Lista Rozdziałów

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział X


Otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez żadnych okien. Posadzka i ściany wyłożone były kamieniami. W powietrzu czyć było wilgoć i stęchliznę. Zapewne znajdowałam się w jakimś lochu albo piwnicy, nie byłam do końca pewna. Leżałam na twardym, drewnianym łóżku bez materaca. Goła deska, wymięta poduszka nabita starym puchem i wytarte prześcieradło
były jedynymi udogodnieniami. Nic nie mogłam dostrzeć przez tę ciemność, jedyne co zobaczyłam to majaczący płomień pochodni za okratowaną dziurą w drzwiach. Po jakimś czasie moje oczy przyzwyczaiły się do panującego w pomieszczeniu mroku. Spróbowałam się unieśń na łokciach i od razu tego pożałowałam. Poczółam ogromny ból w podbrzuszu i klatce piersiowej. Jakby ktoś przed chwilą wyrwał mi wszystkie wnętrzności i zastąpił je gwoździami. Zrezygnowana opadłam znowy na 'łóżko' i z głośnym świstem wypuściłam powietrze z płóc. Jęknęłam, znowu to uczucie w całym ciele. Ostatnio tak się czułam po klątwie Cruciatusa, którą rzuciła na mnie Bellatrix. Omiotłam spojrzeniem miejsce, w którym się znajdowałam i zatrzymałam swój wzrok na źródle jedynego światła. Za drzwiami dostrzegłam nieznaczny ruch, po czym otworzyły się. Wyglądały jakby zaraz miały wypaść z zawiasów. 


Do pomieszczenia weszły dwie postacie. Z przerażeniem stwierdziłam, że obie dzierżą w rękach różdżki. Z tego co udało mi się dostrzec był to wysoki mężczyzna i troszkę niższa od niego kobieta. Ten pierwszy poruszał się z gracją godną samego arystokraty natomiast po niej widać było, że jest ze szlachetnego rodu jednakże w jej ruchach było więcej swobody, jakby płynęła. Mimo wszystko po postawie obojga było widać, że uważają siebie za lepszych i gardzą mną, a sytułacja w jakiej się znajduję bardzo ich cieszy. Wręcz bawi.
- Incendio!- krzyknęła kobieta, po czym zapaliły się dwie pochodnie po obu stronach drzwi. Nagła zmiana oświetlenia skołowala mój zmysł wzroku. Zamrugałam kilkakrotnie, żeby oczy lekko się przyzwyczaiły. Spojrzałam jeszcze raz na czarodzieji i teraz już dobrze wiedziałam kim są. Moje spostrzeżenie bardzo mnie zaniepokoiło. Czego oni ode mnie chcą? Co ja im zrobiłam? Tyle pytań na raz pojawiło się w mojej głowie. Czy to ma coś wspólnego z moim pochodzeniem, a może z bitwą?
- No, no. Nasz gość raczył się już obudzić.- powiedział z ironią Lucjusz Malfoy.
- Chyba nieco przesadziłam z poniewieraniem jej.- zaśmiała się Lestrange.- Wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej, nawet jej rodzice dłużej się trzymali w kupie.
- Co zrobiliście z moim rodzicami!- krzyknęłam najgłośniej jak mi na to pozwalały moje obolałe gardło.
- Tym się już nie przejmój, są w lepszym miejscu jak to mawiają mugole. A ty zaraz do nich dołączysz.- powiedział z wyższością czarodziej.- Avada...!
- PRZESTAŃCIE!- krzyknął dobrze znany mi głos.

Nagle wybudzona z koszmaru momentalnie usiadłam wyprostowana na łóżku. Przestraszona obejrzałam się na boki w poszukiwaniu napastnika. Jedyną osobą znajdującą się w dormitorium oprócz mnie była Ginny, która dalej smacznie spała na łóżku obok mnie, nieświadoma tego, że się obudziłam. Spojrzałam na jej spokojną twarz. Była taka słodka, miałam ochotę pogłaskać ją potwarzy. Jednak się powstrzymałam. Nie chciałam jej budzić, wczoraj miała ciężki trening i długą nocną rozmowę. Niech się wyśpi, zasługuje na to. Skierowałam swój wzrok na zegar i zatrzymałam go na jego tarczy. 6:30, głosiły dwie wskazówki. Ehhh... tak długo do śniadania a ja pewnie już nie zasnę. Opadłam na łóżko, obok młodszej Gryfonki. I co ja mam robić przez ten czas. Wszystkie książki jakie miałam przeczytałam już dawno. W końcu wstałam z łóżka. Muszę się ogarnąć i obudzić Ginny. Żeby zdążyła wyjść zanim Malfoy się obudzi. Nie chce żeby ten matoł odjął jej jakieś punkty przeze mnie.
Zmęczona poczłapałam do szafy i wyjęłam z niej ciepłe ubrania, wrześniowa pogoda nie pozwalała na lekkie rzeczy zwłaszcza że miałam jeszcze dzisiaj wyjść do Hogsmeade. Skierowałam swoje kroki do łazienki. Z ulgą stwierdziłam, że jest otwarta. Ślizgon pewnie jeszcze śpi. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi po stronie blondyna. Napuściłam wodę do wanny i wlałam płyn, żeby powstały bańki. Zaczęłam się powoli rozbierać. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i z mojego gardła wydobył się głośny okrzyk strachu. Na mojej klatce piersiowej i ramionach były wielkie sińce. Tylko skąd ode się wzięły. Ostatni raz tak wyglądałam po spotkaniu z Lestrange i Bitwie o Hogwart. Co się dzieje? Czy to przez te sny? Nie możliwe. Przecież to były tylko sny. To nie realne, żeby podczas moich nocnych mar ktoś robił mi siniaki. Przecież bym się obudziła. A może... Nie to nie możliwe, żeby sny tak wpływały na moje ciało. Nawet w świecie magii, prawda?

Usłyszałam szmery w obu dormitoriach. Z mojego szybko wbiegła najmłodsza latorość Weasley'ów i stanęła jak wryta w progu drzwi. Natomiast od strony Malfoya ktoś szarpał klamką.
- Granger!- krzyknął Ślizgon.- Granger stało się coś?!
W jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie i strach.
- Hermiona otwórz! Wszystko jest w porządku?!- dalej szarpał się z klamką i najwyraźniej nie zamierzał odpuścić.
- Miona co Ci się stało?- szepnęła Ginny tak cicho żeby Malfoy tego nie usłyszał.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałam jej szeptem.- Wracaj do mojego dormitorium, nie chce żeby on Cię zobaczył, będziesz miała kłopoty.
- Nie obchodzi mnie to! - oburzyła się dziewczyna.- Nie zostawię Ci w takim stanie. Kto Ci to zrobił?!
Chłopak chyba ją usłyszał bo przestał szarpać się z klamką od łazienki. Po chwili dało się usłyszeć trzaskanie drzwi od jego dormitorium. A później mojego. Pospiesznie wciągnęłam na siebie szlafrok, nie chciałam, żeby zobaczył mnie gołą i obitą jak Harryego po każdyn starci z Tomem.
- Co się stało?!- zapytał przejęty wchodząc do łazienki.
- Nic.- powiedziałam stanowczo.- Zobaczyłam pająka.
Posłałam Gin porozumiewawcze spojrzenie na co tak przytaknęła i odparła do Ślizgona:
- Właśnie, ale już go nie ma zabiłam go.
- Nie wierze wam. Nie jesteś jesteś tą wiewiórą Ronaldem, żeby bać się pająków. Mów co się stało.
- Malfoy to nie Twój interes.- spojrzałam mu groźnie w oczy a w każde słowo włożyłam tyle jadu, że chłopak zrobił dwa kroki do tyłu.
- Jestem prefektem naczelnym, więc tak. To jest mój interes. Pokaż mi je.
- Kogo?
- Te siniaki, nie rób ze mnie debila!- krzyknął zdenerwowany, podchodząc do mnie. Lekko odchylił szlafrok a ja zadrżałam. -Nie bój się nic Ci nie zrobie.
Spojrzał na moje ramiona. Jego twarz stężała i pozostała bez wyrazu. Jedynie w oczach dostrzegłam strach i przerażenie.
- Nie dobrze...- szepnął po cichu.
- Co? Co to jest?- zapytałyśmy z Ginny jednocześnie przestraszone.
- No jak to co? Siniaki.- powiedział ironicznie.- Masz ich więcej?
- Tak ale Ci ich nie pokażę!- oburzyłam się przestraszona, że mógłby zobaczyć moją nagą klatkę piersiową.
- Co Ci się śniło tym razem?
- To samo co zawsze. Nic interesującego.
- Powinnaś iść z tym do Mcgonagall. To nie są zwykłe siniaki.
- To co?
Nie odpowiedział tylko wyszedł pospiesznie z łazienki. Zostawił mnie i Ginny bez żadnej odpowiedzi. Stałyśmy wpatrzone w siebie z niemym pytaniem na ustach.
- Co z tym zrobisz?- zapytała w końcu Ruda.
- Nic. Poczekam, aż znikną.- odparłam i zaczęłam się ubierać w czyste ubrania, nie miałam zamiaru się już myć. Nie chciałam na nie patrzeć.
- Nie pójdziesz do dyrektorki?
- Nigdy w życiu. To tylko siniaki. Znikną po jakimś czasie.- uśmiechnęłam się do niej żeby dodać jej otuchy. A może to siebie chciałam wesprzeć.- Która już godzina?
- 7:30- powiedziała ze zdiwieniem Ginny.- Jak ten czas szybko leci. Idę się przebrać i na śniadanie. Zobaczymy się w Wielkiej Sali. Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Ja natomiast zaczęłam się przygotowywać do wyjścia do ludzi. Ułożyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż.
Wyszłam do swojego dormitorium, wzięłam torbę i ruszyłam na śniadanie.
Gdy już tam dotarłam wszyscy smacznie zajadali smakołyki rozłożone na stołach. Szybkim krokiem podeszłam do stołu Griffindoru i zajęłam miejsce między Deanem a Harrym.
- Witaj Hermiono! - powiedział z uśmiechem mój przyjaciel. Odwzajemniłam jego uśmiech. Położyłam na talerzu przed sobą tosta z serem i wlałam trochę herbaty do pucharu. Nie miałam ochoty jeść. Moje myśli dalej błądziły przy śnie i tych dziwnych siniakach.
- Idziesz dziś do Hogesmeade?- zapytał mnie Harry.
- Tak, chyba tak. Już sama nie wiem.
- Hermiono masz iść!- krzyknęła w moją stronę Ginny.
- No dobrze pójdę.
Resztę śniadania dokończyliśmy w ciszy. Gdy zjadłam poszłam prędko do biblioteki, żeby dokończyć zadanie domowe na Obronę Przed Czarną Magią. Uznałam, że po obiedzie pójdę do tego przeklętego Hogesmeade. Muszę mieć energię. Napisanie pracy domowej dla Snapea nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy ją skończyłam zaczęłam pisać wypracowanie na Zaklęcia. Akurat skończę je pisać przed obiadem. Pomyślałam z uśmiechem.
Po skończonej pracy schowałam wszystko do torby i udałam się do Wielkiej Sali na obiad. Zasiadłam na miejscu obok Ginny i Parvati. Ta druga uśmiechnęła się do mnie blado. Chciałam jej coś odpowiedzieć niestety pohukiwanie sów wlatujących z pocztą mi to utrudniło.
Przed moim talerzem usiadła Evy z Prorokiem Codziennym i listem, pewnie od rodziców. Podałam płomykówce krakersa i sięgnęłam po gazetę.
TERROR W LONDYNIE. - głosił nagłówek na pierwszej stronie. Zaczęłam czytać artykuł z niemałym zainteresowaniem.
Na ulicach Londynu znowu mrocznie. Płoną mieszkania mugoli, czarodziei i czarownic nie czystej krwi. Kto stoi za tymi zamachami? Na ulicy Pokątnej grasują mroczne siły. Zginęło już 20 mugoli, 10 mugolaków i 5 charłaków. Czyżby ktoś kończył dzieło Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, czy może ktoś inny bardziej mroczny chce się sprzeciwić nowemu porządkowi. Jedno jest pewne, czarodzieje, którzy mają w rodzinie choć jednego mugola lub czarodzieja nieczystej krwi muszą się mieć na baczności. Znowu nastają mroczne czasy, czy Chłopiec Który Przeżył nas uratuje? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi. 
 Ritta Skeeter. 
Po przeczytaniu artykułu streściłam go szybko Harryemu i Ginny.
- Mam nadzieję, że moi rodzice są bezpieczni.- szepnęłam po cichu. Wtedy przypomniał mi się list od nich. Szybko sięgnęłam po kopertę i zaczęłam czytać. Rozpoznałam schludne pismo mojej mamy.
Kochana Hermiono!
Razem z tatą postanowiliśmy pojechać na krótkie wakacje. Nie martw się o nas, wszystko jest w porządku. Państwo Weasley ostrzegli nas o atakach na ludzi dlatego pojechaliśmy do nich. Twierdzą, że w 'Norze' będziemy bezpieczni. Jak tylko tam dotrzemy napisze Ci lis, Molly stwierdziła, że też napisze krótki list do swoich dzieci. Uważa, że ktoś chce nam zrobić krzywdę dlatego powiadomiła jeszcze dyrektorkę Hogwartu. Zostaniemy tu pewnie do świąt albo do czasu aż wszystko będzie już w porządku. 
 Kochający,
Mama i tata
-Ufff...- szepnęłam uradowana. Nic im nie jest. Spojrzałam na Ginny i zapytałam.- Dostałaś list od mamy?
- Tak, nie martw się. Nic im nie będzie, rodzice ich obronią.- posłała mi pokrzepiający uśmiech. Chciała coś jeszcze dodać jednakże przerwał jej stanowczy głos dyrektorki.
- W związku z zdarzeniami, które miały miejsce w Londynie dzisiejsze i następne wyjścia do Hogesmade zostają odwołane. Do czasu wyjaśnienia sprawy nie wolno wam opuszczać Hogwartu. Zaraz po obiedzie wracajcie do swoich dormitoriów. Dziękuję. - skończyła swoja wypowiedź i usiadła znowu przy stole nauczycieli.
Chyba jednak dziś nigdzie nie wyjdę. Z bladym uśmiechem ruszyłam do pokoju wspólnego prefektów naczelnych, żeby dokończyć swoją prace domową.

1 komentarz:

  1. Ej, ej ,ej! Skończyłam czytać i co dalej?! ;< Kobieto nie torturuj mnie ;( Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie :D Ciekawi mnie, kim jest ten Wielbiciel :D Zabini, czy Malfoy? :D Może kogoś innego wymyśliłaś? :) Dodaj szybko nowy rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń