***
Poczułam
ciepłe promienie słoneczne lekko muskające moją twarz. Odtworzyłam
powoli oczy, spojrzałam na zegarek i dostrzegłam że jest 9:20. Zerwałam
się z łóżka i czym prędzej pobiegłam do łazienki odbyć co ranną toaletę.
Gdy już byłam gotowa, z ulga stwierdziłam, że jest 9:40. Dzięki temu
miałam jeszcze 10 minut na śniadanie, ponieważ pociąg do Hogwartu
odjeżdża z peronu 9 i ¾ punkt 10:35. Pobiegłam do kuchni, moi rodzice
już byli gotowi do wyjścia. Tata poszedł po mój kufer do pokoju, a mama
podała mi dwa tosty i sok pomarańczowy. Pochłonęłam wszystko za jednym
ugryzieniem, po czym popędziłam do przedpokoju ubrać się. Rodzice już
tam na mnie czekali, ich zniecierpliwione twarze mówiły, że jeśli nie
wyjdziemy za 5 minut nie zdążę na mój pociąg. Szybko się ubrałam, po
czym całą rodzinką wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. W połowie drogi
odezwał się mój tata:
- Hermiono, przyjedziesz do nas na święta
bożonarodzeniowe prawda ? – w jego głosie można było usłyszeć nadzieję.
Uśmiechnęłam się szeroko i odparłam:
- Oczywiście, że tak tatusiu.- uśmiechnął się do mnie, ale już nic nie powiedział. Za to wtrąciła się moja mama:
- I tak pewnie nie będziesz z nami spędzać czasu- powiedziała z nutką
żalu, po czym dodała widząc moje pytające spojrzenie.- Będziesz uczyć
się do tych całych owmentów.
- Owutemów mamo- żachnęłam się z uśmiechem, który ona odwzajemniła.
-No, tak tak, owmentów- znów się pomyliła, ale tym razem specjalnie.
Przez całą dalszą drogę na jej twarzy błądził uśmiech, gdy opowiadałam
jej co czeka mnie w tym roku.
Chwile później dotarliśmy na stację,
rodzice przeszli ze mną przez poręcz i znikneliśmy pomiędzy peronem
9-tym i 10-tym. Przy ekspresie do Hogwartu jak zwykle panował chaos,
rodzice żegnali się ze swoimi pociechami, sowy huczały a matki płakały.
Szukałam wzrokiem moich przyjaciół. Namierzyłam dwie rude czupryny i
jedną kruczoczarną, uśmiechnęłam się na samą myśl, że zaraz ich do
siebie przytulę. Pożegnałam się z rodzicami, którym nie za bardzo
odpowiadało to miejsce, za każdym razem gdy tu byliśmy czułam emanujący
od nich lęk. Czuli się tu źle, bali się, że jakiś "czystokrwista", który
nienawidzi mugoli i szlam, taki jak Malfoy przemknęło mi przez myśli,
coś im zrobi. Pospiesznie opuścili peron 9 i ¾ , a ja wzięłam swój kufer
oraz sowę i poczłapałam do przyjaciół. Po drodze dostrzegłam platynową
gęstą czuprynę. Przyspieszyłam kroku, nie chciałam z nim teraz gadać,
nie chciałam aby zepsuł mi ten dzień. Rzuciłam się w stronę przyjaciół
krzycząc:
-Harry, Ron, Ginny!
-Hermiona!- odparli chórkiem.
Przytuliliśmy się do siebie.
- Jak minęły wam wakacje ? – zapytałam, odklejając się od nich.
- Cudownie ! – żachnął się Ron. – Harry do nas przyjechał od razu po bitwie.
Na dźwięk ostatniego słowa cała nasza czwórka zadrżała. Walkę z
Voldemortem Harry stoczył tuż po rozpoczęciu letnich wakacji, to był
chyba najgorszy ale jednocześnie najlepszy początek lata. Najgorszy, bo
ponieśliśmy poważne straty w ludziach, za to najlepszy, ponieważ
nareszcie wybraniec pokonał Czarnego Pana i od tej chwili mogliśmy żyć
spokojnie. Najbardziej wszystkich frustrowało to, że najwięksi
sprzymierzeńcy Toma, to jest Malfoyowie nie ponieśli konsekwencji
swoich czynów i dalej bez karnie chodzili po świecie. Ciszę przerwał
rozłoszczony głos Harry’ego:
-Wcale nie były takie znowu fajne.-
wysyczał przez zaciśnięte zęby.- Ci idioci z Ministerstwa Magii
oczyścili Malfoya ze wszystkich zarzutów! Jak oni mogli to zrobić! Tak
po prostu wypuścili go z Azkabanu, jakby nigdy nic! Jakby nic nie
zrobił!
-Nie unoś się tak bliznowaty! Cały peron Cię słyszy!-
usłyszeliśmy za sobą pogardliwy głos Dracona. Momentalnie odwróciliśmy
się w jego stronę.
- Zamknij mordę Malfoy!- warknął Ron.
- Bo co mi zrobisz?!- zaśmiał się, po czym na jego twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek.
- Zabiję!!!- warknął w odpowiedzi, jednym zwinnym ruchem dobył różdżki. Draco nie został mu dłużny, też sięgnął po swoją.
- Dosyć tego!- krzyknęłam stawając pomiędzy nimi.- Zachowujecie się jak
dzieci! Wojna się już skończyła! Ty już nie musisz zgrywać bohatera!-
warknęłam w stronę rudzielca, który się oburzył.- A ty nie musisz już
dłużej zgrywać kogoś kim nie jesteś!- spojrzałam na Malfoya, w jego
oczach było widać wściekłość i ból.
- Ty nic nie wiesz!- krzyknął na mnie oburzony.
- Uspokójcie się w tej chwili!
- Hermiona daj spokój- szepnął Ron.- Ludzie patrzą.
- Co, Weasley wstydzisz się tego, że sam się nie umiesz obronić i
szlama Cię musi ratować? – zakpił blondyn. Na dźwięk tego obraźliwego
słowa zadrżałam. Jeszcze wczoraj rano inaczej się o mnie wyrażał.
Wiedziałam, że to zbyt piękne aby mogło być prawdziwe i trwać wiecznie.
- Pieprz się idioto!- wtrącił swoje trzy grosze rudzielec.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
- On miał na myśli, idź się pieprzyć ze swoimi dziwkami bo tylko to
potrafisz!- wysyczałam w jego stronę przez zaciśnięte zęby. W każde
słowo włożyłam tyle jadu, aby bolało jeszcze bardziej. Jednak po
Malfoyu nic nie było widać, żadnych uczuć, nic, jego twarz była bez
wyrazu, jakby z kamienia, jakby to była maska nie ludzka twarz.
- Jak mnie nazwałaś?! Ty szlamo!- oburzyła się Pansy.
- Spieprzaj Parkinson. Odnośnie dziwek ona ma rację, ty nią jesteś. –
Draco uśmiechną się pogardliwie w stronę brunetki. Schował różdżkę do
kieszeni, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi do pociągu, za
nim jak wierny kundelek pobiegła Parkinson. Ron także schował swoją i
spojrzał na mnie oburzonym wzrokiem. Wyprzedziłam jego pytanie:
-
Jestem prefektem, rozdzielanie bójek czy kłótnie należy do moich
obowiązków. A teraz chodźmy do naszego przedziału, pociąg zaraz rusza.
Posłusznie każdy wziął swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy już znaleźliśmy się w przedziale runęliśmy na siedzenia.
- Muszę się wam czymś pochwalić.- Powiedziałam w pewnym momencie podróży.- Zostałam prefektem naczelnym! Czy to nie cudownie?
Na moje pytanie wszyscy przytaknęli. Zerknęłam na zegarek, za 10 minut miało się odbyć zebranie wszystkich prefektów.
- Najbardziej ciekawi mnie kto jest drugi.- przerwałam ciszę.- Ron za 10 minut zebranie.
- Tak wiem, wiem.- odparł nadal na mnie zły.
- Oj, nie obrażaj się. Jeszcze byś mu coś zrobił i by Cię ze szkoły
wywalili. A przecież chcesz zostać najlepszym na świecie aurorem.-
uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, każdy z nas wiedział, że mimo iż
rudzielec poprawił się w zaklęciach to i tak nic by nie zrobił
Draconowi. Kolejne 8 minut przesiedzieliśmy w ciszy, ja wpatrywałam się w
krajobraz za oknem, Ron już mniej zły czytał Quidditch przez wieki,
Ginny smacznie spała w objęciach Harry’ego, który zaczytał się w Proroku
Codziennym. Jeszcze raz spojrzałam na zegarek, po czym podniosłam się,
szturchnęłam Rona i szepnęłam tak cicho aby nie obudzić Ginny: - Chodź,
za 2 minuty spotkanie.
Chłopak spojrzał na mnie znad książki
wzrokiem mówiącym że mam się odwalić, ale posłusznie wstał i ruszył za
mną w stronę drzwi od przedziału. Przeszliśmy przez długi korytarz.
Stanęliśmy przy ostatnich drzwiczkach. Położyłam rękę na klamce i lekko
ją nacisnęłam. Weszłam pierwsza a tuż za mną Ronald. Nie było jeszcze
wszystkich. Na razie byli tu tylko prefekci z Huflepufff i opiekunka
Gryffindoru. Profesor Mcgonagall przywitała nas bladym uśmiechem i
wskazała na siedzenia.
- Dzień dobry Panno Granger i Panie Weasley.
- Dzień dobry Pani profesor.- powiedzieliśmy chórkiem i opadliśmy na kanapę.
- Dobrze czyli przyszli już prefekci Gryfonów i Puchonów, teraz czekamy
już tylko na prefektów Ślizgonów i Krukonów.- westchnęła Minerwa, po
czym dodała szeptem- spóźniają się.
Po jakimś czasie do przedziału
weszli Krukoni, przepraszając. Jednak Mcgonagall ukarała ich dom
odejmując im 10 punktów. Tuż za nimi do przedziału weszli Ślizgoni, oni
też zostali pozbawieni 10 punktów. Podniosłam wzrok i dostrzegłam
Dracona i Blaise. Westchnęłam rozpaczliwie. Dostrzegłam, że siedzący
obok mnie Ron napiął mięśnie. Zobaczywszy to Malfoy uśmiechnął się
pogardliwie i szepnął coś do Zabiniego. Usiedli na wolnych miejscach i
spojrzeli na zniecierpliwioną opiekunkę Gryffindoru.
- Dobrze skoro
są już wszyscy- zaczęła.- Pragnę przedstawić wam nowych prefektów
naczelnych. A są nimi mianowicie Panna Hermiona Granger i Pan Draco
Malfoy.
- Słucham?- niemalże krzyknęłam.- Jak to on jest drugim prefektem naczelnym?
-
Jest prefektem naczelnym, ponieważ razem z profesorem Slughornem
doszliśmy do wniosku, że razem z Panem Malfoy’em doskonale nadajecie
się na to stanowisko.- zobaczywszy moje spojrzenie i to, że otwieram
usta aby coś powiedzieć, dodała głosem nie znoszącym sprzeciwu.- Bez
dyskusji Panno Granger. A teraz wysłuchajcie swoich obowiązków. Co
wieczór oprócz soboty przez 3 godziny od 19 do 22, będziecie razem
patrolować północne skrzydło zamku, natomiast Pan Weasley i Pan Zabini w
tym czasie będą patrolować skrzydło południowe.
Od momentu, w
którym Mcgonagall powiedziała, że razem z tą głupią fretką mam
patrolować korytarze przestałam jej słuchać. Zastanawiałam się nad tym
jak ja zniosę 3 godziny z jego chamskimi komentarzami. W mgnieniu oka
skończyło się spotkanie, podniosła się z kanapy aby wyjść kiedy
zatrzymała mnie opiekunka Gryfonów:
- Hermiona zaczekaj, Panie Draco, pana też proszę.
Posłusznie
zostaliśmy. Skierowałam mój wzrok w dół, wpatrywałam się intensywnie w
moje stopy jakbym widziała w nich coś interesującego. Robiłam wszystko,
aby tylko nie spojrzeć na Ślizgona.
- Posłuchajcie mnie.
Zostaliście wyznaczeni do pewnego zadania. Nie bez powodu to wy
zostaliście prefektami naczelnymi.- Mcgonagall spojrzała na nas i
kontynuowała swój monolog.- Waszym zadaniem jest pogodzić zwaśnione
domy. Razem z Horacym doszliśmy do wniosku, że wy nadajecie się do tego
najlepiej. A teraz idźcie już do swoich przyjaciół, miłej podróży. Aha i
jeszcze jedno, wasze nowe dormitoria znajdują się na czwartym piętrze.
Gdy
skończyła mówić pożegnała się z nami. Ja ruszyłam w stronę swojego
przedziału i przyjaciół, a Malfoy w drugą. Nie spoglądając za siebie
znikłam za drzwiami.
/Tusia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz