***
Biegłam ile sił w nogach, przez puste już dawno korytarze.
Większość uczniów była już pewnie pod klasami albo, co gorsza, w nich.
Wiem, że nawet jak się spóźnię, to Slughorn aż tak bardzo mnie nie
ukaże. W końcu, on nie jest nietoperzem. Zaśmiałam się w duchu na to
porównanie, przecież daleko mu do mistrza eliksirów Hogwartu, chociaż
sam też był wybitnym nauczycielem ale do Snape’a czuło się ogromny
respekt, gdy tylko znajdował się w klasie.
Zbiegłam właśnie z ostatnich schodów prowadzących do lochów, przelotnie zerknęłam na tarcze mojego zegarka. 8:58. Może zdążę.
Skierowałam swoje kroki czym prędzej w stronę klasy od Eliksirów. Gdy
znajdowałam się zaledwie 20 metrów od niej prawie biegłam. Z nerwów
poprawiłam guziki mojej szaty i pasek torby, gwałtownie skręciłam za
róg, od klasy dzieliło mnie już tylko jakieś 10 kroków. Zobaczyłam
platynową grzywę przechodzącą przez próg drzwi do sali. Przyspieszyłam.
Nie.... nie dlatego, że ON tam wchodził tylko dlatego, że wchodził
ostatni i już zamykał za sobą drzwi. Tylko 9 kroków od drzwi. 7, 5, 3.
Już byłam przy nich, i wtedy on je gwałtownie zamknął. Zdążyłam tylko
zobaczyć przed tym jak trzasnęły jego wredny uśmiech skierowany w moją
stronę. Czym prędzej chwyciłam klamkę i mocno pociągnęłam w swoją
stronę, po czym zdyszana wpadłam do klasy ledwo łapiąc oddech. Wszyscy
zdążyli już zająć swoje miejsca i teraz patrzyli na mnie z
zainteresowaniem.
-Prze.. przepraszam za spóźnienie profesorze.- wysapałam, szukając wzrokiem Harry’ego i Rona.
- Nic się nie stało panno Granger, wcale tak bardzo się pani nie
spóźniła. Dlatego odejmę pani tylko 5 punktów, a teraz proszę usiąść.
- Dobrze, dziękuję.- skinęłam głową i ruszyłam do trzeciej ławki, w
której siedział mój przyjaciel. Posłał mi uspokajające spojrzenie i
ciepły uśmiech. Dobrze wiedział co się ze mną dzieje, mimo iż nic mu nie
mówiłam. Wiedział, że Ron wcale mi się nie podobał, że byłam z nim
tylko pod wpływem impulsu i chęci pokazania, że największa szlama i
kujonica w szkole też może mieć chłopaka, mimo iż jest to rudy Weasley.
Harry też zdawał sobie sprawę z tego, że cierpię. Cierpię, ponieważ
mimo, iż Ronald zapewniał mnie o swoich uczuciach, teraz mizdrzy się do
Lavender w ostatniej ławce. To oznaczało dla mnie tylko jedno. To, że
każde jego słowo, każda nawet najmniejsza pieszczota była kłamstwem i
próbą zaciągnięcia mnie do łóżka. Ale ja nie jestem głupia. Już tydzień
po tej imprezie zauważyłam, że rudzielec się zmienił, i to na gorsze.
Odkąt został bohaterem zaczął zgrywać kogoś kim nie jest. Może dalej był
moim najlepszym przyjacielem, ale pokazywał to ile dla niego jest warta
sława i ile może dla niej poświęcić. Równie dobrze mógł zmienić się
przez to, że dorósł i dojrzał, przestał być małym chłopcem, który
widział we mnie tylko przyjaciółkę. Zaczął patrzeć na mnie inaczej niż
wcześniej. Chyba dostrzegł, że jestem kobietą. Albo po prostu dostrzegł
we mnie to, że mam dość spore piersi i pupę. Może widział we mnie
potencjalną kandydatkę na pierwszy raz....
Odegnałam te złe myśli i
zajęłam miejsce obok Harry’ego. Nieważne co we mnie widział, Ron to
dalej mój przyjaciel, mimo iż zaczął się mną interesować tylko dla
seksu. Kocham go, kocham jak brata i to się nie zmieni.
„Kurna co
ty pleciesz?!”- odezwał się cicho ale dobitnie głosik w mojej
głowie-„Przecież on próbował Cię uwieść i wykorzystać seksualnie! Był z
tobą a teraz obłapia Brown przy całej klasie! Mimo, iż to ty z nim
zerwałaś potraktował Cię jak szmatę! I ty mu po tym wszystkim chcesz
wybaczyć?!”
To w końcu mój przyjaciel...
„Przyjaciel mówisz?”- zapytał z ironią równą Malfoyowi.-„Czy przyjaciel zachowywałby się tak?”
Zignorowałam te złośliwe docinki mojej podświadomości, wyjęłam książki i
postanowiłam się skupić na lekcji. Nagle przede mną zmaterializował się
mały skrawek pergaminu. Spojrzałam na Harry’ego, który posłał mi
ciekawskie spojrzenie, chwyciłam karteczkę i ostrożnie, tak żeby
Slughorn nie zauważył, otworzyłam. Zielonym atramentem i starannym
pismem ktoś nakreślił kilka słów. Może było ich niewiele ale każde
przesycone było ironią i wyższością, nawet gdyby nadawca się nie
podpisał i tak bym wiedziała kto to.
Czyżby Wiewiór już nie chciał takiej szlamy jak ty ? Oj jakie to przykre. Czyżbyś nie była wystarczająco dobra w łóżku?
D.M.
Zabiję
tą tlenioną fretkę, czemu on musi mi sprawiać tyle przykrości, czemu
teraz zaczęło mnie to boleć. Przez te 6 lat powinnam się przyzwyczaić.
Spojrzałam na Harry’ego zapłakana. Chłopak posłał mi pocieszający
uśmiech wyrwał mi wiadomość z ręki, odwrócił i zaczął coś pisać.
Spojrzałam mu przez ramię starając przeczytać to co napisał, jedyne co
zdążyłam ujrzeć to „Odpieprz się od niej Malfoy! Musisz ją dobijać?!
Podobno się zmieniłeś!”. Potem brunet wyjął różdżkę, wycelował nią w
karteczkę wyszeptał zaklęcia i pergamin zniknął. Spojrzałam na niego
wdzięcznie a potem skierowałam swój wzrok w stronę tlenionego. Pochylał
się właśnie nad ławką i czytał wiadomość. Po chwili spojrzał w naszą
stronę, jego twarz była bez wyrazu, jedynie z oczu można było coś
wyczytać. To co tam ujrzałam strasznie mnie zdziwiło. Zobaczyłam w nich
ból, smutek, przeprosiny, coś na kształt zazdrości i współczucie.
Podobno oczy to zwierciadło duszy. Czyżby on naprawdę się zmienił? Ale
dlaczego dalej zachowuje się tak jakby Voldemort żył, jakby status krwi
dalej był ważny. Chociaż jak tak się nad tym dłużej zastanowić, to tak
go wychowano. Jego ojciec mu wmawiał, że mugole i mugolaki są gorsi od
czarodziejów czystej krwi. Westchnęłam zrezygnowana. Draco na pewno się
chce zmienić, ale to będzie długa i ciężka droga. W końcu trudno jest
się przeciwstawić rodzicom, których darzy się wielkim szacunkiem.
Posłałam
mu życzliwy uśmiech i odwróciłam się w stronę nauczyciela, który
właśnie omawiał to czym będziemy zajmować się na lekcji.
- Na
dzisiejszej lekcji będziecie ważyć Wywar Żywej Śmierci. Kto mi powie
czym charakteryzuje się ten oto wywar.- podniósł małą fiolkę ku górze i
spojrzał po klasie, moja ręka automatycznie wystrzeliła do góry. Kurczę
zaczynam to robić nieświadomie.- Tak, panno Granger?
-Wywar Żywej
Śmierci jest silnym środkiem usypiającym, powoduje omdlenie, które dla
niedoświadczonego czarodzieja mogą wyglądać jak śmierć. W żadnym wypadku
jej nie powoduje. Nazwa substancji powstała od określenia działania
wywaru. Wywar Żywej Śmierci, często używany również jako środek
łagodzący ból. Nadmiernie, lub nieostrożne jej spożycie powoduje
uszkodzenie mózgu lub nawet zgon . Głównymi składnikami są rzadkie
zioła. Najczęściej dodawanym jest Piołun. Zawierający tujon, stymulujący
układ nerwowy. Drugim ważnym składnikiem, mieszanym z poprzednim jest
roślina z rodzaju Asphodelus. Pochodząca z rodziny liliowatych, ze
skupiskiem białych kwiatów u szczytu łodygi.- wyrecytowałam z pamięci
definicję książkową.
- Dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru.
Podzielcie się teraz w pary, wszystkie potrzebne składniki znajdziecie w
szafce z tyłu klasy. Sposób uwarzenia znajdziecie na stronie 50. Dwie
pierwsze pary, które uwarzą poprawnie eliksir uzyskają 100 punktów dla
swojego domu. Ale ostrzegam tylko jednej parze udało się go poprawnie
uwarzyć. Zabierajcie się do pracy, powodzenia.
Pospiesznie
otworzyłam książkę na podanej stronie, mimo iż znałam recepturę na
pamięć, wolałam się upewnić dwa razy zanim zacznę działać. Nagle przy
ławce mojej i Harry’ego pojawił się Ron z błagalną miną.
- Hermiona, czy mogę być z tobą w parze?- spytał słodko robiąc maślane oczy.
- Oczywiście...- powiedziałam, rudzielcowi zaświeciły się oczy a ja
mówiłam dalej.- …Harry, że będę z tobą w parze. Emm... Ron? A ty czego
tu szukasz ? Nie jesteś w z Lavender ?
- Co...? A, tak jestem.
- No to idź do niej, chyba cię szuka.
- Tak, tak. Już idę, powodzenia.- odwrócił się na pięcie i oddalił do ostatniej ławki.
- To co zaczynamy?- zwróciłam się w stronę zielonookiego.
- Oczywiście, od czego mam zacząć?
- To może ja pójdę po składniki a ty przeczytaj recepturę?
- Dobrze, niech tak będzie.
- Ale pamiętaj Harry, masz ją dobrze przeczytać. Bo jeśli tego nie
zrobisz suwerennie, i to zaważy na mojej...to znaczy naszej ocenie to
policzę się z tobą.- powiedziałam grożąc mu palcem. Chłopak zaśmiał się
nerwowo, ale już nic nie powiedział.
Podniosłam się z krzesła i
poczłapałam na koniec sali. Pod ścianą przy jednej z szafek stało już
sporo uczniów. Podzielili się oni na dwie grupki, nie trudno zgadnąć
jakie. Po jednej stronie stali sami Gryfoni a po drugiej Ślizgoni. Ci
drudzy łypali oczami z obrzydzeniem na innych. Pokręciłam głową ze
zrezygnowania. Czy oni zawsze się będą kłócić?! Przecież są już dorośli!
No ale cóż na takich nie znajdziesz rady.
Powolnym krokiem
przeszłam pomiędzy dwoma domami i stanęłam po środku wielkiej drewnianej
półki ze składnikami. Nie patrząc w ogóle na moich rówieśników zaczęłam
studiować karteczki przylepione do słoików. Piołun… Piołun, gdzie ten
piołun? Powtarzałam w myślach jak mantrę. W końcu dostrzegłam karteczkę z
wyżej wymienioną rośliną. Już po nią sięgałam gdy dostrzegłam jak
czyjaś dłoń zabiera mi ją z przed nosa.
- To moje szlamo.- odezwał się piskliwy głos mopsicy.
- Serio? A ty w ogóle wiesz co trzymasz w ręku?- spytałam opryskliwie.
- Oczywiście, że tak. Za kogo ty mnie uważasz?! Za Pottera?!
- Skoro wiesz co to jest to mi powiedz.
- To jest… no… ten…- zastanowiła się długo brunetka.- Korzeń Asphodelusa!- wypaliła w końcu dumna z siebie.
-
Tak, korzeń Asphodelusa mówisz.- opowiedział czyjś spokojny głos tuż za
nami.- Mi osobiście nie wydaje się, aby to było właśnie to Parkinson.
Chyba powinnaś więcej czasu spędzać z książkami, wiesz ?
- Uważam Diable, że to jej nie pomoże. Musiałaby kupić sobie nowy mózg czy coś.- zaśmiał się zimo i ironicznie Malfoy.
- I tu się muszę z tobą zgodzić Smoku, to jej zdecydowanie nie pomoże.
Pansy bądź tak dobra i oddaj to komuś kto zrobi z tego pożytek.- mówiąc
to wyszarpał mopsicy słoik i podał go mnie.- Trzymaj Granger.
Potrzebujesz jeszcze Asphodelusa, co? Poczekaj chwilę.- z zamyśleniem
popatrzał na półkę. Po jakimś czasie wyciągną rękę i chwycił jeden ze
słoików i wręczył go mnie z ciepłym uśmiechem.- Proszę, miłej pracy.
- Co?- spytałam zaskoczona przyjmując oba słoiki.- A tak… tak, dziękuję, i tobie… to znaczy wam, życzę również miłej pracy.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź szybkim krokiem skierowałam się
do ławki, w której czekał na mnie Harry ze zdziwioną miną.
- Nawet
nie pytaj, bo sama nie wiem co to było.- szepnęłam siadając obok niego i
przyglądając się podejrzliwie obu słoikom. Żaden nie był podrobiony ani
nic, wszystko się zgadało. Zawartość obu szklanych przedmiotów była
taka jak opisywała je karteczka widniejąca na przykrywce.
- To co bierzemy się do roboty?- zapytał mnie Chłopiec-Który-Przeżył-Aby-Wyciągać-Mnie-Z-Zamyślenia.
-Oczywiście, że tak.- powiedziawszy to zaczęłam przygotowywać kociołek do ważenia w nim Wywaru Żywej Śmierci.
Po
jakimś czasie wspólnej pracy mikstura była gotowa. Nalałam troszkę to
jednej ze zlewek i razem z Harrym podeszliśmy do Slughorna. Gdy już
podeszliśmy do jego biurka za nami ustawiły się jeszcze dwie osoby, a
mianowicie Malfoy z Zabinim. Ten drugi uśmiechnął się do mnie ciepło
natomiast Draco spojrzał na mnie z dziwnym ognikiem w oczach. Czekaj
zaraz wróć! Od kiedy Malfoy ma ogniki w oczach?! Od kiedy to on wyraża
emocje?! Rany co się dzieje z tym światem? Wszystko staje do góry
nogami. Ale przecież on chce się zmienić, a od czegoś w końcu trzeba
zacząć. Posłałam obu zdziwione ale pełne ciepła spojrzenie i podeszłam z
Harry’m jeszcze bliżej Horacego. Po chwili już maczał w naszym wywarze
liść, który rozpuścił się pod wpływem działania eliksiru.
-
Wyśmienity!- nauczycielowi zaświeciły się oczy.- Jest tak silny, że
jedna łyżeczka mogłaby zabić dwa dorosłe górskie trolle. 100 punktów dla
Gryffindoru. Możecie już usiąść.
Skinęliśmy głowa i wróciliśmy do
ławki. Gdy zasiadaliśmy na swoich krzesłach Slughorn właśnie pochylał
się nad zlewką dwóch Ślizgonów.
- Cudowny! Jest równie wyborny jak
wywar panny Granger i pana Pottera. 100 punktów dla Slytherinu. Proszę
usiądźcie.- machną na nich ręką, po czym gdy usiedli wystąpił przed
klasę i zaczął mówić.- Już rozdałem po 100 punktów dla dwóch pierwszych
par. Te dwie pary zrobiły dwa z najlepszych Wywarów Żywej Śmierci jakie
było mi dane oglądać. Dzisiejsze zajęcia uważam za skończone, proszę
zostawcie podpisane zlewki ze swoimi eliksirami na moim biurku. Do
widzenia.- powiedziawszy to zasiadł za swoim wielkim mosiężnym biurkiem.
W
między czasie spakowałam swoje rzeczy. Wstałam z krzesła i stanęłam
przed ławką, aby poczekać aż Harry się spakuje. Reszta lekcji upłynęła
mi bardzo szybko. Na Obronie Przed Czarną Magią nie obeszło się bez
odjęcia Gryfonom parunastu punktów za błahostki, a to Harry źle złapał
różdżkę, a to źle wymówił „r”. Naprawdę Snape już chyba nie ma
sensownych powodów na odbieranie nam punktów, jednakże reszta lekcji
minęła spokojnie bez większych ekscesów.
W końcu nastał wieczór i moment mojego patrolu z Malfoyem, mam nadzieje, że nie skończy się to tragicznie dla któregoś z nas.
/Tusia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz