Lista Rozdziałów

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XV

- Hermiono jak mogłaś to zrobić?!- krzyknął chłopak po czym wbiegł do mojego pokoju nie czekając na zaproszenie.
- Nie wiem o czym mówisz, Ronaldzie. - patrzyłam na rudzielca zdezorientowana. Miotał się po całym pokoju żywo gestykulując i chodząc w kółko.
- Nie udawaj! - ryknął na mnie stając w miejscu - Widziałem Cię z nim na korytarzu!
- To chyba nie jest zbrodnia chodzić korytarzem? - spojrzałam na niego lekko unosząc ironicznie lewą brew.
- Wy się CAŁOWALIŚCIE! - krzyknął mocno akcentując ostatnie słowo. Poczułam jak policzki zaczynają mi płonąć i zmieniają swój kolor na czerwony. Spuściłam szybko wzrok na swoje splecione dłonie. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Nie chciałam tego pocałunku ale także nie protestowałam, podobał mi się chociaż był nie na miejscu.
- Ron to nie tak... - zaczęłam szeptem ale chłopak szybko mi przerwał.
- Wiem co widziałem! Nie zaprzeczysz temu! Mnie tak nigdy nie całowałaś! To jest Twój wróg a ty go jeszcze całujesz W TEN SPOSÓB. - wypowiadając ostatnie trzy słowa spojrzał na mnie w sugestywny sposób. - Do łóżka już pewnie też z nim poszłaś. Wiedziałem, że się puszczasz. Od początku naszego związku. Z kim to robiłaś jak byliśmy razem? No mów!
Spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach. Nie potrafiłam do puścić do siebie tego, że Ron mógł powiedzieć coś takiego o mnie. Ale przesadził mówiąc, że go zdradzałam.
- Skoro miałeś mnie za taką dziewczynę to dlaczego ze mną byłeś, co? - zapytałam go ironicznie głosem pozbawionym emocji. Wyraz twarzy miałam opanowany, przybrałam maskę obojętności. Zdziwiło i przestraszyło to lekko chłopaka. Ale od razu się opanował. Tylko w moich oczach można było dostrzec ból jaki zadał mi swoimi słowami.
- Bo nie spodziewałem się, że kiedyś będziesz Ślizgońską dziwką. Myślałem, że Cię naprostuję. Poza tym byłaś taka niepozorna i cicha, teraz się zmieniłaś. Umiesz się odszczekać. Zapewne Zabini też Cię pieprzy.
To było już przegięcie. W dwóch krokach pokonałam odstęp 2 metrów, który nas dzielił. Siarczyście się zamachnęłam i uderzyłam chłopaka mocno z pięści w twarz. Później wyciągnęłam różdżkę skierowałam ją w niego i szepnęłam zaklęcie, które sprawi, że żaden eliksir Pani Pomfrey nie pomoże chłopakowi. Będzie musiał czekać aż jego obrażenia same się wygoją.
- Słuchaj kretynie. - powiedziałam hardo w jego stronę. - Nie pozwolę sobie, żeby chłopak Twojego pokroju mnie obrażał. Jesteś frajerem Ron, ciesz się, że taka Lavender chce z Tobą być, bo gdyby nie odrabiała za ciebie lekcji już dawno by Cię stąd wylali. Nic sam nie umiesz zrobić, ledwo potrafisz sam obronić pętli. Gdybym nie skonfundowała McLaggena nie dostałbyś się do drużyny. Jesteś ofermom. A dla Twojej wiadomości Ronaldzie, nigdy nie byłam z żadnym chłopakiem w łóżku. Byłam Ci wierna i puki co nie zamierzam tracić swojej cnoty. Żegnam!
Wskazałam mu ręką drzwi. Powoli podniósł się z ziemi i wyszedł z mojego dormitorium. Ja tymczasem usiadłam w rogu na podłodze i zaczęłam płakać. Nie sądziłam, że słowa chłopaka mogą mnie aż tak zaboleć. Na ogół nie przejmowałam się tym co ten matoł gadał, jedyna sytuacja kiedy mnie zranił była na Balu Bożonarodzeniowym w czwartej kasie, wątpił w tedy z Harrym, że ktoś może zaprosić mnie na niego. Czekał wtedy do ostatniej chwili żeby mnie poprosić. To było żałosne.

A teraz co. Jak on mógł powiedzieć o mnie takie słowa. Kiedyś myślałam, że tylko on, Harry i Ginny tak na prawdę mnie znają i rozumieją ale co do Rona to się przeliczyłam. W ogóle mnie nie znał i nie szanował. Tak na prawdę miał mnie za najgorszą, tylko dlatego, że nie chciałam już z nim być. Ale dość już tego użalania się nad sobą. Szybkim ruchem starłam łzy  z twarzy i wstałam z podłogi. Poprawiłam swoją szatę i wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym na kanapie siedzieli dwaj Ślizgoni popijając Ognistą. Podeszłam do najbliższego fotela i usiadłam w nim nie patrząc na chłopaków. Rzucili mi zdziwione spojrzenie ale olałam to.
- Nalej mi Malofy. - powiedziałam do blondyna sugestywnie patrząc na do połowy pełną butelkę.
- Jesteś pewna? - spytał ironicznie podnosząc lewą brew ku górze. Kiwnęłam mu głową. - No okey. Trzymaj Granger.
Podał mi szklankę z bursztynowym płynem lekko się uśmiechając, prawie niezauważalnie. Wzięłam od niego trunek. Przez chwilę ze skrzywieniem patrzyłam na ciecz. Nigdy nie przepadałam za Ognistą Whiskey, wolałam piwo kremowe. Ale teraz miałam ochotę na coś mocniejszego. Upiłam mały łyk ze szklanki i nieznacznie się skrzywiłam. Zabini, który do tej pory w ogóle się nie odezwał zaśmiał się cicho.
- Cóż nie jest to piwo kremowe, Gryfoni chyba nie przywykli do mocniejszych napoi, co Hermiono? - spojrzał na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam. - Co ty w ogóle zrobiłaś Wieprzelejowi? Wyszedł z Twojego dormitorium jak zlękniony baranek trzymając się z twarz. Ze Smokiem śmieliśmy się, że zostanie mu limo.
- Zabini nie chce o tym rozmawiać. - odparłam ostro, przybrałam na twarzy znów tę samą maskę co wcześniej przy Ronie. Nie była nawet świadoma tego, że zachowuje się jak Draco. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to od niego nauczyłam się tej mimiki twarzy. Zdecydowanie za dużo czasu z nim spędzasz Hermiono.  Zbeształam siebie w myślach.
- Jak się czujesz po eliksirze, Granger? - blondyn lekko zmienił temat, byłam mu za to wdzięczna. I tak byłam świadoma tego, że wszystko słyszeli.
- Dobrze, nie czuję żadnych efektów ubocznych.- odparłam biorąc kolejny łyk.
- Granger, nie przejmuj się tym debilem. Nie jest wart Twoich nerwów. - powiedział powoli Draco ostrożnie dobierając słowa. - On powinien Cię teraz wspierać a nie robić Ci wyrzuty z mojego powodu.
- Dzięki... - szepnęłam, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Draco na prawdę się o mnie martwił, było to widać. Jeśli wcześniej miał wobec mnie jakieś swoje chore plany to teraz się to powoli zmieniało, przynajmniej miałam taką nadzieję.

Jego słowa i pomoc na prawdę dużo dla mnie znaczyły, dzięki nim czułam, że mam siłę by wygrać z Bellatrix. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak i kiedy to zrobię. Wiedziałam tyle, że muszę być silna i dzielna dla moich rodziców. Muszę ich uratować, dalej grozi im niebezpieczeństwo. Właśnie moi rodzice, dawno nie miałam od nich żadnych wieści. Co się teraz z nimi dzieje, czy są zdrowi i bezpieczni... Są w Norze, nic nie powinno im tam grozić, nikt ich tam nie znajdzie ale jednak dalej się o nich boję. To w końcu tylko mugole nie obronią się sami. Szybko dopiłam bursztynową ciecz i wstałam z fotela. Rzuciłam chłopakom przez ramię dobranoc i nie czekając na ich odpowiedź wbiegłam do swojego dormitorium. Podeszłam do biurka, wyciągnęłam pergamin i pióro. Zaczęłam kreślić szybko litery na papierze. Chciałam to zrobić jak najszybciej. Muszę być pewna, że nic im nie dolega.
Drodzy rodzice!

Jak tam u was? Odkąd jesteście w Norze nie odzywacie się, wszystko z wami w porządku? Pewnie Pani Molly ciągle was czymś zagaduje i nie macie czasu do mnie napisać. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Postaram się jak najszybciej sprawić, żebyście wrócili do domu. Nie wiem jeszcze jak to zrobię ale obiecuję wam, że wszystko będzie w porządku. Ochronię was. Odpiszcie jak najszybciej, martwię się.
Wasza kochająca,
Hermiona

Wsadziłam list do koperty i przyczepiłam do nóżki Evy, sówka zahuczała po cichutku. I przekrzywiła główkę czekając na adres.
- Masz zanieść to moim rodzicom, są w Norze Weasleyów. Leć jak najszybciej i uważaj na siebie. - powiedziałam do mojej płomykówki podchodząc do okna i otwierając je. Mała zahuczała mi na znak zrozumienia i wyleciała w mrok. Nie wiedziałam, że jest już tak późno. Czas zażyć eliksir i pójść spać Hermiono, jutro też jest dzień.  Powiedziałam do siebie w myślach. Poszłam szybko się przebrać. Wróciwszy z łazienki sięgnęłam do swojej apteczki i wyciągnęłam z niej odpowiedni eliksir, pociągnęłam łyk. Podeszłam do łóżka, położyłam specyfik na szafce nocnej i wślizgnęłam się pod kołdrę. Kręciłam się długo nie mogąc zasnąć. Dziwnie mi się leżało samej, bez silnych ramion chłopaka, który mnie obejmował każdej nocy od miesiąca.
- Uhh, gdyby Malfoy tu był od razu bym zasnęła. - powiedziałam do siebie trochę za głośno niż zamierzałam. - Mam nadzieje, że tego nie słyszeli. - dodałam już szeptem.
Przekręciłam się na drugi bok, twarzą do drzwi mając nadzieję, że tym razem zasnę.
- Pani wzywała? - powiedział pociągająco chłopak stojąc w otwartych wrotach do mojego dormitorium.

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział XIV

Powolnie mijały kolejne dni a za nimi tygodnie. Codzienna rutyna zaczynała mnie już powoli dobijać. Miałam tego już dość. Budziłam się każdego ranka w objęciach Ślizgona. Zdarzały się jednak dni, kiedy śniły mi się dziwne sceny związane z Malfoyem. Budziłam się wtedy i od razu od niego odsuwałam. Mimowolnie płonęłam rumieńcem, kiedy chłopak się przebudzał. Udawałam, że śpię dalej i po prostu kręcę się w łóżku.

Powoli zaczynałam opanowywać Oklumencję dlatego zawsze przed snem i od razu po przebudzeniu blokowałam swój umysł. Nie chciałam, żeby Draco wiedział, iż mi się śni. Dzięki temu miałam choć trochę prywatności bo chłopak starał się spędzać ze mną każdą chwilę. Tak jakby bał się, że mogę zaraz wyzionąć ducha. To było trochę uporczywe jednakże bardzo miłe z jego strony. Inni członkowie domu węża śmiali się z tego. Niekiedy zdarzały się dni, w których rzucali w moją bądź Malfoya stronę chamskie i wredne docinki albo wyśmiewali go, że został przyjacielem szlam. Pewnego dnia przegięli i musiałam trzymać Dracona, który ruszył już w ich stronę z zamiarem rzucenia Avadą w pierwszego lepszego zgrywusa ze Slitherinu. Naśmiewali się wtedy z niego, że znalazł sobie nową dziewczynę, która urodzi mu charłacze dzieci. Jego mina była bezcenna. Gdyby nie powaga sytuacji i różdżka w dłoni Malfoya, śmiałabym się bez końca. Był cały czerwony na twarzy i spięty a jego oczy cisnęły błyskawicami. Jakby wzrok mógł zabijać już dawno było by o pięciu Ślizgonów mniej.

Wrześniowe dni ciągnęły się w nieskończoność, pewnie dlatego, że wyglądały identycznie. Pobudka, śniadanie, lekcje a później dodatkowe lekcje z Harrym i Malfoyem i do spania. Ehh miałam już tego dość. Jednak ostatniego dnia września, kiedy pisałam esej na Eliksiry o Veritaserum zjawił się w mojej sypialni skrzat domowy o imieniu Iskierka. Ta sama skrzatka, którą wysłał Snape do skrzydła szpitalnego. Mała była cała zadyszana i zlękniona.
- Panno Granger! Panno Granger! - piszczała zaraz po tym jak się ukłoniła na dobry wieczór. - Proszę ze mną do Pani Pomfrey! Pan Snape i Pani McGonagall już tam na Panią czekają! Proszę się śpieszyć to coś na prawdę pilnego!
- Dobrze już idę. - powiedziałam do niej uśmiechając się lekko. Zarzuciłam na siebie szkolną szatę, dzisiejszy wieczór był na prawdę chłodny. Wyszłam zaraz za skrzatem z pokoju i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Gdzie ty się wybierasz Granger? - rzucił drwiąco w moją stronę Draco siedząc na kanapie przy kominku tuż obok Zabiniego.
- Nie Twój interes, to Cię nie dotyczy Malfoy. - odpowiedziałam mu w identyczny sposób zwalniając lekko krok.
- Właśnie, że dotyczy. Snape kazał mi Cię pilnować, dlatego idę teraz z Tobą. Zabini poczekaj tu. - powiedział wstając i ruszył w moją stronę.
- Nigdzie ze mną nie idziesz. Zostań ze swoim kolegą i dalej pij Ognistą Whiskey. Poradzę sobie sama, w sumie nie jestem sama bo jest ze mną Iskierka. Ochroni mnie.
- Ten skrzat domowy, przecież to ście... - powiedział, jednak nie dane mu było dokończyć bo przerwała mu Iskierka.
- Przepraszam Panno Granger, że przeszkadzam w rozmowie z Panem Malfoyem. - spojrzała pokornie na Ślizgona jednak w jej oczach czaiła się nutka wściekłości. - Ale to na prawdę pilne, Pan Snape nalegał żebym przyprowadziła Panią jak najszybciej, powiedział, że jeśli to konieczne to Pan Malfoy może iść z nami. Jednak nalegał by była Pani sama.
- Widzisz Granger, wygrałem. Idziemy skoro to pilne. - powiedział i ruszył w stronę korytarza. Jednak stanął przy drzwiach i obrócił się w naszą stronę z zagubionym wyrazem twarzy. - A dokąd my właściwie idziemy?
- Do skrzydła szpitalnego Panie Malfoy. - odparła skrzatka i ruszyła przodem, nie zwracając na niego uwagi. Szłam tuż za nią nie odzywając się do Dracona. Całą drogę przeszliśmy w milczeniu nawet na siebie nie spoglądając. Chociaż przysięgłabym, że widziałam jak parę razy spojrzał po kryjomu w moją stronę, jednak mogło mi się tylko zdawać.

W końcu dotarliśmy do celu naszej podróży. Malfoy jak przystało na gentelmena otworzył mi drzwi, skrzatka weszła zaraz za nami zamykając je lekko.
- Wykonałam już swoje zadanie, Panie. Czy będę jeszcze do czegoś potrzebna?- zapytała mistrza eliksirów kłaniając się lekko.
- Nie, to wszystko. Możesz już iść. - odparł zimnym tonem po czym zwrócił się do mnie. - Dlaczego to trwało tak długo Panno Granger?
- To nie moja wina tylko Malfoya. Zatrzymał mnie przy drzwiach, żeby wypytać gdzie idę. Ubzdurał sobie, że musi mnie pilnować. - skrzywiłam się na samą myśl o tym.
- Panno Granger, to ja nakazałem Panu Malfoyowi Pani pilnować. Jednakże przez niego Pani się spóźniła, mam nadzieje, że to więcej się nie powtórzy Panie Malfoy. - spojrzał wymownie na Ślizgona, ten tylko przytaknął mu ruchem głowy z ironicznym  uśmiechem na ustach.
- Wezwaliśmy tu Panią w konkretnym celu, Panno Granger. - powiedziała do mnie McGonagall z zachwytem na twarzy. - Eliksir, który będzie Panią chronił przed Lestrange jest już gotowy. Jednakże ma swoje efekty uboczne, o których musimy Ci powiedzieć zanim zdecydujesz się go zażyć, Hermiono.
- Jakie są te efekty uboczne? - zapytałam z cichym lękiem w głosie. Dyrektorka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Eliksir został wykonany prawidłowo, jestem tego pewna. Pilnowali go Profesorowie Snape i Slughorn oraz Pani Pomfrey. Jednakże, gdyby był źle przygotowany, bądź ktoś pomyliłby ingrediencje groziłoby Ci kalectwo umysłowe do końca życia albo nawet i śmierć. - dyrektorka zrobiła, krótką przerwę. Pobladłam na twarzy, Draco musiał to zauważyć bo położył mi na ramieniu swoją dłoń w geście wsparcia i szepnął cicho 'będzie dobrze'. - Jednak skoro eliksir jest dobrze uwarzony - ciągnęła swoją wypowiedź - nie grozi Ci nic z tych rzeczy. Jedynymi skutkami ubocznymi po jego zażyciu mogą być nudności, chwilowa utrata przytomności albo zawroty głowy. Ewentualnie wszystko na raz. Podkreślam jednak, że nie występują one u wszystkich osób. Dlatego nie powinno nic Pani grozić, oczywiście nie musi go Pani przyjmować, jednakże wszyscy to zalecamy. To na pewno Ci pomoże Hermiono, jednak musisz sama podjąć decyzję.

Westchnęłam cicho zastanawiając się co powinnam zrobić. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam czy powinnam się zgodzić przyjąć ten nieznany dla mnie eliksir czy też nie. Od tego myślenia aż rozbolała mnie głowa, do tego wszyscy patrzyli się na mnie wyczekująco. Tak jakby naciskali na moja decyzję. Jedynie Malfoy patrzył na mnie ze strachem, wiedział, że jeśli nie przyjmę eliksiru grozi mi niebezpieczeństwo ale wiedział też, że jeśli go przyjmę może mi się coś stać. Jednak mnie wspierał, zaczął lekko ściskać swoją rękę na moim ramieniu a drugą lekko głaskał mnie po wierzchu dłoni. Lubiłam takiego Draco, czułego i troskliwego nie tego zadufanego w sobie Ślizgońskiego dupka, którego udawał codziennie przy wszystkich. Tylko jak byliśmy sami bądź w obecności Snape czy McGonagall pokazywał swoją prawdziwą twarz. Czasami zdarzało mu się to też przy Ginny, jednak to były rzadkie epizody.

Złapałam go lekko za rękę, żeby poczuć się pewnie i odważyłam się zapytać nauczycielki Transmutacji czegoś co mnie od jakiegoś czasu intrygowało.
- Pani profesor? - zwróciłam cicho na siebie jej uwagę, uśmiechnęła się do mnie lekko. - Tak w ogóle, co ma na celu wskórać ten eliksir? Jak on będzie działać?
Nauczycielka lekko westchnęła i po chwili zastanowienia odpowiedziała mi:
- Ten eliksir powinien uchronić Twój umysł, Hermiono przed manipulacją z zewnątrz. Nikt nie powinien się móc do niego dostać, jednakże nie zawsze ma stuprocentową skuteczność. Dlatego Harry i Draco uczyli Ci Oklumencji, wraz z nią Twój umysł powinien być chroniony w stu procentach. Masz jeszcze jakieś inne pytania?
- Nie...- szepnęłam - to chyba wszystko. Czy mogę dostać ten eliksir? - zapytałam, już pewniejszym głosem. - Chciałabym go teraz spożyć by móc dokończyć swój esej na Eliksiry i położyć się normalnie spać.
McGonagall uśmiechnęła się do mnie promiennie a Snape pokazał ruchem dłoni Pani Pomfrey by poszła po eliksir. Gdy już z nim przyszła, głos zabrał mistrz eliksirów.
- Musisz go spożywać trzy razy dziennie, zaraz po przebudzeniu, po obiedzie i tuż przed zaśnięciem. Nie możesz o tym zapominać, Pan Malfoy będzie Pani przypominać, prawda Draco? - spojrzał sugestywnie na blondyna - Będziemy na bieżąco dostarczać Ci eliksir, jedną fiolkę dziennie Granger. Po łuku, trzy razy na dzień, pamiętaj.
Kiwnęłam do niego głową.
- Dziękuję, profesorze, Pani dyrektor, Pani Pomfrey. To bardzo wiele dla mnie znaczy.
Wszyscy oprócz Snape uśmiechnęli się do mnie ze wsparciem kiedy upijałam łyk podanego mi eliksiru. Podziękowałam im jeszcze raz i wyszłam ze skrzydła szpitalnego nie czekając na Ślizgona. Dołączył do mnie tuż na korytarzu. Przez chwilę szliśmy w ciszy, jednak on po jakimś czasie musiał się odezwać.
- To co Granger, już nie muszę z Tobą spać. - uśmiechnął się do mnie ironicznie.
- Jak nie chcesz nie musisz, nie będę z tego powodu płakać. - odparłam głosem bez wyrazu jednak w duchu przyznałam, że będzie mi przykro jak chłopak nie będzie już ze mną spać. Przyzwyczaiłam się do tego i bardzo mi się to podobało. Zaczęłam się do niego przywiązywać.
- Oj Granger, nie udawaj. Wiem, że Ci się podobało na pewno będzie Ci tego brakowało.
- Może tak a może nie.
Powiedziawszy to przyspieszyłam kroku, jednak on mnie szybko dogonił i szybkim ruchem wepchnął mnie w ciemny róg korytarza. przyparł mnie mocno do ściany swoim ciałem po czym spojrzał mi w oczy. Lekkim ruchem zebrał mi kosmyk włosów z czoła za ucho delikatnie je muskając. Moje policzki momentalnie stały się gorące, zaczerwieniłam się jak burak.
- Uroczo się czerwienisz. - szepnął przybliżając moją twarz do swojej. Oparł się ręką o ścianę tuż obok mojej głowy zastępując mi jedyną drogę ucieczki. Bałam się tego co może się zaraz stać, byliśmy za blisko siebie. A on co chwilę przybliżał się jeszcze bliżej.

- Hermiono...- szepnął, nasze nosy niemalże się stykały. Po chwili poczułam na swoich wargach jego usta. Musnął je tylko lekko, to było najpiękniejsze uczucie na świecie. Zapragnęłam więcej, przybliżyłam go lekko do siebie, on nie protestował. Wpił się w moje usta z pasją. Zarzuciłam mu ręce na szyję i nieświadomie splotłam dłonie w jego miękkie włosy. Zamruczał podekscytowany. Całował mnie z coraz większą namiętnością i uczuciem, lekko głaskał moje biodro. Czułam się jak nigdy dotąd, było mi tak dobrze jednak wiedziałam, że źle robię. To było zakazane uczycie. Nie powinnam się tak zachowywać. Po chwili poczułam jak język Draco zgrabnie wślizguję się do środka moich ust. To było za wiele. Szybkim ruchem odsunęłam go od siebie, spanikowałam. Zaczęło mi być wstyd mojego zachowania, więc po prostu uciekłam. Biegłam ile sił w nogach, aż w końcu znalazłam się w pokoju wspólnym prefektów naczelnych, nie zwracając uwagi na Zabiniego wbiegłam do mojego dormitorium zamykając za sobą drzwi na klucz. To samo zrobiłam z tymi od łazienki. Usiadłam na podłodze pod ścianą i zasłoniłam dłonią twarz. Czułam się okropnie, z jednej strony jednak czułam jakieś ciepło na sercu, całowanie Malfoya bardzo mi się podobało jednak to, że to zrobiliśmy było złe. Tak nie powinno być. Po moich policzkach popłynęły łzy. Płakałam jak dziecko. Siedziałam bardzo długo, aż w końcu zmorzył mnie sen. Po jakimś czasie obudziło mnie pukanie do drzwi, wstałam zapytać czego ten ktoś chce. Otwierając drzwi byłam pewna, że zobaczę za nimi blond Ślizgona. Jednak tym razem się pomyliłam.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział XIII

Otworzyłam oczy. Byłam na polanie pochłoniętej światłem księżyca. Miała idealny owalny kształt. Rozejrzałam się dookoła. Przez mrok panujący przy skraju polany nic nie widziałam, drzewa wokół niej sprawiały wrażenie muru, który chronił przed niebezpieczeństwem lasu bądź przed ucieczką osoby znajdującej się tam gdzie ja. Na środku drzewnej elipsy stał wielki dąb. Jego gałęzie były tak obszerne, że prawie stykały się z tymi znajdującymi się na skraju polany. Byłam sama, stałam i nie mogłam się ruszyć. Tak jakby ktoś rzucił na mnie jakieś dziwne zaklęcie. Wiedziałam, że śnie. To musi być sen. Byłam na niego przygotowana. Skup się Hermiono, to przecież Twój sen możesz go kontrolować - powtarzałam sobie w myślach. Jednak to nic nie dało. Dalej nie mogłam się poruszyć ani wydobyć z siebie jakiegoś słowa.
Nagle przede mną zmaterializowała się postać. Była to kobieta, nie widziałam dokładnie jej twarzy bo zakrywały ja gęste, potargane czarne włosy. Jednak od razu ją rozpoznałam. Bellatrix Lestrange. To na pewno była ona.
- No no.- zaśmiała się czarownica.- Próbujesz z tym walczyć, jednak nie wygrasz. To już nie są Twoje sny, teraz ja mam nad nimi władzę i nikt Ci nie pomoże. Rozumiesz. NIKT.
Ostatnie słowo wręcz wypluła z ust. Draco- pomyślałam bezwiednie. Czujne spojrzenie kobiety od razu zlustrowało całe moje ciało i skupiło się na mojej twarzy. Na jej usta wstąpił ironiczny uśmieszek.
- On tym bardziej Ci nie pomoże. Jest po naszej stronie i zawsze był. Jesteś dla niego niczym.- powiedziała z wrogością i ironią plując mi w twarz. Dalej myślałam o chłopaku. Zmienił się, na pewno. Udowadniał mi to przy każdym naszym spotkaniu, starał się być dla mnie miłym i to było ważne. Nie to skąd pochodzi, nie to w jakiej urodził się rodzinie i też nie to jak go wychowano. Najważniejsze było, że się starał. 
Myślenie o chłopaku dodawało mi sił, dzięki temu zdołałam poruszyć lewą ręką. Po chwili zrobiłam to samo z prawą. Aż w końcu zdołałam otworzyć usta i odezwać się do kobiety.
- To Tobie nikt nie pomoże Lestrange. - wychrypiałam zmęczonym głosem.- Jesteś słaba i sama. Co z tego, że masz przy sobie wielu Śmierciożerców, którzy chcą kontynuować dzieło Voldemorta. Jak przyjdzie co do czego, zostaniesz sama. Oni się będę bali śmierci bardziej niż Ciebie, nie jesteś Tomem. Nie wzbudzasz w nich takiego lęku. Jesteś nikim.
Po moich słowach czarownicy stężała twarz. Wyciągnęła w moją stronę różdżkę i patrzyła mi złowrogo w oczy.
- Wiesz szlamo, że we śnie też możesz umrzeć? - zapytała z ironicznym uśmiechem. - Ale nie to byłoby zbyt proste. Crucio!
Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się fala gorąca. Było ona niedoniesienia, paliło mnie całą od środka i sprawiało niewyobrażalny ból. Po chwili miałam dość, spokojnie osunęłam się w ciemność.

- Draco!- krzyknęłam gwałtownie budząc się z koszmaru. Po moich policzkach od razu zaczęły spływać łzy. Dlaczego płakałam. Przecież nikomu nic się nie stało, dalej żyłam. Może płakałam z bezsilności i bólu, który sprawiła mi czarownica. Miałam już dość tych snów, nie chce spać do końca życia jeśli tak ma wyglądać każdy mój sen. Spojrzałam na zegarek. 3:00. Przecież ja już nie zasnę.- oburzyłam się w myślach. I co ja mam teraz robić.
Usłyszałam jakiś szmer dochodzący z łazienki. Spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam jak klamka w drzwiach się przesuwa. Nagle do pokoju wtargną blondyn oświetlając całe pomieszczenie różdżką. Miał potargane włosy, zaspaną twarz i był ubrany tylko w bokserki, więc spokojnie mogłam podziwiać jego dobrze zbudowane ciało. Spojrzałam w jego oczy i dostrzegłam w nich strach. Patrzył na mnie czujnie.
- Wszystko w porządku?- zapytał po chwili podchodząc bliżej.
- Tak..- szepnęła.- To tylko koszmar...
Chłopak podszedł do mojego łóżka i wskazał na jego skraj.
- Mogę?- uśmiechnął się do mnie uroczo a ja kiwnęłam głową na zgodę. Usiadł tuż obok mnie i znów przyjrzał mi się uważnie tak jakby sprawdzał czy na pewno wszystko ze mną dobrze.
- Nie wyglądasz najlepiej.- stwierdził po chwili mierzwiąc sobie włosy ręką.
- No co ty nie powiesz?!- oburzyłam się jak małe dziecko.- Jest trzecia w nocy a ja przed chwilą miałam okropny koszmar.
Spuściłam ręce i głowę. Parzyłam intensywnie na moją pościel, żeby tylko uniknąć wzroku chłopaka. Po chwili poczułam na swoim policzku jego chłodną dłoń.
- Płakałaś...- stwierdził po cichu ścierając mi łzy. - Tylko dlaczego? To dziwne i nie podobne do Ciebie.
- Przecież dziewczyny czasem płaczą.- powiedziałam i odważyłam się na niego spojrzeć. Miał zdziwioną twarz ale uśmiechał się do mnie ciepło. Widać było, że się o mnie troszczy. On już nie był tym samym człowiekiem co wcześniej. Zmienił się. A ta jędza we śnie mi nie wmówi, że tak nie jest.
- Ale nie ty.- odparł po chwili.
- Jak to nie ja?- zrobiłam tępą minę nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
- Ty nigdy nie płakałaś. Uprzykrzałem Ci życie przez sześć lat ale nigdy nie widziałem jak płaczesz. Dlaczego więc robisz to teraz?
- Płakałam, ale nigdy przy kimś. Robiłam to tylko wtedy kiedy byłam sama.- spojrzałam mu w oczy, były przepełnione smutkiem.- Uważałam, że nie powinnam nikomu pokazywać, że jestem słaba. Musiałam być twarda, w końcu byś zauważył, że Twoje obelgi mi nie przeszkadzają i byś przestał. Tak myślałam, jednak nigdy tak się nie stała. A ja w końcu się uodporniłam, przyzwyczaiłam do tego i przestałam płakać. A teraz płaczę bo mam dość. To łzy bezsilności. Nie chce już codziennie śnić tych samych koszmarów, to mnie doprowadzi do szału. Boję się tego co może się stać za parę miesięcy, że ona może skrzywdzić kogoś kogo kocham, kogoś na kim mi zależy. Jeśli tak ma wyglądać każdy mój sen to ja nie chce spać do końca życia...
Spuściłam wzrok, nie chciałam mu patrzeć w oczy mówiąc takie słowa. Właśnie odkryłam przed nim część siebie, którą rzadko komu pokazuje. To było nie w moim stylu. Jednak przy nim czułam się inaczej, czułam, że mogę mu wszystko powiedzieć a on mnie nie będzie osądzać. Po prostu przy mnie będzie.
Milczeliśmy tak chwilę bojąc się przerwać panującą miedzy nami ciszę. To nie była jakaś niezręczna i uporczywa cisza. To było ciche błaganie o ratunek, z obu stron. Ja błagałam o wsparcie, o pomoc w tym trudnym o kresie. A Draco... Nie byłam do końca pewna, więc odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Dostrzegłam w nich wołanie o bliskość. Chłopak potrzebował drobnego gestu, który pokaże mu, że jest potrzebny i ważny. W jednej chwili zapragnęłam być częścią jego życia, częścią jego samego. Patrzyłam na jego wąskie usta i ostre rysy twarzy. Jednak największą wagę przykuwałam do jego stalowo-niebiskich oczu. Niewiele myśląc przywarłam do niego ciałem pogrążając się w uścisku. Chłopak po chwili go odwzajemnił i przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie. Zaczął głaskać mnie po plecach i lekko kołysać. Poczułam się jak mała dziewczynka w silnych i opiekuńczych ramionach ojca.
- Nie martw się. - szepnął wprost do mojego ucha.- Nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić. Będę przy Tobie. Wiedz, że możesz na mnie liczyć. A jeśli chcesz to może zostać tej nocy z Tobą, żebyś mogła spokojnie spać.
- To bardzo miłe z Twojej strony.- powiedziałam łamiącym się głosem. W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, uporczywie nie pozwalałam im się wydostać. Jednak po chwili przegrałam tę walnę.- Draco, proszę zostań ze mną. Nie chce być sama... Boję się...
Mówiłam przez łzy i bałam się, że chłopak mnie nie zrozumie. Jednak od nie puszczając mnie odłożył różdżkę na stolik obok łóżka i odkrył pościel obok mnie żeby zrobić sobie trochę miejsca. Po chwili oboje leżeliśmy przytuleni do siebie. Blondyn dalej głaskał mnie po plecach, ja za to złożyłam głowę na jego ramieniu i delikatnie gładziłam jego klatkę piersiową.
Czułam się jak w niebie, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak kiedyś będziemy musieli wstać z łóżka i pójść na lekcje. McGonagall odpuściła nam patrole, żeby Harry z Draconem mogli nauczyć mnie Oklumencji. Nie byłam z tego za bardzo zadowolona ale to dla mojego dobra a poza tym z dyrektorką się nie dyskutuje.
- Śpij Hermiono. - odezwał się Malfoy ciepłym głosem. - Będę Cię chronił przed koszmarami. Dobranoc.
Pocałował mnie delikatnie w czubek głowy i nie przestając głaskać mnie po plecach zamknął oczy. Ja zrobiłam to samo. Długo broniłam się przed snem jednak w końcu zasnęłam.

Obudził mnie pocałunek w policzek. Niemrawo otworzyłam oczy i naprzeciwko siebie zobaczyłam chłopaka. Uśmiechał się do mnie rozkosznie. Jego niesforna grzywka opadała na oczy, w których jarzyły się iskierki zachwytu. Czego on się tak ciesz?-zdziwiłam się w duchu.
- Jak się spało słońce?- zapytał mnie pieszczotliwie.
- Wspaniale, pierwszy raz od jakiegoś czasu nie miałam tych strasznych koszmarów. - uśmiechnęłam się do niego prostując się na łóżku.
- To dobrze. - powiedział robiąc to samo co ja.- Widzisz mówiłem, że Cię ochronię.
Zaśmiałam się wdzięcznie i poczochrałam jego grzywkę sprawiając, że opadła mu na lewą stronę.
- Tak Ci lepiej. - uśmiechnęłam się do niego a ten odpowiedział mi tym samym.
- Skoro tak mówisz to tak musi być, bo przecież ty zawsze masz rację. - zaśmiał się ironicznie i poczochrał mnie po włosach.
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne.
Wstałam z łóżka, wzięłam ubrania z krzesła i poszłam do łazienki się przebrać. Malfoy zrobił to samo jednak zamiast do łazienki, ruszył do swojego dormitorium. Rzucił mi jeszcze przez ramie "Do zobaczenia na lekcji" i zniknął za drzwiami. Przygotowałam się dosyć szybko i ruszyłam na śniadanie. W Wielkiej Sali nie było dużo uczniów, większość jeszcze spało albo się szykowała na zajęcia. Zapewne moi przyjaciele należą do jednych z nich bo nie dostrzegłam ich przy naszym stole. Pospiesznie zjadłam śniadanie i ruszyłam do biblioteki, chciałam jeszcze raz przeczytać w spokoju rozdział o tych zaklęciach. Byłam ciekawa czy jest jakaś wzmianka o tym konkretnym zaklęci.
Szukałam informacji o nim jednak nic nie znalazłam, a męczyłam się dobrą godzinę. W końcu postanowiłam się spakować i ruszyć na Eliksiry.
- To będzie długi rok szkolny.- szepnęłam do siebie schodząc po wielkich schodach.

Eliksiry minęły mi bardzo spokojnie, Numerologia, Starożytne Runy i Zaklęcia także. Zebrałam masę punktów dla mojego domu i byłam bardzo z siebie dumna. W końcu nadeszła pora na moją lekcję z Harrym i Draco. Oklumencja nie była taka trudna na jaką mi się wydawała wcześniej. Wymagała jedynie skupienia i silnej woli. Byłam w tym całkiem dobra. Może nie wychodziło mi to od razu tak jak wszystko inne w magii ale czyniłam duże postępy.
- Gotowa?- zapytał Harry patrząc na mnie. Kiwnęłam głową. - Malfoy zaczynaj.
- Legilimens. - szepnął chłopak po czym wniknął do mojego umysłu. Czułam go. Widziałam jak przegląda moje wspomnienia, właśnie skupiał się na moich wakacjach. Widział mnie szczęśliwą u boku rodziców i przyjaciół. Skupiał się na każdym detalu naszej wycieczki do parku wodnego. Przeglądał od początku wszystko do końca, co robiłam co jadłam. Każdą moją rozmowę, dosłownie wszystko.
- Hermiono, musisz go zwalczyć. Posłuchaj mnie musisz zamknąć swój umysł. Wyobraź sobie, że zamykasz drzwi i zrób to samo ze swoim umysłem, zamknij jego drzwi. Uniemożliw mu dostęp do niego. - mówił do mnie Harry. - To proste jeśli to sobie wyobrazisz.
Zrobiłam tak jak mi kazał. Wyobraziłam sobie duże sosnowe drzwi z piękną srebrną klamką i tego samego koloru zawiasami. Oczami wyobraźni widziałam jak łapię za klamkę i po prostu zamykam wrota do mojego umysły. Kiedy były już szczelnie zamknięte poczułam jak blondyn znika z mojej głowy. Byłam tylko ja i moje myśli.
Zdyszana i wyczerpana usiadłam wygodnie w fotelu. 
- Bardzo dobrze Hermiono! Udało się !- krzyknął uradowany Harry.
- Jak na drugą lekcje poszło Ci całkiem dobrze. - uśmiechnął się do mnie Malfoy. - Spróbujemy jeszcze raz?
- Dobrze..- odparłam trochę zmęczona ale gotowa. Znowu wyobraziłam sobie to co przed chwilą.
- Legilimens- Draco wypowiedział zaklęcie i znowu wtargnął do mojego umysłu. Nie udało mi się go zamknąć na tyle szczelnie. Jakoś mu się udało wejść. Skupił się na wspomnieniach z dzisiejszej nocy. Na moich uczuciach w stosunku do niego i na moim śnie. Na nim skupił się najbardziej. Przypomniał słowa Bellatrix, słuchał ich teraz razem ze mną. Słuchał tego co o nim myślałam i tego co powiedziała mi ona.On tym bardziej Ci nie pomoże. Jest po naszej stronie i zawsze był. Jesteś dla niego niczym. Słowa czarownicy znowu wirowały mi po głowie, sprawiając, że łzy zaczęły napływać mi do oczy. Starałam się zamknąć swój umysł ale mi nie wychodziło. Nie dawałam rady. Nagle Malfoy zniknął z mojej głowy.
- Na dziś wystarczy.- rzekł spokojnie, zbyt spokojnie.
- Co? Ale czemu?!- zapytałam zdziwiona.
- Jesteś wyczerpana. Musisz spać.
- Ale ja muszę się tego w końcu nauczyć!- krzyknęłam wstając z fotela.
- Hermiono, spokojnie. - powiedział do mnie powoli Harry.- Na pewno na jutrzejszej lekcji pójdzie Ci lepiej, zobaczysz. A on ma rację nie powinnaś się przemęczać, idź spać. Na mnie też już czas, dobranoc.
Przytulił mnie lekko i zniknął za drzwiami. Spojrzałam gniewnie na Ślizgona, ten tylko wzruszył ramionami.
- Dziś też będę spać z Tobą.- powiedział w końcu. Skierował swoje kroki do dormitorium. Widząc moje protestujące spojrzenie dodał szybko. - Nie chce, żebyś miała koszmary, musisz mieć siły.
Siedziałam jeszcze długo w salonie patrząc na gasnący ogień. Chłopak miał rację, muszę mieć siłę żeby z tym walczyć. A skoro mam mieć siłę to muszę spać. A tylko śpiąc z Draconem mogę uniknąć koszmarów.
- Ehh... to bez sensu...- westchnęłam i ruszyłam do swojej sypialni spędzić kolejną noc w objęciach blondyna.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział XII

Po moich plecach przeszedł dreszcz. Poczułam jak kropelki potu zbierają mi się na czole a serce zaczyna bić jak oszalałe.
- J-j-jak to śmierć?- wyjąkałam rozdarta. Teraz bałam się jeszcze bardziej. To nie możliwe.
- Panno Granger, jak już powiedziałem jest to bardzo trudne zaklęcie. Żeby mogło dojść do skutku potrzebna jest duża moc ale to więź miedzy czarodziejami jest najważniejsza. Kiedy jeden czarodziej zrobi drugiemu wielką krzywdę bądź pozostawi po sobie jakiś znak, łączy się umysłem z nim.
- Tak jak ze mną i Voldemortem...- szepnął po cichu Harry siedzący tuż obok.
- Nie do końca Potter ale działa to na podobnej zasadzie. Kiedy Twoja matka oddała za Ciebie życie Czarny Pan nie mógł Cię skrzywdzić, kiedy użył na Tobie zaklęcia niewybaczalnego zostawił tylko znak ale jednocześnie wasze umysły połączyły się w pewnym stopniu a Ty stałeś się horkruksem. Natomiast do użycia zaklęcia Afficeresomaniatis nie jest to potrzebne. Tak jak powiedziałem wystarczy znak albo wielka krzywda wyrządzona innemu czarodziejowi i powstaje więź. Niektórzy czarodzieje wiedzą o niej od razu, inni dowiadują się po czasie ale istnieją też przypadki, że do końca życia czarodziej nie wie, że jest połączony z kimś umysłem.
- Ale co do tego ma śmierć? - zapytałam nie wiedząc co mam myśleć.
- To że jeśli chce się całkowicie zniszczyć więź miedzy czarodziejami jedna ze stron musi umrzeć, bo żadne nie może istnieć jeśli drugie przeżyje. Oczywiście przez pewien czas można chronić się Oklumencją albo specjalnymi eliksirami, ale jeśli te snu o którym Pani wspomniała, Panno Granger sprawiają krzywdę najlepszym sposobem będzie śmierć.- spojrzał na mnie z dziwnym lękiem a później zwrócił się do klasy.- To wszystko na dziś, do widzenia. Panno Granger proszę do mojego gabinetu.
Spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam za nietoperzem.
- Będę na ciebie czekać przed klasą.- powiedział mi szybko Harry i ruszył z Ronem do drzwi.
- Panie Malfoy, Pana też proszę! - krzyknął jeszcze Snape wchodząc do gabinetu.
Razem z Draconem stanęliśmy przed biurkiem nauczyciela. Severus wygodnie siedział na swoim krześle i przyglądał nam się uważnie.
- Masz mi coś do powiedzenia Panno Granger?- zapytał w końcu swoim ironicznym głosem.
- Nie Panie profesorze.- odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok na swoje buty jakby były najbardziej interesującym przedmiotem w tym pomieszczeniu.
- A ty Malfoy?
- Śni jej się moja ciotka.- powiedział blondyn tak jakby miał to gdzieś.
- Ty...!- spojrzałam na niego z pogardą. Gdyby wzrok mógł zabijać leżałbyś już trupem Malfoy - pomyślałam. Nagle na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech a w jego oczach można było dostrzec rozbawienie. Zapewne to usłyszał.
- Granger pokaż rękę.- Snape wyciągnął w moją stronę swoją dłoń. Posłusznie podwinęłam rękaw szaty i wyciągnęłam ramie w jego stronę. Spojrzał na napis na moim przedramieniu, ja zrobiłam to samo. Skóra wokół kresek była zaczerwieniona a rany się otworzyły. Wyglądało to tak jakby ktoś dosłownie przed chwilą wyrył mi na ręce napis 'SZLAMA'. Ale to nie możliwe, to się wydarzyło prawie pół roku temu... - Nie jest dobrze..- szepnął nauczyciel po czym wydarł się na całe gardło. - Iskierka !
Tuż obok jego nogi zmaterializował się skrzat domowy lekko się kłaniając.
- Idź do skrzydła szpitalnego i powiedz Pni Pomfrey żeby przygotowała ten eliksir.- podał skrzatowi jakąś karteczkę, ten skinął głową i zniknął. Snape spojrzał na nas.- A wy idziecie ze mną do Dyrektor McGonagall.
- Ale dlaczego on ma iść z nami! - krzyknęłam w proteście patrząc na Ślizgona.
- Będzie nam potrzebny. Granger tu chodzi o Twoje życie. - spojrzał na mnie zirytowany a w jego oczach dostrzegłam strach zmieszany ze złością.
Zrezygnowana spuściłam głowę i wyszłam z gabinetu nauczyciela. Przed drzwiami klasy stał Harry i Ron. Ten drugi nawet na mnie nie spojrzał.
- Co się stało? Co Snape od Ciebie chciał?- zapytał z lękiem mój przyjaciel.
- Dla Ciebie profesor Snape, Potter. - zagrzmiał nietoperz wyłaniając się zza drzwi. - Minus 5 punktów dla Griffindoru za brak szacunku do nauczycieli. Granger, Malfoy idziemy.
- Skoro ON ma iść z nami - spojrzałam wymownie na blondyna. - to ja chce żeby Harry też szedł. To mój przyjaciel i potrzebuje jego wsparcia.
- Dobrze, w takim razie Potter, Weasley za mną. - powiedział już mocno zirytowany Severus. Nie chciałam już wtrącać, że chodziło mi tylko o Harryego bo to by mogło jeszcze bardziej zdenerwować nietoperza. Posłusznie poszliśmy za nim w stronę chimery pilnującej gabinetu dyrektorki.
- Co się dzieje? Dlaczego idziemy do profesor McGonagall? - szepnął brunet do mojego ucha.
- Chodzi o moją bliznę... - więcej nie musiałam mówić, zrozumiał wszystko. Złapał mnie za rękę, żeby trochę wesprzeć. Ku mojemu zdziwieniu Ronald zrobił to samo i uśmiechnął się do mnie lekko.
- Hermiona... Ja Cię przepraszam... Nie chciałem tak zareagować, to Lavender... Ona mnie podpuściła...- szepnął łamiącym się głosem.- Wiesz przecież, że możesz na mnie liczyć... Dalej jesteś moją przyjaciółką...
- Dziękuję...- spojrzałam na chłopaka i lekko się uśmiechnęłam. Dotarliśmy właśnie do chimery. Profesor Snape szepnął hasło a głowa posągu lekko podskoczyła ukazując schodu. Wspinaliśmy się powoli nimi kierując do gabinetu. Mężczyzna zapukał lekko w drzwi i wszedł do środka. My tuż za nim. Minerva McGonagall spojrzała na nas zdziwiona i zwróciła się do nauczyciela.
- Severusie co Cię sprowadza do mojego gabinetu. Czyżby Ci uczniowie znowu coś narozrabiali? - dyrektorka spojrzała na naszą trójkę z politowaniem.
- Wręcz przeciwnie. Miałem zamiar przyjść tu tylko z Panną Granger i Panem Malfoyem ale ktoś się uparł żeby towarzyszyli nam jeszcze dwaj Gryfoni. -tu spojrzał na mnie wymownie. Dyrektorka lekko się zaśmiała i spojrzała pytająco na Snape. Ten od razu zaczął tłumaczyć jej co nas tu sprowadza. - Dziś na lekcji omawialiśmy zaklęcia manipulujące umysłem. Panna Granger zadawała dużo pytań na temat zaklęcia Afficeresomaniatis, zdziwiło mnie to, więc po lekcji zaprosiłem ją i Panna Malfoya do mojego gabinetu. Nie chciała się przyznać o co chodzi ale dzięki prefektowi naczelnemu Ślizgonów dowiedziałem się o co chodzi. Śni jej się Bellatrx Lestrange. Pokazała mi swoje ramie i wtedy zobaczyłem dowody na to, że zostało użyte właśnie to zaklęcie.
- Hormiono, pokaż mi proszę swoje ramie. - zwróciła się do mnie nauczycielka transmutacji. Posłusznie wyciągnęłam w jej stronę rękę uprzednio podwijając rękaw szaty. Profesorka spojrzała na moją ranę i wstrzymała oddech. Podniosła znowu wzrok na Mistrza Eliksirów i powiedziała. - Kazałeś przygotować specjalny eliksir?
- Tak.- odpowiedział bez wahania Severus.
- Dobrze. - westchnęła lekko kobieta i spojrzała na mnie badawczym wzrokiem. - Czy masz na ciele jeszcze jakieś rany albo ślady i co Ci się dokładnie śni? - zapytała łagodnie. Zdjęłam powoli wierzch mojej szaty i spojrzałam wymownie na trzech młodych chłopaków, od razu się odwrócili. Zdjęłam koszule i pokazałam nauczycielom moje siniaki. Spojrzeli na mnie wystraszeni.
- A sny? - zapytała znów Minerva, gdy się ubrałam. Powoli zaczęłam opowiadać wszystko co mi się śniło i miało związek z Lestrange. Słuchali mnie w napięciu nie przerywając ani razu. Jak wspominałam o moich rodzicach łzy zaczęły mi spływać po twarzy, Harry to zauważył i lekko mnie przytulił.

Skończywszy swoją opowieść czułam się lepiej, ktoś mi przynajmniej pomoże. Nie będę z tym wszystkim sama.
- Dobrze, już wszystko wiemy. To najważniejsze. - mówiła McGonagall pod nosem kręcąc się po swoim gabinecie. Nagle przystanęła przy portrecie Albusa Dambledora. Ten patrzył na nią swoim mądrym spojrzeniem.
- Musisz działać Minervo. Ona jest słaba, puki co nic jej nie zrobi. Będzie ją tylko męczyć snami. - szepnął były dyrektor.
- Masz rację. Severusie - zwróciła swój wzrok na niego. - zobacz jak radzi sobie Pani Pomfrey z tym eliksirem. Weasley wyślij sowę do swoich rodziców z pytaniem czy rodzice Hermiony dotarli cali i zdrowi do Nory. Potter, razem z Malfoyem pomożecie Granger nauczyć się Oklumencji. Natomiast ty Hermiono, razem ze mną i Severusem będziesz się przygotowywać.
- Do czego ? - zapytałam tępo.
- Istnieje możliwość, że Lestrange chce Cię zabić. Musisz przygotować się na to, że będziesz z nią walczyć. Oczywiście my nie dopuścimy do tego. Ale musisz być przygotowana. - spojrzała na mnie smutna. - Możecie już iść, ale uważajcie na siebie.

Wyszliśmy szybko z gabinetu dyrektorki. Ron udał się do sowiarni a ja z Harrym i Draconem poszłam do pokoju wspólnego prefektów naczelnych.
- Dlaczego ON musi nam pomagać? Sam nauczyłbym Cię Oklumencji. - powiedział z irytacją brunet.
- Sam byś sobie nie poradził, Potter.- zadrwił Malfoy. - Tu chodzi o jej życie a nie o to by pokazać kto jest lepszy, musimy współpracować, więc może na ten moment zakopiemy topór wojenny?
- Czemu nagle zaczęło Ci zależeć na jej życiu?
- Od dłuższego czasu mi na nim zależy! - ryknął na niego wchodząc do salonu.
- A to niby dlaczego?! - zdenerwował się Harry.
- Bo jest dla mnie ważna, dobra. Spędzam z nią dużo czasu, rozmawiamy. Poznajemy się z innej strony, z tej lepszej. Może zaczęło mi na niej zależeć jak na przyjaciółce a może jak na dziewczynie. Ale Ciebie Potter to nie powinno obchodzić. - spojrzał na niego ze wściekłością. Postanowiłam się wtrącić zanim dojdzie do rękoczynów. Stanęłam między nimi wyciągają ręce w ich strony. Położyłam swoje dłonie na klatkach piersiowych obu chłopaków i spoglądałam w oczy każdemu po kolei.
- Nie kłócicie się. - powiedziałam powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Musimy współpracować. Jak tego nie zrobimy to może wydarzyć się coś złego. Dlatego tak jak powiedział Draco musicie choć na chwilę zakopać topór wojenny, może dzięki temu poznacie się lepiej i nie będziecie się tak nienawidzić. Harry proszę... - dodałam jeszcze na koniec widząc jego sprzeciw w oczach. - nie chce umierać...
Chłopak od razu zmienił swoje spojrzenie i mnie przytulił.
- Ja też nie chce, żebyś umarła... Nie mogę Cię teraz stracić... - poczułam jak pojedyncza łza spływająca z policzka chłopaka spadła mi na czoło. Spojrzałam na niego, ucałowałam lekko w policzek i uśmiechnęłam, żeby choć trochę go wesprzeć. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Spojrzałam Malfoya, uśmiechał się. To był prawdziwy uśmiech a nie jakiś ironiczny czy sztuczny. W jego oczach za to dostrzegłam smutek i strach. Tak bardzo kochałam patrzeć w te jego stalowo-niebieskie oczy. One były w nim najpiękniejsze.
- Ja też nie chce Cię stracić.- powiedział cichutko.- Kogo będę denerwować jak Ciebie nie będzie.
Uśmiechnęłam się w jego stronę i spojrzałam na Harryego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Chwilę się wahał aż w końcu odpowiedział:
- No dobra. Ale robię to tylko dla Ciebie.
Poczochrał mnie po włosach i usiadł przy kominku. Razem z Draconem zrobiliśmy to samo. Przez bite trzy godziny uczyli mnie opanować trudną sztukę Oklumencji. Malfoy wchodził mi do umysłu a Potter pomagał mi go z niego wyrzucić. W końcu po trzech godzinach mi się udało. Zmęczona opadłam na kanapę przy kominku.
- Jak na pierwszą lekcję poszło Ci całkiem nieźle. - uśmiechnął się do mnie Malfoy i usiadł obok na kanapie.
- W zupełności się z Tobą zgadzam Draco. - powiedział Harry siadając obok nas.
- To dziwne usłyszeć z Twoich ust moje imię. - zaśmiał się blondyn a my razem z nim.
- No widzisz, w końcu się doczekałeś. Dobra na mnie już czas. Zaraz godzina policyjna Filcha. Trzymajcie się. - pomachał nam i wyszedł.
Siedzieliśmy na kanapie obok siebie i patrzyliśmy w gasnący ogień w kominku. Zrobiło mi się smutno jak pomyślałam, że przez Lestrange moje serce też będzie tak gasło powoli. W oczach zebrały mi się łzy ale usilnie nie pozwalałam ich wypłynąć. W pewnym momencie poczułam jak oplata mnie ramie chłopaka. Spojrzałam na niego szklanymi od łez oczami. Ten tylko uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i nic nie mówiąc pocałował mnie w czoło. Czemu ty to robisz? Masz w tym jakąś chorą satysfakcję? A może to gra? Jakiś chory zakład czy po prostu lubisz bawić się uczuciami dziewczyn? Ze mną Ci się to nie uda. - pomyślałam bojąc się wymówić te słowa na głos, byłam pewna, że chłopak i tak je usłyszał bo jego twarz od razu stężała a oczy przestały wyrażać jakiekolwiek emocje.
- Jesteś bardzo mądra, Granger. Ale nie zawsze masz rację. Mówiłem Ci już, że to żadna gra. Ja po prostu się zmieniłem. - powiedział z irytacją.
- Ludzie tak po prostu się nie zmieniają, ty zawsze będziesz taki sam. - powiedziałam to lekko tak jakbym miała jego uczucia w głębokim poważaniu. - Mimo wszystko dziękuję, że to robisz. Te drobne gesty i pomoc w opanowaniu Oklumencji bardzo mi pomagają. Dzięki temu czuję, że może jeszcze komuś na mnie zależy i nie jestem sama.
- Masz dużo przyjaciół, którym na tobie zależy. - odparł szybko udając, że moja wypowiedź wcale go nie ruszyła.
- Ale ja nie myślałam o tym. Miałam na myśli to, że komuś zależy na mnie w sensie na mnie jak na potencjalnej dziewczynie, z którą może być a nie na przyjaciółce. Ja wiem, że my i tak nie będziemy razem bo to nie realne. Jednak Twoje przytulenia i to, że mnie wspierasz bardzo mi pomagają, dzięki nim mam siłę, żeby walczyć.
Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Patrzył na mnie tak jak Ron kiedy zgodziłam się z nim chodzić. Patrzył na mnie z uczuciem. Jakby z miłością zmieszaną z troską. Przytulił mnie jeszcze mocniej i zaczął szeptać do ucha.
- Skąd wiesz, że to nie realne skoro nigdy nie spróbowałaś. Może wielu ludziom nie spodobałoby się to, że byśmy zaczęli ze sobą chodzić ale na pewno nie mi. Zawsze mi się podobałaś. - odsunął się ode mnie kawałek tak, żeby mógł patrzeć mi prosto w oczy. - Daj temu trochę czasu a może coś z tego będzie.
Pocałował moje czoło jeszcze raz i wstał. Skierował swoje kroki do dormitorium.
- Jak będziesz mieć znowu te koszmary to po prostu przyjdź do mnie, przytulę Cię czy coś. - poczochrał swoje włosy ręką. - Nie jestem za dobry w pocieszaniu kobiet, ale wiedz, że możesz na mnie liczyć. Jak coś to mnie zawołaj albo po prostu przyjdź. Dobranoc.
Długo jeszcze patrzyłam w drzwi za którymi zniknął. Nie mogłam uwierzyć, że Malfoy zdobył się na takie słowa. Może serio się zmienił. Nie mam pojęcia. Jedno wiedziałam, nie mogłabym być do końca pewna jego zachowania to w końcu Draco Malfoy największy podrywacz w Hogwarcie. Ale to miło z jego strony, że chociaż trochę się stara. Wolnym krokiem poszłam do swojego dormitorium. Szybko się przebrałam i położyłam na łóżku. Długo nie mogłam zasnąć, w końcu udało mi się. A w mojej głowie wirowały obrazy związane z Draco.

środa, 9 lipca 2014

Rozdział XI

Padłam na pierwszy lepszy fotel tuż obok kominka. Wyjęłam ze swojej torby potrzebne książki i zaczęłam je wertować. No cóż, nic nie straciłam. To przecież tylko jedne głupie wyjście do Hogesmeade i jakaś durna randka z nieznajomych chłopakiem. Ja nie chodzę na randki! Zwłaszcza z ludźmi, których nie znam! To głupie i nieodpowiedzialne, chociaż bardzo interesujące i zapewne nowe przeżycie. Bardzo mnie zastanawiało kto mógł być tym tajemniczym adoratorem jednak nie miałam zamiaru się nad tym jakoś głębiej zastanawiać, szukać go czy nawet złamać zasady, żeby tylko wymknąć się na spotkanie z nim. Jak zawsze mawiała moja mama 'jak kocha to poczeka, jeśli na prawdę mu na Tobie zależy to zrobi wszystko, żeby się z Tobą spotkać a jeśli nie to znaczy, że nigdy nie był Ciebie wart.'  Tak, ona się na tym znała, zawsze miała rację w tych sprawach.
- Uhhh...- wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Wertowanie książki do Obrony Przed Czarną Magią zajęło mi chwilę nim znalazłam odpowiedni rozdział. 'Zaklęcia manipulujące umysłem'. Głosił ozdobny nagłówek. Sięgnęłam jeszcze raz po torbę i wyjęłam z niej kawałek pergaminu i pióro. Na jutrzejszych zajęciach będziemy przerabiać ten rozdział, więc kilka notatek mi nie zaszkodzi. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam czytać drobny druk.

Istnieje dużo różnych zaklęć, które mogę w pewnym bądź całkowitym stopniu zmanipulować umysł czarodzieja lub mugola. Mogą to bym zaklęcia werbalne i niewerbalne. Istnieją też pewne luki, nie zawsze potrzebne jest zaklęcie, żeby manipulować bądź wpływać na umysł kogokolwiek. Czasami silne przeżycia związane z daną osobą dają czarodziejowi znikomą władzę nad jego umysłem. Może wtedy wpływać na przykład na jego sny sprawiają, że czarodziej nie będzie mógł spać albo normalnie funkcjonować. Zależy to jednak od tego co chce osiągnąć po przez manipulację. Niekiedy zdarza się że umysły dwojga ludzi są połączone. Wtedy nie dochodzi do manipulacji tylko połączenia jaźni. Można wtedy poznać myśli drugiej osoby albo podczas snu przeżywać to co w danej chwili robi tamta osoba. Zaklęciem silnie wpływającym na umysł człowieka jest zaklęcie Imperius.

Dalej już nie czytałam. Nie było mi to już potrzebne. Wiedziałam już co się ze mną dzieję. Bellatrix znalazła sposób, żeby manipulować moim umysłem i robi to tylko we śnie. Tylko dlaczego? Chce mnie przygotować na to, że przyjdzie po mnie czy może chce mnie przestraszyć i spowodować to, że sama będę chciała ją odszukać, żeby tylko nie zrobiła nikomu krzywdy. Co ja mam zrobić? Wiem jedno. Muszę dowiedzieć się jakie to zaklęcie i jak się przed nim bronić.
- Nie rób nic.- odezwał się arogancki głos za mną.
Draco właśnie wchodził do pokoju wspólnego z Zabinim. Ten pierwszy usiadł na fotelu obok mnie natomiast drugi na sofie przy półce na książki.
- A to niby czemu? Boisz się, że nie będziesz mógł mi już czytać w myślach?- zapytałam ironicznie.
- Tego się nie boję, nigdy nie opanujesz oklumencji.- uśmiechnął się do mnie drwiąco.
- Ja na twoim miejscu nie wątpił bym w jej umiejętności, mówią że to najzdolniejsza czarownica naszych czasów.- odezwał się Blais.
- Może i masz racje. - Ślizgon się trochę zmieszał, jednak jego twarz dalej była bez wyrazu. Odważyłam się spojrzeć mu w oczy i dostrzegłam w nich coś co mnie bardzo zdziwiło. Nie było w nich tej chłodnej pogardy którą zawsze widziałam przez te sześć lat. Było w nich dużo różnych emocji zmieszanych ze sobą. Ból, strach, cierpienie i współczucie. To było dziwne. Nigdy nie wiedziałam, że Malfoy może odczuwać inne emocje niż pogardę i wrogość.
- Blais wyjdź, muszę porozmawiać z Granger sam. -w jego głosie też oprócz lekkiej ironii i pogardy można było usłyszeć strach. Co się dzieje z tym człowiekiem? A może to ja wariuję? 
- Dobrze, w takim razie zobaczymy się na obiedzie. Na razie Hermiono ! - pomachał w moją stronę i opuścił pokój wspólny.
- To co ode mnie chcesz? - zapytałam z poirytowaniem.
- Granger, Granger, Granger. Po co te nerwy. - urwał i zawahał się przez chwilę. - Chcę Ci pomóc.
- Ty mi ? - zaśmiałam się głośno. - Ciekawe w czym? Może chcesz mi pomóc w robieniu mi krzywdy? Wielkie dzięki ale nie.
- Chce Ci pomóc właśnie w tym żebyś nie zrobiła sobie krzywdy, tępa szlamo! - wydarł się na mnie. Po chwili dotarło do niego to co powiedział, zmieszany opuścił głowę. - Przep...
- Słuchaj!- przerwałam mu w połowie zdania. - Może i jestem szlamą ale nie jestem tępa! A ty nie masz prawa mnie obrażać! Ja wiem, że zatrzymałeś się w etapie dojrzewania na sraniu w pieluchy ale to nie jest powód żeby obrażać czarodziei nieczystej krwi! Wcale nie jesteś ode mnie lepszy i nigdy nie byłeś.
Wstałam z zamiarem pójścia do swojego dormitorium jednak od złapał mnie za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy z nieukrywaną skruchą.
- Masz rację. - powiedział powoli, spokojnie dobierał słowa jakby bał się, że znowu palnie coś głupiego. - Zawsze byłaś ode mnie trochę lepsza. Zaczynając od początku. Miałaś normalną kochającą się rodzinę, przyjaciół, w szkole bez trudu radziłaś sobie z nauką, wytrzymałaś ból, który zadała Ci moja ciotka i pomogłaś Potterowi pokonać Czarnego Pana. Ty nie musiałaś walczyć z nim ramię w ramię, nie musiałaś bać się, że jeśli nie wykonasz powierzonego Ci zadania od zabiję kogoś na kim najbardziej Ci zależy. Zawsze byłaś lepsza.
Cała nagle zbladłam i zesztywniałam. Nigdy nie spodziewałabym się, że Malfoy powie mi coś takiego. Zawsze myślałam, że on uważa się za kogoś lepszego a jednak tak nie było... W jego oczach dostrzegłam ogromny ból. Zapragnęłam nagle go przytulić, był taki nieszczęśliwy... On potrzebuje kogoś kto go wesprze, ale czy akurat ja byłam właściwą osobą?
Postanowiłam przełamać to dziwne napięcie między nami. Wyzbyłam się jakichkolwiek uprzedzeń co do Ślizgona i zrobiłam coś czego nigdy bym po sobie się nie spodziewała. Przytuliłam go. Chłopak się przed tym jednak nie bronił. Objął mnie delikatnie w pasie jakbym była z porcelany. Pogłaskałam go lekko po plecach i głowie.
- Draco ty wcale nie jesteś gorszy ode mnie...- szepnęłam mu cicho do ucha.- W pewnym stopniu jesteś lepszy.
- Dlaczego niby tak myślisz?- zakpił.
- Ty dzielnie stawiałeś czoła przeciwnościom losu. Starałeś się chronić rodzinę za wszelką cenę nie patrząc nawet na własne życie i przekonania. Robiłeś wszystko, żeby nic im się nie stało. A ja... - głos uwiązł mi w gardle.- Wymazałam pamięć moim rodzicom, żeby ich nie było w pobliżu. Wiem, że to tchórzowskie zachowanie ale wtedy nie widziałam innego wyjścia. Albo na przykład skrzywdziłam takiego Rona, bo bałam się zaangażować w inny związek i uznałam, że jak będę z Weasleyem to tamten ktoś się zniechęci.
- I co udało Ci się? - odsunął się kawałek ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Chyba tak, sama już nie wiem...
Odsunęłam się od niego, wzięłam swoje książki i poszłam do dormitorium. Reszta dnia upłynęła bardzo szybko. Nie poszłam na obiad bo wciągnęła mnie lektura o zaklęciach wpływających na umysł. Sumienie robiłam notatki i obiecałam sobie, że wypytam nietoperza  na lekcji o coś więcej.

Następnego dnia obudziło mnie pohukiwanie sowy. Otworzyłam niemrawo oczy i zobaczyłam płomykówkę siedzącą z gracją na moich biurku. Obok niej leżał krótki liścik. Pogłaskałam ją lekko po główce i dałam krakersa. Sięgnęłam po list i ujrzałam to samo pochyłe i dbałe pismo napisane zielonym atramentem.

Droga Hermiono!
Dziękuję Ci za wczorajszą rozmowę. Na prawdę dużo ona dla mnie znaczy. Jestem teraz innym człowiekiem, proszę uwierz mi. Nie chce Cię zranić. Pewnie uznasz, że gram w jakąś chorą grę ale tak nie jest, teraz tak nie jest. Nie chce, żeby stała Ci się krzywda. Dlatego uważaj na Blaisa...

D.M.

List od Malfoya bardzo mnie zdziwił. Zlustrowałam go jeszcze raz wzrokiem i dostrzegłam, że tusz jest w paru miejscach rozmazany a na papierze są malutkie kropelki, jakby ktoś płakał. To nie możliwe, Draco nie płacze. Zaśmiałam się cichutku pod nosem. Ubrałam się szybko i zabrałam swoje książki. Nie mogę się spóźnić na Obronę Przed Czarną Marią bo Snape mnie zabiję.
Biegłam ile sił w nogach żeby tylko zdążyć, miałam 10 minut. To bardzo mało jak na pokonanie takiej drogi. Na szczęście zdążyłam zanim nietoperz zaczął wpuszczać uczniów do klasy.
- Otwórzcie książki na stronie 12.- odezwał się władczym tonem.- Zaklęcia manipulujące umysłem. Są to zaklęcia które bezpośrednio wnikają w myśli czarodzieja. Dzięki nim można czytać umysł jak otwartą książkę bądź go kontrolować. Do takich zaklęć zaliczamy, zaklęcie Impreius i Legilimencje. Przed, niektórymi zaklęciami można się bronić, np przed Legilimencją można bronić się Oklumencją. Jakieś pytania?- nietoperz rozejrzał się po klasie, kiedy dostrzegł moja podniesioną rękę zwrócił na mnie swój wzrok.- Tak panno Granger?
- Czy istnieją takie zaklęcia, które pozwalają czarodziejowi wtargnąć do snów innego czarodzieja i podczas tego snu robią mu siniaki bądź jakąkolwiek krzywdę? A jeśli istnieją takie zaklęcia to jak się przed nimi bronić? - zapytałam powoli nauczyciela.
Severus spojrzał na mnie zaintrygowany.
- Oczywiście, że takie zaklęcia istnieją panno Granger. Ale są to zaklęcia bardzo czarnomagiczne i istnieje tylko jedno takie które opisałaś. Dlaczego interesuję Cię to zaklęcie?
- Czysta ciekawość. To jak ono się nazywa?
- Afficeresomaniatis*. Jest to bardzo trudne zaklęcie.
- Czy jest jakiś sposób, żeby się przed nim bronić.
- Z tego co dobrze pamiętam jest tylko jeden sposób. Śmierć.


 _________________________________________________________________________
Wybaczcie że tak długo mnie nie było. Ludzie mnie ciągle gdzieś wyciągają i nie miałam czasu pisać :) postaram się w przyszłym tygodniu dodać nowy rozdział :*

* Afficere - z łaciny 'wpływać '
Somaniatis - z łaciny 'do snu'