Lista Rozdziałów

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XV

- Hermiono jak mogłaś to zrobić?!- krzyknął chłopak po czym wbiegł do mojego pokoju nie czekając na zaproszenie.
- Nie wiem o czym mówisz, Ronaldzie. - patrzyłam na rudzielca zdezorientowana. Miotał się po całym pokoju żywo gestykulując i chodząc w kółko.
- Nie udawaj! - ryknął na mnie stając w miejscu - Widziałem Cię z nim na korytarzu!
- To chyba nie jest zbrodnia chodzić korytarzem? - spojrzałam na niego lekko unosząc ironicznie lewą brew.
- Wy się CAŁOWALIŚCIE! - krzyknął mocno akcentując ostatnie słowo. Poczułam jak policzki zaczynają mi płonąć i zmieniają swój kolor na czerwony. Spuściłam szybko wzrok na swoje splecione dłonie. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Nie chciałam tego pocałunku ale także nie protestowałam, podobał mi się chociaż był nie na miejscu.
- Ron to nie tak... - zaczęłam szeptem ale chłopak szybko mi przerwał.
- Wiem co widziałem! Nie zaprzeczysz temu! Mnie tak nigdy nie całowałaś! To jest Twój wróg a ty go jeszcze całujesz W TEN SPOSÓB. - wypowiadając ostatnie trzy słowa spojrzał na mnie w sugestywny sposób. - Do łóżka już pewnie też z nim poszłaś. Wiedziałem, że się puszczasz. Od początku naszego związku. Z kim to robiłaś jak byliśmy razem? No mów!
Spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach. Nie potrafiłam do puścić do siebie tego, że Ron mógł powiedzieć coś takiego o mnie. Ale przesadził mówiąc, że go zdradzałam.
- Skoro miałeś mnie za taką dziewczynę to dlaczego ze mną byłeś, co? - zapytałam go ironicznie głosem pozbawionym emocji. Wyraz twarzy miałam opanowany, przybrałam maskę obojętności. Zdziwiło i przestraszyło to lekko chłopaka. Ale od razu się opanował. Tylko w moich oczach można było dostrzec ból jaki zadał mi swoimi słowami.
- Bo nie spodziewałem się, że kiedyś będziesz Ślizgońską dziwką. Myślałem, że Cię naprostuję. Poza tym byłaś taka niepozorna i cicha, teraz się zmieniłaś. Umiesz się odszczekać. Zapewne Zabini też Cię pieprzy.
To było już przegięcie. W dwóch krokach pokonałam odstęp 2 metrów, który nas dzielił. Siarczyście się zamachnęłam i uderzyłam chłopaka mocno z pięści w twarz. Później wyciągnęłam różdżkę skierowałam ją w niego i szepnęłam zaklęcie, które sprawi, że żaden eliksir Pani Pomfrey nie pomoże chłopakowi. Będzie musiał czekać aż jego obrażenia same się wygoją.
- Słuchaj kretynie. - powiedziałam hardo w jego stronę. - Nie pozwolę sobie, żeby chłopak Twojego pokroju mnie obrażał. Jesteś frajerem Ron, ciesz się, że taka Lavender chce z Tobą być, bo gdyby nie odrabiała za ciebie lekcji już dawno by Cię stąd wylali. Nic sam nie umiesz zrobić, ledwo potrafisz sam obronić pętli. Gdybym nie skonfundowała McLaggena nie dostałbyś się do drużyny. Jesteś ofermom. A dla Twojej wiadomości Ronaldzie, nigdy nie byłam z żadnym chłopakiem w łóżku. Byłam Ci wierna i puki co nie zamierzam tracić swojej cnoty. Żegnam!
Wskazałam mu ręką drzwi. Powoli podniósł się z ziemi i wyszedł z mojego dormitorium. Ja tymczasem usiadłam w rogu na podłodze i zaczęłam płakać. Nie sądziłam, że słowa chłopaka mogą mnie aż tak zaboleć. Na ogół nie przejmowałam się tym co ten matoł gadał, jedyna sytuacja kiedy mnie zranił była na Balu Bożonarodzeniowym w czwartej kasie, wątpił w tedy z Harrym, że ktoś może zaprosić mnie na niego. Czekał wtedy do ostatniej chwili żeby mnie poprosić. To było żałosne.

A teraz co. Jak on mógł powiedzieć o mnie takie słowa. Kiedyś myślałam, że tylko on, Harry i Ginny tak na prawdę mnie znają i rozumieją ale co do Rona to się przeliczyłam. W ogóle mnie nie znał i nie szanował. Tak na prawdę miał mnie za najgorszą, tylko dlatego, że nie chciałam już z nim być. Ale dość już tego użalania się nad sobą. Szybkim ruchem starłam łzy  z twarzy i wstałam z podłogi. Poprawiłam swoją szatę i wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym na kanapie siedzieli dwaj Ślizgoni popijając Ognistą. Podeszłam do najbliższego fotela i usiadłam w nim nie patrząc na chłopaków. Rzucili mi zdziwione spojrzenie ale olałam to.
- Nalej mi Malofy. - powiedziałam do blondyna sugestywnie patrząc na do połowy pełną butelkę.
- Jesteś pewna? - spytał ironicznie podnosząc lewą brew ku górze. Kiwnęłam mu głową. - No okey. Trzymaj Granger.
Podał mi szklankę z bursztynowym płynem lekko się uśmiechając, prawie niezauważalnie. Wzięłam od niego trunek. Przez chwilę ze skrzywieniem patrzyłam na ciecz. Nigdy nie przepadałam za Ognistą Whiskey, wolałam piwo kremowe. Ale teraz miałam ochotę na coś mocniejszego. Upiłam mały łyk ze szklanki i nieznacznie się skrzywiłam. Zabini, który do tej pory w ogóle się nie odezwał zaśmiał się cicho.
- Cóż nie jest to piwo kremowe, Gryfoni chyba nie przywykli do mocniejszych napoi, co Hermiono? - spojrzał na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam. - Co ty w ogóle zrobiłaś Wieprzelejowi? Wyszedł z Twojego dormitorium jak zlękniony baranek trzymając się z twarz. Ze Smokiem śmieliśmy się, że zostanie mu limo.
- Zabini nie chce o tym rozmawiać. - odparłam ostro, przybrałam na twarzy znów tę samą maskę co wcześniej przy Ronie. Nie była nawet świadoma tego, że zachowuje się jak Draco. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to od niego nauczyłam się tej mimiki twarzy. Zdecydowanie za dużo czasu z nim spędzasz Hermiono.  Zbeształam siebie w myślach.
- Jak się czujesz po eliksirze, Granger? - blondyn lekko zmienił temat, byłam mu za to wdzięczna. I tak byłam świadoma tego, że wszystko słyszeli.
- Dobrze, nie czuję żadnych efektów ubocznych.- odparłam biorąc kolejny łyk.
- Granger, nie przejmuj się tym debilem. Nie jest wart Twoich nerwów. - powiedział powoli Draco ostrożnie dobierając słowa. - On powinien Cię teraz wspierać a nie robić Ci wyrzuty z mojego powodu.
- Dzięki... - szepnęłam, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Draco na prawdę się o mnie martwił, było to widać. Jeśli wcześniej miał wobec mnie jakieś swoje chore plany to teraz się to powoli zmieniało, przynajmniej miałam taką nadzieję.

Jego słowa i pomoc na prawdę dużo dla mnie znaczyły, dzięki nim czułam, że mam siłę by wygrać z Bellatrix. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak i kiedy to zrobię. Wiedziałam tyle, że muszę być silna i dzielna dla moich rodziców. Muszę ich uratować, dalej grozi im niebezpieczeństwo. Właśnie moi rodzice, dawno nie miałam od nich żadnych wieści. Co się teraz z nimi dzieje, czy są zdrowi i bezpieczni... Są w Norze, nic nie powinno im tam grozić, nikt ich tam nie znajdzie ale jednak dalej się o nich boję. To w końcu tylko mugole nie obronią się sami. Szybko dopiłam bursztynową ciecz i wstałam z fotela. Rzuciłam chłopakom przez ramię dobranoc i nie czekając na ich odpowiedź wbiegłam do swojego dormitorium. Podeszłam do biurka, wyciągnęłam pergamin i pióro. Zaczęłam kreślić szybko litery na papierze. Chciałam to zrobić jak najszybciej. Muszę być pewna, że nic im nie dolega.
Drodzy rodzice!

Jak tam u was? Odkąd jesteście w Norze nie odzywacie się, wszystko z wami w porządku? Pewnie Pani Molly ciągle was czymś zagaduje i nie macie czasu do mnie napisać. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Postaram się jak najszybciej sprawić, żebyście wrócili do domu. Nie wiem jeszcze jak to zrobię ale obiecuję wam, że wszystko będzie w porządku. Ochronię was. Odpiszcie jak najszybciej, martwię się.
Wasza kochająca,
Hermiona

Wsadziłam list do koperty i przyczepiłam do nóżki Evy, sówka zahuczała po cichutku. I przekrzywiła główkę czekając na adres.
- Masz zanieść to moim rodzicom, są w Norze Weasleyów. Leć jak najszybciej i uważaj na siebie. - powiedziałam do mojej płomykówki podchodząc do okna i otwierając je. Mała zahuczała mi na znak zrozumienia i wyleciała w mrok. Nie wiedziałam, że jest już tak późno. Czas zażyć eliksir i pójść spać Hermiono, jutro też jest dzień.  Powiedziałam do siebie w myślach. Poszłam szybko się przebrać. Wróciwszy z łazienki sięgnęłam do swojej apteczki i wyciągnęłam z niej odpowiedni eliksir, pociągnęłam łyk. Podeszłam do łóżka, położyłam specyfik na szafce nocnej i wślizgnęłam się pod kołdrę. Kręciłam się długo nie mogąc zasnąć. Dziwnie mi się leżało samej, bez silnych ramion chłopaka, który mnie obejmował każdej nocy od miesiąca.
- Uhh, gdyby Malfoy tu był od razu bym zasnęła. - powiedziałam do siebie trochę za głośno niż zamierzałam. - Mam nadzieje, że tego nie słyszeli. - dodałam już szeptem.
Przekręciłam się na drugi bok, twarzą do drzwi mając nadzieję, że tym razem zasnę.
- Pani wzywała? - powiedział pociągająco chłopak stojąc w otwartych wrotach do mojego dormitorium.

1 komentarz:

  1. Uuuu dzieje się. ;3 super rozdział, tylko znów taki krótki ;< Mogłaś dodać jeszcze więcej akcji, wydarzeń bo była tylko kłótnia, rozmowa w salonie i Hermi poszła spać. Pisaj więcej :*

    OdpowiedzUsuń