Lista Rozdziałów

niedziela, 19 października 2014

Rozdział XVII

 Na początku chciałabym was przeprosić za długą nieobecność :c Mam strasznie dużo tematów do ogarnięcia :P Ekonomik jest mega trudny, zwłaszcza druga klasa :) Zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie niektórzy z was uważają, że wątek miłosny pojawił się za wcześnie a akcja za szybko się toczy. To było spontanicznie napisane, uznałam, że oni muszą być w tym momencie razem, żeby w przyszłości rozegrało się coś bardzo dramatycznego :) Sama do końca nie wiem jak będzie wyglądać przyszłość naszych bohaterów, jak mówiłam wszystko dzieje się spontanicznie. Obiecuję, że was nie zawiodę i sielanka nie będzie długo trwać w końcu do Hermiona i Draco :D

Życzę miłej lektury, wasza Marta :3

                                                             ..

Pochmurne listopadowe dni ciągnęły się niemiłosiernie. Wyglądały niemal identycznie. Deszcz, chmury i słonce co rusz znikające za gęstymi obłokami. Atmosfera każdego dnia była strasznie przytłaczająca. Nie było chwili, w której nie towarzyszyły by mi uporczywe spojrzenia innych uczniów. Zachowywali się strasznie dziecinnie, zwłaszcza Ślizgoni. Ci to dopiero byli nieznośni. Na każdym kroku docinali mi, że znalazłam sobie bogatego chłopaka czystej krwi i pewnie mam nadzieję, że to zamaże moje mugolskie pochodzenie. Tak samo zachowywał się Ronald, tyle, że on na dodatek wyzywał mnie od zdrajców i rzucał w moją stronę ordynarne teksty i pytania na temat mojego życia intymnego, - którego nawet nie było !- ośmielał się jednak na to tylko wtedy, gdy byłam sama. Zapewne bał się, że Harry'emu kiedyś puszczą nerwy tak jak i Malfoyowi. Ehh, muszę to jakoś przecierpieć. Warto było znosić te kilka niewybrednych komentarzy by spędzić chociaż dwie godziny w ciszy i spokoju z moim chłopakiem i przyjaciółmi. Często spędzaliśmy czas we czwórkę, pewnego razu nawet zjedliśmy razem obiad. To był bardzo dziwny epizod w naszym dniu. Ale tamtego dnia wszyscy czworo, czyli ja, Draco, Harry i Ginny mieliśmy już dość tych spojrzeń i szeptów ze strony innych, także stwierdziliśmy, że zrobimy im jeszcze bardziej na złość. Usiedliśmy w najdalszej części stołu Puchonów i konsumowaliśmy swoje posiłki w ciszy czasem wtrącając jakieś zdanie na temat wścibskich spojrzeń. Po jakimś czasie dołączył do nas Zabini, także narzekając na innych uczniów. 
           
                                                             ..
Zmierzałam właśnie w stronę gabinetu dyrektorki, by ta obejrzała moją bliznę na przegubie. Ostatnio 
zaczęło w niej się coś zmieniać. Krwawi niemal każdego dnia i wydziela dziwny zgniły zapach. Zupełnie tak jakbym zaczęła się rozkładać w tamtym miejscu jak trup. Poza tym przyszedł czas na moją pierwszą lekcję z profesor McGonagall i Snapem. Sama nie widziałam sensu w tych zajęciach, przecież miałam bardzo bogaty zakres zaklęć obronnych i innych potrzebnych w walce. Ale dyrektorka się uparła i nie chciała zmienić swojej decyzji. Za każdym razem, gdy próbowałam z nią o tym porozmawiać i powiedzieć co o tym wszystkim myślę zbywała mnie mówiąc, że musi wysłać sowę po składniki potrzebne do mojego eliksiru. Często używała tej wymówki, Snape zresztą też. Chociaż z nim osobiście nie rozmawiałam. Robili to za mnie Harry albo Draco. 
Szłam właśnie korytarzem prowadzącym do gabinetu dyrektorki, został mi do pokonania tylko zakręt, gdy za swoimi plecami usłyszałam szyderczy śmiech. Dobrze wiedziałam do kogo on należał, przez siedem lat ten śmiech, oczywiście z inną barwą nastroju bawił mnie i rozweselał.
- No no, Granger. Gdzie twój ochroniarz, zrobił sobie przerwę by pobawić się w fretkę? - powiedział ironicznie Ronald. Momentalnie się odwróciłam w jego stronę. Stał nonszalancko oparty o ścianę z wrednym uśmiechem na ustach i jedną brwią uniesioną ku górze w geście drwiny. W takich chwilach przypominał mi Malfoya z dawnych lat, tych przed wojną. Oh, rudzielec w tym momencie tak bardzo nadawał się do Slytherinu, że aż mi się go szkoda zrobiło. 
Posłałam mu podobny uśmiech i wywróciłam teatralnie oczami.
- Weasley, kiedy ty w końcu skończysz z tymi dziecinnymi zaczepkami ? Ja wiem, że ci się podobam i nie możesz znieść tego, że wybrałam kogoś innego. Zapewne kogoś lepszego. - zaszydziłam z niego. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia, tak bardzo nie lubiłam się z nim kłócić. Gdyby on tylko postarał się to wszystko zrozumieć. - A dla twojej wiadomości to Draco się teraz uczy, bo w odróżnieniu od innych on chce dobrze zdać  OWTM-y. - posłałam mu znaczące spojrzenie i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Jednak chłopak mi to uniemożliwił. Złapał mnie mocno za ramie i obrócił w swoją stronę. Przyciągnął mnie tak blisko siebie, że niemal stykaliśmy się nosami. Patrzył mi głęboko w oczy. Starałam się w nich doszukać jakiejś kpiny czy tego typu uczuć ale widziałam w nich tylko strach, ból i smutek wymieszane z troską. 
- Hermiona co się z nami stało? - zaczął powoli, cedząc każde słowo. - Razem z Harrym byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. A potem pojawił się Malfoy i to wszystko zniszczył. Nie widzisz, że on chce nas wszystkich poróżnić? On na pewno ma kontakt z Lestrange, on to robi, żeby zrobić Ci krzywdę. Podsłuchałem kiedyś jego rozmowę z Zabinim, on tylko udaje. Proszę uwierz mi...
Długo patrzyłam na niego nie wiedząc co odpowiedzieć. Miałam mu zaufać i tak po prostu urwać cały kontakt z Draco, chociaż to nie było możliwe bo od tygodnia McGonagall przywróciła nam patrole. A może miałam go znowu olać i zachować się tak jak ostatnio miałam to w zwyczaju. Zaśmiać mu się w twarz i wyjść. Zawsze tak robiłam, gdy sugerował, że Ślizgon chce mnie tylko wykorzystać i zostawić na pastwę losu swojej ciotce. 
W sumie Rudzielec mógł mieć rację. Malfoy na początku roku szkolnego kiedy miałam pierwszy albo drugi koszmar powiedział mi, żebym nie martwiła się jego ciotką bo jest za słaba, jeszcze. O boże... A co jeśli Ron miał rację? Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam chłopakowi głęboko w oczy wyrywając rękę z jego uścisku.
- Ronaldzie, to ty to wszystko zniszczyłeś odsuwając się od nas. Zamiast tak na mnie naskakiwać, że dogadałam się z Malfoyem mogłeś mnie wspierać. Dobrze wiesz, że on nie jest zły i sam się nie prosił o to żeby zostać Śmierciożercą. A teraz wybacz idę do McGonagall, mam do niej ważną sprawę. Cześć.
Odwróciłam się i odeszłam nie patrząc w jego stronę ani raz. Zapewne dalej tam stał i patrzył w zakręt za którym zniknęłam. Potrząsnęłam głową odpychając od siebie wszystkie myśli kręcące się w okół Rona. Postanowiłam się skupić tylko i wyłącznie na mojej bliźnie i Bellatrix. To było teraz najważniejsze. Podeszłam do posągu chimery, który chronił wejścia do gabinetu dyrektorki. 
- Cytrynowy sorbet. - szepnęłam po cichu hasło. Marmurowa głowa posągu odskoczyła, a po chwili ukazały się schody prowadzące do gabinetu. Wspięłam się po nich szybko. Po chwili stałam już pod drzwiami gabinetu, który niegdyś należał do profesora Dumbledora. Podnosiłam już rękę z zamiarem zastukania w wielkie drewniane drzwi, gdy usłyszałam głosy po drugiej stronie i zatrzymałam ją w pół drogi.
- Severusie jesteś tego pewny? - zapytał z troską kobiecy głos, który od razu rozpoznałam. Dyrektorka ciągnęła dalej swoją wypowiedź. - Może jest inny sposób? Może jest jeszcze jakaś szansa? Przecież nie możemy jej skazywać na pewną śmierć...
McGonagall zwiesiła głos. Wyczułam w nim dużo smutku i żalu.
- Minerwo, Severus ma racje. - powiedział mężczyzna. - Hermiona sama musi stanąć naprzeciw Belatrix. To ona musi ją pokonać.  
- Albusie może tak wcale nie musi być. Na pewno jest jakiś sposób, żeby jej jakoś pomóc ! Ona jest jeszcze taka młoda! A posyłając ją samą do Bellatrix doprowadzimy do jej śmierci! - krzyknęła nauczycielka na portret byłego dyrektora Hogwartu.
- Minervo, kochanie uspokój się. - powiedział pokrzepiająco Dumbledore. - Dobrze wiesz co musisz zrobić, rozmawialiśmy już o tym. A teraz otwórz drzwi bo nasz gość już przybył.
Przełknęłam głośno ślinę. Po chwili duże drewniane drzwi się rozsunęły a przed sobą ujrzałam postać profesora Snape'a. Na moje policzki wstąpił szkarłatny rumieniec, spuściłam wzrok na swoje buty i odezwałam się po cichu.
- Ja prze-przepraszam... Nie miałam zamiaru podsłuchiwać... - zaczęłam ze zdenerwowania bawić się krańcem mojej spódnicy jeszcze bardziej się rumieniąc. 
- Nic nie szkodzi Hermiono, wejdź. - odezwała się Minerva ciepło próbując się uśmiechnąć, jednak wyszedł jej z tego grymas.
Posłusznie przecisnęłam przez drzwi do gabinetu dyrektorki. Nauczycielka pokazała mi krzesło na przeciwko swojego, usiadłam na nim bez słowa i dalej patrzyłam się w podłogę. Po chwili podszedł do mnie mistrz eliksirów i wyciągnął w moją stronę swoją dłoń  dając mi tym do zrozumienia bym pokazała mu swoje ramie. Powoli podałam mu rękę, on bez mrugnięcia chwycił ją i odsłonił moje przedramię ukazując brzydko wyglądającą bliznę. Niemalże niezauważalnie się skrzywił. Posłał w moją stronę przeszywające spojrzenia.
- Czy ona Cię boli? - zapytał mnie głosem bez wyrazu. Zdobyłam się tylko na nieznaczne skinienie głową. Profesor odwrócił głowę w stronę nauczycielki transmitacji i mówił dalej. - Minervo jest gorzej niż myśleliśmy. Nie zostało nam dużo czasu, lepiej dla niej będzie jeśli to wszystko skończy się najpóźniej przed nowym rokiem bo inaczej to zaklęcie samo ją zabije. Musimy działać.
- Jak to zabije...?- cała pobladłam, wyrywając swoją rękę. Nie mogłam w to uwierzyć. - Przecież mówił pan, że to jest mniej więcej tak jak z Harrym i Tomem. Ale jak Harryego bolała blizna to nikt mu nie mówił, że umrze ! O co w tym wszystkim chodzi ?!
Zerwałam się szybko z fotela i spojrzałam wystraszona na nauczycieli. 
- Nic nie rozumiem... - szepnęłam jakby do siebie. - nic nie rozumiem...
- Granger uspokój się, to nie czas na wariowanie ! - upomniał mnie oschle Snape. - Mówiłem, że to zaklęcie działa podobnie jak więź miedzy Czarnym Panem a Potterem ale nie identycznie. Nie bez powodu jest to zaklęcie z dziedziny czarnej magi do tego równie zakazanie jak zaklęcia niewybaczalne. Nie można ingerować w naturę ludzką, w nasze sny, dusze czy uczucia bo to niesie za sobą poważne konsekwencje. A to zaklęcie jest niezwykle niebezpieczne. Nawet bardzo doświadczony i zdolny czarodziej przez niedociągnięcia może wywołać nieumyślnie innemu czarodziejowi wielką krzywdę. To zaklęcie powstało po to, żeby wyrządzić drugiej osobie krzywdę psychiczną, żeby zastraszyć ją. Pokazać, że nawet w snach nie jest bezpieczna. Jednakże przez pomyłkę można kogoś zabić. Bellatrix może Cię także zabić we śnie, jednak stosujesz specjalny eliksir i cały czas masz zamknięty umysł, ale nie o taka śmierć mi chodzi. Długotrwałe  działanie zaklęcia Afficere somaniatis sprawia, że rzecz, która łączy czarodziejów zaczyna umierać. Nieważne czy jest to przedmiot czy tak jak w twoim przypadku blizna, - urwał i wskazał na moją odsłonięta rękę - ta rzecz zaczyna gnić, krwawić, wydzielać odór i po porostu się rozkładać. Dlatego musimy działać szybko, nauczymy cię z profesor McGonagall dwóch zaklęć, które w razie czego będziesz musiała bezwzględnie użyć. Rozumiesz? Nie będziesz mogła się zawahać, będziesz musiała zrobić wszystko żeby przeżyć dlatego nauczymy cię posługiwać się Crucio i Avadą...
- Słucham ?! - krzyknęłam przerywając nauczycielowi monolog. - Przecież to są zaklęcia niewybaczalne, za ich użycie można zostać posłanym do Azkabanu !
Na samą myśl o tym po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz, dobrze pamiętam jak  Barty Crouch Junior pod postacią Szalonookiego Moody'ego opowiadał o nich w trzeciej klasie. 
- Wiemy o tym Hermiono - powiedziała pewnie McGonagall zabierając głos - minister Kingsley Shacklebolt  wyraził zgodę na ich użycie przez ciebie, jeśli to będzie konieczne. Aurorzy nie będę ci mogli pomóc, będą jednak przy tobie w razie potrzeby. Ale to ty Hermiono musisz zabić Bellatrix Lestrange. Inaczej to nigdy się nie skończy. Nauczymy cię jeszcze jednego zaklęcia dzięki, któremu będziesz mogła osłabić waszą więź później będziesz musiała użycz zaklęcia uśmiercającego, rozumiesz? 
Opiekunka Gryfonów spojrzała na mnie smutnym wzrokiem a ja tylko lekko skinęłam głową. Nie było sensu się z nią kłócić, miała rację. Jeśli to było konieczne muszę użyć tych zaklęć. Nie bardzo mi się to podobało, ale tu chodziło o moje życie. Mam jeszcze tyle do zobaczenia, jestem bardzo młoda. Jeszcze całe życie przede mną, jak to zawsze mawiała moja mama, kiedy żaliłam się jej, że nigdy nie znajdę dla siebie miejsca w tym wielkim świecie i nigdy nie będę szczęśliwa.
Obiecałam sobie, że jeszcze dziś jak wyjdę z gabinetu dyrektorki, przed patrolem pójdę do biblioteki i w dziale ksiąg zakazanych znajdę coś na temat tego zaklęcia. 

Po niemalże dwu godzinnej lekcji nauczyłam się prawie bez mrugnięcia okiem zabić trzy żaby i sprawiać krzywdę czterem konikom polnym. Dalej miałam wyrzuty sumienia, ale musiałam opanować to wszystko by móc się ochronić. Nauczyłam się też nowego zaklęcia ochronnego, dzięki któremu będę mogła chronić swoją jaźń, protegoipsum*. Jest bardzo trudnym i wyczerpującym zaklęciem. Całe półtorej godziny zajęło mi jego opanowanie ale w końcu udało mi się. Do patrolu z Draconem zostało mi jeszcze pół godziny. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę biblioteki. Gdy w końcu się w niej znalazłam pani Pinc wymamrotała coś o tym, że godzina 23 to nienormalna pora na wędrówki po szkole i kazała mi się pospieszyć. Jako prefekt naczelny miałam nieograniczony wgląd do książek w dziale ksiąg zakazanych dlatego bez słowa ruszyłam w tamtą stronę. Szybkim krokiem podeszłam do odpowiedniej półki i przebiegłam ją wzrokiem. Wyjęłam cztery opasłe tomy ksiąg i podchodząc do stolika pod oknem położyłam je na przeciwko siebie. Usiadłam na krześle i rozwarłam pierwszą z nich. Zlustrowałam szybko spis treści. Nie znalazłam w nim żadnej wzmianki na temat interesującego mnie zaklęcie, więc odłożyłam ją i chwyciłam następną. Powtarzałam tę czynność dwa kolejne razy. Z nadzieją otworzyłam ostatnią z ksiąg i przebiegłam wzrokiem po jej spisie teści.
- Nareszcie ! - posnęłam pod nosem widząc w pierwszym rzędzie zaklęcie, które mnie interesowało. Szybko otworzyłam opasłą książkę na stronie setnej i zaczęłam czytać cicho na głos informacje w niej zawarte. 
- Afficeresomaniatis, zaklęcie wpływające na ludzkie sny. Jest jednym z najbardziej niebezpiecznych zaklęć. Wielu czarodziei studiujących zaklęcia podobne do Afficeresomaniatis, które pozwalają wnikać do umysły uważa, że to zaklęcie powinno znajdować się na liście zaklęć niewybaczalnych zaraz obok zaklęcia Avada Kedavra. Długotrwały kontakt z tym zaklęciem jest zabójczy.
Żeby można było  zastosować ten rodzaj czarnej magii należy w pewnym stopniu połączyć się z innym czarodziejem. Może to być połączenie psychiczne jak na przykład trwały uraz umysłu, chociażby znęcanie się słowne, zauroczenie luz zranienie. Również można połączyć się fizycznie z innym czarodziejem, wtedy też istnieje szansa na użycie tego zaklęcia. Może to być kontakt fizyczny występujący jako stosunek seksualny, rany czy blizny na ciele. Istnieje też inny sposób na połączenie się z innym czarodziejem umysłem, takim sposobem jest na przykład podarowanie mu czegoś bardzo ważnego, jakiegoś przedmiotu. Każdym z tych przypadków umysły dwóch czarodziejów łączą się chociaż na chwilę, właśnie po takich wydarzeniach można użyć owego zaklęcia.
Po długotrwałym stosowaniu Afficeresomaniatis, rzecz która łączy dwóch czarodziejów zaczyna dosłownie się rozkładać. Wydziela nieprzyjemny odór zgnilizny, krwawi a w rzadkich przypadkach rozpada się. W przypadkach połączenia psychicznego najczęściej chodzi o serce, w fizycznych rany czy blizny otwierają się na nowo i nie goją się do czasu zerwania więzi, a w ostatnim przypadku połączenia rozkład nie jest tak groźny dla czarodzieja bo rozkłada się ciało obce, jednakże równie przykry, ponieważ ten czarodziej przywiązuje się do tego przedmiotu.
Po użyciu zaklęcia Afficeresomaniatis nie ma odwrotu. Będzie ono działało do końca. Jedynym sposobem na jego unicestwienie jest śmierć. Jedna z osób musi zginąć. 
Istnieją sposoby na osłabienie tego zaklęcia. Jednym z nich jest specjalny wywar z korzenia drzewa kauczuku (czytaj strona 215), drugim zaklęcie Oklumencji a trzecim najtrudniejszym zaklęcie Protegoimpus. 
Zamknęłam księgę z głośnym trzaskiem. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na tarczę mojego zegarka. 
- Ehh, Mionka za 5 min musisz być na czwartym piętrze... - szepnęłam do siebie cicho - Poradzimy sobie, prawda? Musimy sobie poradzić... Zrobimy to dla mamy, taty, Harryego, Draco i Ginny... Damy rade pokonamy ją... 
Wstałam z krzesła, wzięłam wszystkie księgi i odłożyłam je na ich miejsce. Po chwili już szłam na czwarte piętro spotkać się z Malfoyem pod naszym pokojem wspólnym.