***
- Ron, bo ja muszę Ci coś powiedzieć.- zaczęłam.- To koniec.
Rudzielca zatkało, nie wiedział co ma powiedzieć.
- Co... ale o czym ty mówisz?- zawahał się, widać było, że nie dociera
do niego to co mu przed chwilą powiedziałam.- Ty ze mną zrywasz?
Nagle wszystko do niego dotarło. Wyglądał jakby ktoś wylał na niego
kubeł lodowatej wody. Poczułam ukłucie w sercu. „Czemu ja mu to teraz
powiedziałam?! Ale ze mnie idiotka!”- przemknęło mi przez myśli.
- Ale czemu?- zapytał ze smutkiem.
- No...bo... ja Cię już nie kocham.- wypaliłam mało inteligentnie.
- Ale czemu? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie Ron to nie twoja wina. To tylko i wyłącznie moja wina. Dotarło do
mnie, że nie kocham Cię tak jak, dziewczyna może kochać chłopaka.
Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Kocham Cię, ale
tylko siostrzano-braterską miłością, niczym więcej. Proszę wybacz. Ja
nie chciałam Cię zranić.
Poczułam zalążki łez, wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy one zaczną spływać mi ciurkiem po policzkach.
- Oj, przestań płakać głupia.- powiedział i przytulił mnie do siebie.-
Ja.....- zawahał się.- Ja... też Cię kocham tylko jak siostrę.
Właściwie, to ja też chciałem z tobą zerwać, tylko nie wiedziałem jak to
zrobić. Główkowałem nad tym, bałem się, że Cię zranię.
- Serio?
Więc możemy dalej się przyjaźnić!- to było bardziej stwierdzenie niż
pytanie. Nie czekając na jego odpowiedź zawołałam.- To cudownie!
Przytuliłam się jeszcze bardziej do jego torsu. Po chwili z brzucha
Ronalda wydobyło się donośne burknięcie. Parsknęłam śmiechem a chłopak
się zarumienił.
- Chodź, musisz coś zjeść.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, tak. Masz rację. Poza tym pewnie nas szukają.
Ruszyliśmy ramię w ramię w stronę Wielkiej Sali. Po drodze wielokrotnie
wybuchaliśmy śmiechem. Jednak z zachowania Rona można było
wywnioskować, że boli go to, iż się rozstaliśmy. W głębi duszy czułam,
że mu naprawdę na mnie zależy i to właśnie dla tego zachował się tak a
nie inaczej. Po prostu nie chciał mnie stracić. Doszliśmy do wielkiej
sali. Lekko drżącą dłonią naparłam na drzwi. Nie ruszyły się nawet o
milimetr. Spojrzałam na rudzielca błagalnie, on tylko westchnął i pomógł
mi je otworzyć. Gdy już znaleźliśmy się w środku, wszystkie oczy
skierowały się w naszą stronę. Chciałam zapaść się podziemie, kontem oka
widziałam, że mój towarzysz też nie jest tym zadowolony. Z jego brzucha
znów wydobyło się burknięcie, z całych sił starałam się nie wybuchnąć
śmiechem. Udało mi się to z wielkim trudem. Nie patrząc na Rona ruszyłam
w stronę stołu Gryfonów. Wcisnęłam się pomiędzy Harry’ego a Seamus’a.
Obu chłopców przywitałam uśmiechem, naprzeciwko mnie z wymuszonym
uśmiechem usiadł rudzielec. Spojrzałam w jego oczy, w których czaił się
ból.
- Gdzie wy byliście?- zapytał Harry, w jego głosie czaiła się troska wymieszana ze złością.
- No... bo... my- zaczął Ronald.
- Dobrze skoro są już wszyscy.- przerwał mu donośny głos profesor
Mcgonagall. Zobaczyłam na twarzy chłopaka ulgę, posłał mi znaczące
spojrzenie mówiące, że mam coś wymyślić, westchnęłam zrezygnowana, a
dyrektorka kontynuowała swój monolog.- Chciałabym poruszyć pewną
kwestie. Mimo iż w te wakacje, sami-wiecie-kto został pokonany to nie
oznacza to, że nie grozi wam już nic złego. Wielu jego popleczników
znajduje się teraz w Azkabanie, ale wielu także udało się uciec z pola
bitwy i do dzisiaj pozostają nieuchwytni dla Ministerstwa Magii. Miałam
wam tego nie mówić ale może wam grozić wielkie niebezpieczeństwo ze
strony Śmierciożerców, zwłaszcza osobą, które brały czynny udział w
bitwie.- pod koniec tego zdania posłała w stronę naszego stołu
zatroskane spojrzenie, inni uczniowie podążyli za jej spojrzeniem i
zatrzymali się na naszej trójce. Razem z Harry’m i Ronem popatrzeliśmy
po sobie. Mcgonagall znowu przerwała ciszę.- Tak, wiec miejcie się na
baczności nigdy nie wiadomo co może się przytrafić któremuś z was. A
teraz smacznego moi mili.
Naglę na naszych stołach pojawiły się
przeróżne potrawy od kurczaka po pudding i skończywszy nie wiedzieć
dlaczego na miętówkach. Zanim zdążyłam choćby pomyśleć, zobaczyłam jak
jednym szybkim ruchem mój rudy przyjaciel wkłada na swój talerz
większość pieczonych ziemniaków z półmiska i z pięć pieczonych steków.
Spojrzałam na otaczające mnie jedzenie z żalem stwierdziłam, że nie ma
tu nic ciekawego. Sięgnęłam po budyń czekoladowy, nałożyłam sobie
troszkę. Nie zdążyłam nawet dobrze przełknąć, gdy odezwał się Harry:
- To powiedzie mi gdzie byliście?- zapytał już lekko poirytowany.
- No, rozmąwioliźmy sobie drąszgę. - powiedziałam z pełną buzią.
- Nię zbodziewałem zię pą dobie Miona dego, żę mąwisz s bęłną busią. - wtrącił swoje trzy grosze Ron.
- Ronyaldzie Weasley ni mąwi zię z bełnom busią. - warknęłam połykając budyń.
- I gdo do mąwi. – szepnął
- Może mi ktoś w końcu powiedzieć o co tu chodzi?!- Harry niemal
krzyknął. Kilka osób w tym Ślizgoni odwróciło się w naszą stronę
zainteresowane całym zajściem.
- Możesz się nie drzeć?!- syknęłam przez zaciśnięte zęby, dostrzegłam rozbawienie na twarzy tlenionego blondyna.
- Przepraszam, ja po prostu chce wiedzieć gdzie tak nagle znikneliście i
czemu teraz jesteście w stosunku do siebie tacy opryskliwi.- powiedział
już spokojnym tonem. Popatrzałam na niego spode łba, dokończyłam mój
budyń i szepnęłam:
- Zerwałam z Ronem.- powiedziawszy te trzy słowa
wstałam wzięłam w rękę mój plan lekcji i ruszyłam do drzwi. Gdy
znalazłam się już na schodach puściłam się biegiem na czwarte piętro
gdzie znajdowało się moje nowe dormitorium. Po pewnej chwili znalazłam
się już pod drzwiami prowadzącymi do Pokoju Wspólnego były one ukryte za
wielkim gargulcem, szepnęłam po cichu hasło głowa posągu odskoczyła w
duł a jego ciało przesunęło się w bok ukazując ukryte wejście do pokoju.
Wyciągnęłam drżącą rękę przed siebie i nacisnęłam klamkę, lekko
pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Zamknąwszy drzwi stanęłam jak wryta,
pokój był cudowny. Pod jedną ze ścian był umiejscowiony wielki kominek,
tuż obok niego stała kanapa i dwa fotele, ich obicie było koloru
mlecznej czekolady z czarnymi wzorami. Nad kominkiem wisiały dwa herby
Gryffindor’u i Slytherin’u. Pod drugą ścianą stała wielka półka z
książkami a tuż obok wielkie okno z materacem na parapecie tego samego
koloru co kanapa i fotele. Podeszłam powoli do niego i wyjrzałam przez
szybę. Z okna był piękny widok na błonia Hogwartu, które były teraz
skąpane w świetle zachodzącego słońca. Westchnęłam zrezygnowana, kolejny
dzień dobiega końca. Podniosłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju,
powoli popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Stanęłam w drzwiach
oniemiała. Na środku wielkiego dormitorium stało obszerne łóżko
pościelone kołdrą w czerwono-złotych kolorach z różnej wielkości
poduszkami, tuż obok stała wygodna sofa i jeden fotel w tych samych
kolorach. „Pokój idealny dla Gryfona”- pomyślałam z uśmiechem. Na
parapecie okna też był materac również w czerwono-złotych barwach.
Rzuciłam moją torbę na łóżko, podeszłam do kufra otworzyłam go i jednym
ruchem różdżki rozpakowałam swoje rzeczy. Gdy już wszystko znalazło się w
szafie wzięłam w rękę szarą koszule należącą do mojego taty oraz
dresowe szorty podeszłam do drzwi prowadzących do łazienki, naparłam na
drzwi i weszłam do środka z zamiarem odświeżenia się. Znowu oniemiałam,
łazienka była gigantyczna. Pod oknem w jednym rogu stała wielka wanna
ze złotymi elementami za to w drugim stała nieduża kabina prysznicowa ze
srebrnymi wstawkami. Pod ścianą był długi blat z dwoma dużymi
umywalkami ze złoto-srebrnymi wstawkami. Nad nimi wisiało długie
podłużne lustro. Na podłodze leżał mięciutki puchowy dywan. Podeszłam do
niewielkiej szafeczki i wyciągnęłam z niej biały ręcznik, ściągnęłam
ubranie uprzednio zamykając drzwi od strony mojego pokoju oraz od strony
pokoju Dracona, wolałam nie ryzykować. Weszłam pod prysznic i
odkręciłam wodę. Szybko umyłam głowę różanym szamponem oraz umyłam ciało
żelem o tym samym zapachu. Gdy już wszystko starannie spłukałam
wytarłam się do sucha w ręcznik wtarłam w siebie balsam o kwiatowym
zapachu i zaczęłam się ubierać. Usłyszałam, że ktoś stara się otworzyć
drzwi od strony dormitorium Ślizgona, w ogóle się tym nie przejmując
podeszłam do lustra i zaczęłam rozczesywać wilgotne włosy.
- Ej Granger otwórz!- usłyszałam po drugiej stronie drzwi.
- Śnij dalej Malfoy!
- No weź! Lać mi się chce!
- To nie mój problem!- warknęłam, uśmiechając się złowieszczo odkręcając wodę.
- No nie bądź taka! Nawet na Ciebie nie spojrzę! Obiecuję, tylko mnie wpuść!
- No dobra! Ale jak tylko czegoś spróbujesz potraktuje Cię Cruciatusem!- warknęłam otwierając mu drzwi.
- Groźna lubię takie.- powiedział z ironią i wbiegł jak burza do łazienki.
- Tę ironię to schowaj do kieszeni Malfoy.
- Oj już nie bądź taka.- powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco.
- CO SIĘ TAK GAPISZ! RÓB SWOJE I WYNOCH MI Z ŁAZIENKI!- warknęłam na niego.
- Emm..... będziesz się tak gapić, czy co? Chociaż wiesz co mi to nie
przeszkadza możesz się patrzeć.- powiedziawszy to zaczął ściągać
spodnie. Momentalnie zasłoniłam oczy i odwróciłam się do niego plecami.
- Oj Granger, Granger, Granger- westchnął teatralnie.
- Zanknij się Malfoy!- wysyczałam przez zęby. Chwile potem usłyszałam
strumień, skrzywiłam się na sam dźwięk. Podeszłam do umywalki z
kosmetyczki wyjęłam szczoteczkę do zębów i pastę. Włożyłam ją do ust i
zaczęłam szorować. Poczułam na sobie natarczywe spojrzenie, wolałam nie
ryzykować odwracając się, więc spojrzałam ukradkiem na jego odbicie w
lustrze. Dalej stał odwrócony do mnie tyłem, dziwne a mogłabym
przysiądz, że przed chwilą się na mnie gapił. Nagle zobaczyłam jak
ukradkiem się odwraca, zawiesił wzrok na mojej pupie i natarczywie się
na nią gapił. Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie gap się tak na mnie, bo to się dla Ciebie źle skończy!- pogroziłam mu palcem.
- Tiaaaa.... już się boję.- wciągnął na siebie spodnie, zapiął je i odwrócił w moją stronę.
- Skoro już skończyłeś, to może byś tak wyszedł?- zapytałam.
- Po co skoro ty już jesteś gotowa do spania. To raczej ty powinnaś wyjść, chociaż wiesz jak dla mnie to możesz zostać.
- Śnij dalej Malfoy.
- Powtarzasz się wiesz?
- Zamknij się.- westchnęłam zrezygnowana.- No dobra to ja idę spać.
Dobranoc.- powiedziawszy to ruszyłam w stronę drzwi do mojego
dormitorium.
- Branoc szlamciu.
Nie zwracając uwagi na jego
komentarz wyszłam z łazienki czując na sobie jego wzrok. Położyłam
rzeczy na fotelu a sama walnęłam się na łóżko. Podniosłam różdżkę do
góry i szepnęłam zaklęcie. Momentalnie wszystkie światła w pokoju
zgasły. Wlepiłam wzrok w sufit rozmyślając nad jutrem. Postanowiłam, że w
tym roku schowam panią Wszystko-Wiem-Granger do szafy i trochę się
zabawię. Nie będę się już przejmować przyszłością ani przeszłością, co
się stało to się nie odstanie a co ma być to będzie, liczy się to co
jest tu i teraz. Z uśmiechem zamknęłam oczy i wygodnie oparłam się o
poduszki. Nie zastanawiając się długo nad dzisiejszym dniem osunęłam się
w błogi sen.
/Tusia
Mega rozdział :D Lubię, gdy Draco jest taki.. lekko chamski, że tak powiem :D I takie podteksty :D Język troszkę zbyt potoczny, ale każdy rozdział jest coraz lepszy ;p
OdpowiedzUsuń