też sięgnął po swoją.
- Dosyć tego!- krzyknęłam stawając pomiędzy nimi.- Zachowujecie się jak dzieci! Wojna się już skończyła! Ty już nie musisz zgrywać bohatera!- warknęłam w stronę rudzielca, który się oburzył.- A ty nie musisz już dłużej zgrywać kogoś kim nie jesteś!- spojrzałam na Malfoya, w jego oczach było widać wściekłość i ból.
- Ty nic nie wiesz!- krzyknął na mnie oburzony.
- Uspokójcie się w tej chwili!
- Hermiona daj spokój- szepnął Ron.- Ludzie patrzą.
- Co, Weasley wstydzisz się tego, że sam się nie umiesz obronić i szlama Cię musi ratować? – zakpił blondyn. Na dźwięk tego obraźliwego słowa zadrżałam. Jeszcze wczoraj rano inaczej się o mnie wyrażał. Wiedziałam, że to zbyt piękne aby mogło być prawdziwe i trwać wiecznie.
- Pieprz się idioto!- wtrącił swoje trzy grosze rudzielec.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
- On miał na myśli, idź się pieprzyć ze swoimi dziwkami bo tylko to potrafisz!- wysyczałam w jego stronę przez zaciśnięte zęby. W każde słowo włożyłam tyle jadu, aby bolało jeszcze bardziej. Jednak po Malfoyu nic nie było widać, żadnych uczuć, nic, jego twarz była bez wyrazu, jakby z kamienia, jakby to była maska nie ludzka twarz.
- Jak mnie nazwałaś?! Ty szlamo!- oburzyła się Pansy.
- Spieprzaj Parkinson. Odnośnie dziwek ona ma rację, ty nią jesteś. – Draco uśmiechną się pogardliwie w stronę brunetki. Schował różdżkę do kieszeni, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi do pociągu, za nim jak wierny kundelek pobiegła Parkinson. Ron także schował swoją i spojrzał na mnie oburzonym wzrokiem. Wyprzedziłam jego pytanie:
- Jestem prefektem, rozdzielanie bójek czy kłótnie należy do moich obowiązków. A teraz chodźmy do naszego przedziału, pociąg zaraz rusza.
Posłusznie każdy wziął swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy już znaleźliśmy się w przedziale runęliśmy na siedzenia.
- Muszę się wam czymś pochwalić.- Powiedziałam w pewnym momencie podróży.- Zostałam prefektem naczelnym! Czy to nie cudownie?
Na moje pytanie wszyscy przytaknęli. Zerknęłam na zegarek, za 10 minut miało się odbyć zebranie wszystkich prefektów.
- Najbardziej ciekawi mnie kto jest drugi.- przerwałam ciszę.- Ron za 10 minut zebranie.
- Tak wiem, wiem.- odparł nadal na mnie zły.
- Oj, nie obrażaj się. Jeszcze byś mu coś zrobił i by Cię ze szkoły wywalili. A przecież chcesz zostać najlepszym na świecie aurorem.- uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, każdy z nas wiedział, że mimo iż rudzielec poprawił się w zaklęciach to i tak nic by nie zrobił Draconowi. Kolejne 8 minut przesiedzieliśmy w ciszy, ja wpatrywałam się w krajobraz za oknem, Ron już mniej zły czytał Quidditch przez wieki, Ginny smacznie spała w objęciach Harry’ego, który zaczytał się w Proroku Codziennym. Jeszcze raz spojrzałam na zegarek, po czym podniosłam się, szturchnęłam Rona i szepnęłam tak cicho aby nie obudzić Ginny: - Chodź, za 2 minuty spotkanie.
Chłopak spojrzał na mnie znad książki wzrokiem mówiącym że mam się odwalić, ale posłusznie wstał i ruszył za mną w stronę drzwi od przedziału. Przeszliśmy przez długi korytarz. Stanęliśmy przy ostatnich drzwiczkach. Położyłam rękę na klamce i lekko ją nacisnęłam. Weszłam pierwsza a tuż za mną Ronald. Nie było jeszcze wszystkich. Na razie byli tu tylko prefekci z Huflepufff i opiekunka Gryffindoru.  Profesor Mcgonagall przywitała nas bladym uśmiechem i wskazała na siedzenia.
- Dzień dobry Panno Granger i Panie Weasley.
- Dzień dobry Pani profesor.- powiedzieliśmy chórkiem i opadliśmy na kanapę.
- Dobrze czyli przyszli już prefekci Gryfonów i Puchonów, teraz czekamy już tylko na prefektów Ślizgonów i Krukonów.- westchnęła Minerwa, po czym dodała szeptem- spóźniają się.
Po jakimś czasie do przedziału weszli Krukoni, przepraszając. Jednak Mcgonagall ukarała ich dom odejmując im 10 punktów. Tuż za nimi do przedziału weszli Ślizgoni, oni też zostali pozbawieni 10 punktów. Podniosłam wzrok i dostrzegłam Dracona i Blaise. Westchnęłam rozpaczliwie. Dostrzegłam, że siedzący obok mnie Ron napiął mięśnie. Zobaczywszy to Malfoy uśmiechnął się pogardliwie i szepnął coś do Zabiniego. Usiedli na wolnych miejscach i spojrzeli na zniecierpliwioną opiekunkę Gryffindoru.
- Dobrze skoro są już wszyscy- zaczęła.- Pragnę przedstawić wam nowych prefektów naczelnych. A są nimi mianowicie Panna Hermiona Granger i Pan Draco Malfoy.
- Słucham?- niemalże krzyknęłam.- Jak to on jest drugim prefektem naczelnym?
- Jest prefektem naczelnym, ponieważ razem z profesorem Slughornem doszliśmy do wniosku, że razem z Panem Malfoy’em  doskonale nadajecie się na to stanowisko.- zobaczywszy moje spojrzenie i to, że otwieram usta aby coś powiedzieć, dodała głosem nie znoszącym sprzeciwu.- Bez dyskusji Panno Granger. A teraz wysłuchajcie swoich obowiązków. Co wieczór oprócz soboty przez 3 godziny od 19 do 22, będziecie razem patrolować północne skrzydło zamku, natomiast Pan Weasley i Pan Zabini w tym czasie będą patrolować skrzydło południowe.
Od momentu, w którym Mcgonagall powiedziała, że razem z tą głupią fretką mam patrolować korytarze przestałam jej słuchać. Zastanawiałam się nad tym jak ja zniosę 3 godziny z jego chamskimi komentarzami. W mgnieniu oka skończyło się spotkanie, podniosła się z kanapy aby wyjść kiedy zatrzymała mnie opiekunka Gryfonów:
- Hermiona zaczekaj, Panie Draco, pana też proszę.
Posłusznie zostaliśmy. Skierowałam mój wzrok w dół, wpatrywałam się intensywnie w moje stopy jakbym widziała w nich coś interesującego. Robiłam wszystko, aby tylko nie spojrzeć na Ślizgona.
- Posłuchajcie mnie. Zostaliście wyznaczeni do pewnego zadania. Nie bez powodu to wy zostaliście prefektami naczelnymi.- Mcgonagall spojrzała na nas i kontynuowała swój monolog.- Waszym zadaniem jest pogodzić zwaśnione domy. Razem z Horacym doszliśmy do wniosku, że wy nadajecie się do tego najlepiej. A teraz idźcie już do swoich przyjaciół, miłej podróży. Aha i jeszcze jedno, wasze nowe dormitoria znajdują się na czwartym piętrze.
Gdy skończyła mówić pożegnała się z nami. Ja ruszyłam w stronę swojego przedziału i przyjaciół, a Malfoy w drugą. Nie spoglądając za siebie znikłam za drzwiami.
  /Tusia

sobota, 19 stycznia 2013

Lista rozdziałów

..♥


 ..♥

Rozdział II


                                                         ***

Powoli zbliżałem się do Pokątnej kiedy zobaczyłem ją. Właśnie witała się z tą zdrajczynią krwi, Ginny Weasley.
Chwile rozmawiały po czym weszły do księgarni. „Ta szlama strasznie się zmieniła przez te wakacje”- pomyślałem. Granger stała się bardziej kobieca, bardziej pociągająca. A te jej włosy, były po prostu cudowne. Co ja robię?! Fantazjuje o szlamie?! Ojciec by mnie zabił jakby o tym wiedział. Ale ona tak pięknie wygląda w tych jeansach i tej luźnej koszulce. Draco opanuj się ! Poszedłem za nimi do księgarni, w końcu sam musiałem kupić książki. Stanąłem w kolejce tuż za nimi. Poczułem zapach kakao i owoców, od razu namierzyłem źródło tej woni, to były włosy i ciało Hermiony. Na chwilę przestał dla mnie istnieć świat, byłem tylko ja i ten cudowny zapach. Gdy się „ocknąłem” dziewczyn już nie było a sprzedawca patrzał na mnie dziwnie.
-Czego się gapisz?!- warknąłem, a sprzedawca od razu podał mi moje książki. Zapłaciłem i wyszedłem, trzaskając za sobą drzwiami.
Gdy miałem już wszystko, postanowiłem odesłać rzeczy do domu a sam zacząłem szukać Grenger. Nie chciałem wierzyć w to co właśnie robię, ja Draco Malfoy uganiam się za szlamą?! Miałem nadzieję, że może jednak jej nie znajdę, że ona jest już w domu. Tak się zagapiłem, że aż wpadłem na kobietę wywalając ją na ziemię razem ze wszystkimi jej rzeczami.
-Uważaj jak chodzisz!- wysyczałem przez zaciśnięte zęby i spostrzegłem, że na ziemi leży obiekt moich poszukiwań....

                                                        ***

Pożegnawszy się z Ginny ruszyłam do domu, i wtedy na niego wpadłam. Wywaliłam się na ziemię.
– Uważaj jak chodzisz! – warknął sam Draco Malfoy.
– Ja mam uważać?! To ty na mnie wpadłeś! – krzyknęłam na niego
W tym właśnie momencie zrozumiał na kogo wpadł.
-Sz.... – słowo uwięzło mu w gardle, zawahał się - .....Hermiona
To było dziwne, nigdy wcześniej nie zwrócił się do mnie po imieniu. Co się takiego stało, że zmienił sposób zwracania się do mnie.
- Bardzo Cię przepraszam- wybąkał, prawie nie zrozumiale.
- Coś nie tak?- zapytałam się.
-  Nie, czemu?- szczerze się zdziwił.
-  Nigdy wcześniej nie powiedziałeś do mnie Hermiona, zawsze było per szlamo albo Grenger. Czemu teraz tak do mnie nie powiedziałeś?
- Zmieniłem się przez te wakacje. I widzę, że ty również- zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Hmm.... może Draco rzeczywiście się zmienił, w końcu to jego zachowanie jest bardzo dziwne i niepodobne do jego osoby.
- Poczekaj, pomogę ci.- zaproponował, po czym upadł na kolana i zaczął zbierać książki. Siedziałam i po prostu gapiłam się na niego, to wszystko było nowe. Malfoy mój największy wróg zbierał z ziemi moje książki. Zrobił to jednak z pośpiechem jakby bał się, że ktoś go zobaczy. Szybko się z tym uwinął.
- Ok., to teraz ty.- powiedział z dziwnym uśmiechem podając mi rękę. Nie wiedząc co mam zrobić chwyciłam ją i zadrżałam. Jego dłoń była taka silna i taka męska. Gdy mnie podnosił czułam, że nie pozwoli mi znowu upaść. To było dziwne. Zauważyłam, że on też zadrżał. Ciekawiło mnie z jakiego powodu.
- Dobra Malfoy, ja muszę już iść.- powiedziałam z nutką wrogości. Gdy zobaczyłam jego minę, dodałam.- Muszę się jeszcze spakować, Ty zapewne również.
- Tak- odpowiedział i dodał – zobaczymy się jeszcze ?
- Zapewne w szkole- zadrżałam na samą myśl, że w szkole będę musiała tolerować jego chamskie zachowanie.
- To, do zobaczenia w szkole śliczna.- powiedział muskając mnie po policzku dłonią po czym poszedł w stronę banku.
- Śliczna?- zdziwiłam się po cichu gdy odchodził. Zapewne się przesłyszałam, Malfoy nigdy by tak do mnie nie powiedział. To całe jego zachowanie było dziwne, jakby nie był sobą, jakby ktoś za pomocą zaklęć wcielił się w jego postać i próbował mnie zwieść. W ogóle po co ja się tym przejmuje, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Jak np. szkoła w końcu to ostatni roku muszę wszystko zdać z najlepszą oceną, no i jeszcze zostałam prefektem naczelnym. Ruszyłam w stronę domu i postanowiłam nie zawracać sobie nim głowy. W domu spakowałam się i poszłam spać z myślą, że jutro jadę do mojego drugiego domu, do Hogwartu. 
             /Tusia

Rozdział I

                                                                ***

  Obudziłam się rano, tak gdzieś pomiędzy 7 a 8. Wstałam z łóżka i doczłapałam się do mojej łazienki. Spojrzałam w lustro i dostrzegłam, że zmieniłam się przez te wakacje. Moje włosy przestały wyglądać jak siano, teraz spływały kaskadą na moje ramiona. Moje ciało zaokrągliło się nieco, może i nie miałam talii osy ale według mnie i tak byłam szczupła w pasie i szeroka w biodrach. Złapałam szczotkę w dłoń i powoli zaczęłam rozczesywać włosy. Gdy już skończyłam włączyłam wodę i weszłam pod prysznic.  Sięgnęłam po mój ulubiony szampon o owocowym zapachu. Wtarłam go powoli we włosy, następnie spłukałam. Użyłam płynu pod prysznic o zapachu kakao. Gdy już spłukałam go dokładnie wyszłam spod prysznica i starannie wytarłam się ręcznikiem, wtarłam w siebie balsam i ubrałam w zwykłe jeansy i koszulkę z napisem I love NY.
- Hermiono! Wstawaj, za 10 minut śniadanie! - usłyszałam z parteru głos mamy.
- Dobrze! Już idę ! - odkrzyknęłam jej wychodząc z łazienki.
        Zeszłam na dół i usiadłam przy stole. Moja mama właśnie nakładała na talerze naleśniki.
- Jakie masz dziś plany? -zapytała, a później dodała- To ostatni dzień wakacji, jutro jedziesz do Hogwartu. 
- Tak wiem mamo, te wakacje strasznie szybko minęły. Hmmmm.... myślę, że powinnam zrobić zakupy do szkoły. Zaraz napisze list do Ginny czy nie poszłaby ze mną -odpowiedziałam zjadając swoje naleśniki na ciepło z nutellą i bananami oblane sosem klonowym. Gdy już skończyłam pobiegłam na górę umyć zęby i wziąć torbę. Potem sięgnęłam po pergamin i napisałam krótki list do mojej przyjaciółki:
                              Droga Ginny!
Wybieram się na Pokątną zakupić rzeczy potrzebne do szkoły. Zastanawiam się czy chciałabyś mi towarzyszyć podczas tych zakupów? 
                                                                                                 Proszę odpisz szybko,
                                                                                                                  Hermiona.
Podałam list Evy sowie, którą dostałam od rodziców na 17 urodziny, i wypuściłam ją przez okno.
Po jakiś 15 minutach dostałam odpowiedzieć:
                              Kochana Hermiono!
Z przyjemnością będę Ci towarzyszyć, spotkajmy się o 10 na Pokątnej.
                                                                                                        Ginny.
Gdy przeczytałam list spojrzałam na zegarek, była 9:30. Zeszłam na dół z torbą, po czym ubrałam buty i wyszłam spotkać się z moją przyjaciółką.

                                                                                ***

Wstałem dosyć późno bo o 9. Umyłem i ubrałem się w pośpiechu, mój ojciec nie lubi gdy spóźniam się na posiłek. O 9:45 byłem na dole, oczywiście nie zdążyłem. Usiadłem w ciszy, po czym wziąłem do ręki widelec i zacząłem zjadać moje naleśniki.
- Draco, wypadałoby jakbyś dziś poszedł na Pokątną zrobić zakupy do szkoły- powiedział Lucjusz z  tonem nie znoszącym sprzeciwu i dodał - całe wakacje nic nie robisz tylko się obijasz.
- Dobrze, jak tylko zjem, pójdę kupić wszystko co jest mi potrzebne- odparłem głosem bez wyrazu.
Zjadłem w pośpiechu, ponieważ czułem, że jeśli nie wyjdę w ciągu 10 minut nie będzie za dobrze. Poszedłem jeszcze na góre umyć zęby i ułożyć włosy w moją firmową grzywkę. Po chwili byłem już gotowy do wyjścia. Zszedłem na dół, i skierowałem się do drzwi. Przechodząc obok bawialni zobaczyłem niezadowoloną minę ojca, od czasu gdy Voldemort zginął zachowywał się jeszcze dziwniej niż zwykle. Było tak jakby obwiniał mnie o to, że wtedy w pokoju życzeń nie uszkodziłem trwale Pottera. Najwyraźniej pokładał we mnie większe nadzieje. Spojrzałem na zegarek, była już 10. "Ojciec zabije mnie jeśli nie wrócę przed 12"- pomyślałem zacząwszy biec. Powoli zbliżałem się do Pokątnej, i wtedy zobaczyłem ją....
                 /Tusia