***
Przez całą drogę do przedziału huczały mi w głowie ostatnie słowa
Mcgonagall „Wasze nowe dormitoria znajdują się na czwartym piętrze...”
Jak ona mogła! Ja mam dzielić łazienkę i pokój wspólny z tą szlamą! Ja
Draco Malfoy! To jakaś kpina! Niech tylko mój ojciec się o tym dowie!
Obróciłem się za siebie i zobaczyłem znikającą w drzwiach przedziału
Hemionę. No cóż jest piękna, nie powiem, że nie. Ale to dalej szlama!
Mimo, iż przez wakacje przybyło jej kobiecych kształtów i tak seksownie
wyglądała, dalej była szlamą. „Draco idioto, czemu ty dalej o niej
myślisz i gapisz się w miejsce, w którym zniknął jej wyłek?!”-
usłyszałem głosik w mojej głowie. Ocknąłem się. Rzeczywiście, utkwiłem
wzrok w połowie drzwi do jej przedziału, tam gdzie zniknął jej cudowny
tyłek.
- Malfoy ty idioto! Ogarnij się!- skarciłem się po cichy i
ruszyłem w stronę swojego przedziału, w którym czekał na mnie Blaise i
Parkinson. Niechętnie otworzyłem drzwi wiedząc, że tak idiotka zaraz się
na mnie rzuci. Zamknąwszy drzwi, runąłem na kanapę naprzeciwko moich
„przyjaciół” i utkwiłem wzrok w szybie, jakby za oknem było coś
interesującego. Zabini spojrzał na mnie z troską w oczach. Znał mnie od
dziecka wiedział kiedy działo się ze mną coś złego, był dla mnie jak
brat, był moim jedynym prawdziwym przyjacielem, na dobre i złe. Nie tak
jak inni. Albo byli blisko mnie dla moich pieniędzy, ze względu na to,
że mogą stać się sławni albo, żeby wzbudzić szacunek u mojego ojca,
który bardzo liczył się w świecie magii, dzięki niemu mogli zajść na
szczyt. Ciszę przerwał Blaise:
- Stary, co Mcgonagall od was chciała?- zapytał wyraźnie zainteresowany.
- Powiedziała nam, że nie bez powodu to ja i ta durna szlama jesteśmy
prefektami naczelnymi.- powiedziałem beznamiętnie.- Powiedziała, że mamy
pogodzić zwaśnione domy. Phii, też mi coś. Komu to przeszkadza, że nasz
dom nie lubi ich domu. Mi nie, a wam?- nie czekając na ich odpowiedź
mówiłem dalej.- Powiedziała nam jeszcze, że będziemy mieli swoje własne
dormitoria na czwartym piętrze. Zajebiście nie dość, że będę musiał
spędzać z nią 3 godziny na patrolach to jeszcze będę z nią dzielić
łazienkę i pokój wspólny. Gorzej już być nie może.
- Nie przesadzaj,
mógł Ci się trafić zdrajca krwi. Masz łatwiej, bo ta szlama
przynajmniej jest ładna. Zawsze możesz ją wykorzystać do swoich celów.
- To kuszące ale chyba wolę nie. Hehehe...- zaśmiałem się gorzko.- Chociaż jak tak o tym pomyśleć, to może być niezła zabawa.
W tym momencie rzuciła się na mnie Pansy.
- Co ty pieprzysz Dracusiu. Ja Ci nie wystarczam. Przecież jestem twoją dziewczyną.
- Spieprzaj Parkinson!- zrzuciłem ją z siebie z obrzydzeniem.- Jak już
mówiłem nie jesteśmy parą i nie nazywaj mnie Dracuś! Rozumiesz! Łączy
nas tylko łóżko nic więcej. A teraz spieprzaj chce ciszy.
Posłusznie usiadła obok Zabini’ego i pochłonęła się rozmową z nim. Ja przymknąłem oczy i udawałem, że śpię.
***
Nacisnęłam powoli klamkę i weszłam do swojego przedziału, gdzie czekali
na mnie moi przyjaciele. Usiadłam na kanapie obok Rona, który dalej był
na mnie zły i czytał książkę. Mimo, iż byliśmy parą od końca wojny,
rudzielec dalej potrafił się obrażać jak małe dziecko. Jednym zwinnym
ruchem wyrwałam mu z ręki książkę i rzuciłam na siedzenie obok mnie tak,
aby nie mógł jej sięgnąć. Przytuliłam się do niego.
- Ej, ja to czytałem.- jęknął.
- Wolisz książkę ode mnie?- ryknęłam. Poczułam łzy, które zbierają się w
moich oczach. Nigdy nie sądziłam, że Ronald wybierze książkę.
-
Ojj... Oczywiście, że nie. Ale zrobiłaś to tak nieoczekiwanie, że nie
dotarło do mnie to co robisz.- pogłaskał mnie po włosach.- Cii... Nie
płacz. Kocham Cię, wiesz?
- Oczywiście, że wiem. Ja Ciebie też
kocham.- odparłam i pocałowałam go namiętnie w usta. Odwzajemnił mój
pocałunek. Trwaliśmy tak jakiś czas do czasu, kiedy pewna mała ruda
osóbka kaszlnęła znacząco. Oderwaliśmy się od siebie z niechęcią.
Opadłam na siedzenie obok Rona i złapałam go za rękę.
- Hermiono, czego właściwie chciała od was dyrektorka?- zapytała Ginny po chwili, przerywając krępującą cisze.
- No wiesz, ona chciała nam powiedzieć czemu to my jesteśmy prefektami
naczelnymi.- odpowiedziałam na jej pytanie. Widząc jej pytające
spojrzenie dokończyłam.- Podobno mamy pogodzić pokłócone domy, no wiesz
nasz i Ślizgonów. No cóż, to będzie trudne. Aha i powiedziała nam, że
będziemy mieszkać w dormitoriach obok siebie.
Cała trójka jęknęła, dotarło do nich, że będę dzieliła z Malfoy’em łazienkę i pokój wspólny.
- Mcgonagall już totalnie odbiło! Przecież on może Ci coś zrobić!- oburzył się Harry.
- Ale po co? Przecież wojna się już skończyła, Voldemorta już nie ma,
nie ma kto wydawać mu rozkazów.- odparłam głosem bez wyrazu.
- Jak
to po co?!- Potter jeszcze bardziej się wściekł.- Dla swojej chorej
Malfoy’owskiej przyjemności. Przecież ty jesteś sz...- zawahał się.
- No dokończ Harry. Tak jestem szlamą, ale on chyba ma jakieś swoje granice nie sądzisz?
- Może i ma ale ja mu nie ufam!
- Nie musisz! Przecież to nie ty będziesz z nim spędzał czas! A teraz
skończmy ten durny temat nie mam ochoty się z wami kłócić. Malfoy’em się
nie przejmujcie, dawałam sobie z nim rade przez 6 lat, to teraz też
sobie poradzę.
Przez resztę podróży nie rozmawialiśmy o tym, chłopcy
pochłonęli się rozmową o Quidditchu i o nadchodzących meczach, a ja z
Ginny rozmawiałyśmy szeptem o tym co wydarzyło się po naszym spotkaniu
na Pokątnej.
- Jeszcze raz jak Cię nazwał?- zapytała rudowłosa bardzo cicho tak, aby Ronald tego nie usłyszał.
- Nazwał mnie „śliczna”, ale wydaje mi się, że się przesłyszałam. On nie mógł tak powiedzieć o szlamie.
- Przestań się tak nazywać. Pochodzenie jest nie ważne. Spójrz na mnie i
Rona, mimo iż jesteśmy czystej krwi nie mamy za wielu przyjaciół w
Slytherinie.- wytknęła do mnie język.
- Może masz i rację.
- No ba, że mam.- zaśmiała się, a ja nie pozostałam jej dłużna.
- Gin, możemy iść pogadać na osobności?- zapytałem przerywając śmiech.
- Oczywiście, że tak Miona. Chodź na korytarz.
Wyszłyśmy z przedziału zostawiając w nim chłopaków, którzy nawet nie
zauważyli, że ruszyłyśmy z miejsca, tak pochłonęli się rozmową.
- To o czym chcesz rozmawiać?- zapytała rudowłosa gdy oddaliłyśmy się od naszego przedziału i stanęłyśmy w oknie.
- No bo....ja....ja już chyba nie kocham Ronalda.- westchnęłam.
- Ojj... Spokojnie, to nic złego.- Ginny mnie przytuliła.- Nie masz się czym przejmować, on zrozumie.
- Ale ja się boję, że to zniszczy naszą przyjaźń...- załkałam i oparłam
głowę o jej ramię. Ona przytuliła mnie jeszcze mocniej i zaczęła
głaskać po włosach.
-Ciii... Nie płacz, będzie dobrze. Damy rade. Ale będziesz mu musiała sama to powiedzieć, rozumiesz Hermiono ?
- Taak.- jęknęłam.- Boje się...
- Będę przy tobie im szybciej mu powiesz tym lepiej, będzie mniej bolało.- uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Dobrze, powiem mu przed kolacja. A teraz chodźmy do przedziału, pewnie zastanawiają się gdzie nas wcięło.
Zaśmiałyśmy się obie i ruszyłyśmy w stronę przedziału, przed wejściem
otarłam łzy a Ginny poprawiła mi włosy. Gdy już znalazłyśmy się w
przedziale opadłyśmy na kanapę. Przytuliłam do siebie rudowłosą i
zamknęłam oczy, po chwili już spałam. Obudził mnie troskliwy głos Rona:
- Miona, wstawaj. Musisz się przebrać w szkolną szatę, zaraz wysiadamy.
Posłusznie wstałam i nałożyłam na siebie czarną długą szatę. Powoli
pociąg zaczął zwalniać, rudzielec ściągną mój kufer i sowę z pułki u
góry i podał mi. Wyszliśmy z pociągu i stanęliśmy stacji w Hogsmeade.
Widziałam przerażone miny pierwszoroczniaków, gdy Hagrid staną przed
nimi. Razem z przyjaciółmi ruszyłam w stronę powozów ciągniętych przez
testrale, zawsze zastanawiało mnie to jak one wyglądają. Kiedyś nawet
poprosiłam Harry’ego aby ten mi je opisał, gdy tylko zobaczyłam je
oczyma wyobraźni strasznie się przestraszyłam. W bibliotece natknęłam
się na książkę w której było napisane, że aby zobaczyć testrale trzeba
być światkiem czyjejś śmierci. Nie zazdrościłam Harry’emu i Lunie tego,
że oni je widzą. Gdy już siedzieliśmy w powozie poczułam, że Ronald
stara się objąć mnie ramieniem. Od razu odepchnęłam od siebie jego rękę,
zdziwiony popatrzał na mnie i szepnął:
- Co Ci jest ?
- Nic, po
prostu nie chce się przytulać.- szepnęłam w odpowiedzi. Chłopak
popatrzał na mnie z żalem.- Później Ci wszystko wyjaśnię Ron, tuż przed
kolacją.
- Dobrze, to jak będziemy już przed wejściem do zamku mi
powiesz. Kolacja będzie za jakieś 10 minut, mamy czas.- stwierdził z
uśmiechem. „Oj gdybyś wiedział, że chcę z tobą zerwać nie uśmiechałbyś
się tak.”- pomyślałam. Gdy wysiedliśmy z powozu pociągnęłam Rona za rękę
w stronę błoni Hogwartu. Stanęliśmy obok mojego ulubionego drzewa.
Złapałam go za ręce i spojrzałam w oczy.
- Ron, bo ja muszę Ci coś powiedzieć.- zaczęłam.- To koniec
/Tusia
Na moim blogu pojawiła się wiadomość o zmianie adresu w bliskiej przyszłości. Jeśli nadal zamierzasz czytać mojego bloga (nowe opko od połowy czerwca), wejdź tu i pamiętaj o zmianie adresu: http://gimnazjum-konoha.blogspot.com/2013/05/uwaga-wazna-wiadomosc.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Bardzo fajny rozdział, tylko że akcja za szybko się toczy.
OdpowiedzUsuńJakbyś spróbowała wszystko rozpisać, byłoby idealnie! :)