Lista Rozdziałów

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział VI

 ***
Otworzyłam oczy, znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym światłem jakie tu padało była mała pochodnia znajdująca się za dużymi żelaznymi drzwiami z kratą. Leżałam na kamiennej posadzce cała zlana potem i krwią. Spróbowałam wstać, gdy tylko się ruszyłam poczułam ból w podbrzuszu, jęknęłam i podciągnęłam się pod ścianę. Oparłam się o nią policzkiem i przymknęłam oczy modląc się aby ból minął. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spod przymkniętych oczy dostrzegłam wsuniętą w szparę głowę skrzata domowego. Gdy tylko zobaczył to, że zmieniłam pozycję szybko zamkną drzwi i wybiegł krzycząc „Moja Pani! Szlamowata dziewczyna się obudziła!”. Zrezygnowana znowu zamknęłam oczy. Po jakimś czasie drzwi znów się odtworzyły ale tym razem na oścież. Bezwarunkowo otworzyłam oczy i zobaczyłam postać stojącą w progu. Była nią wysoka kobietą, miała ona burzę potarganych czarnych włosów i szyderczy uśmiech na twarzy, ubrana była w długą czarną postrzępioną szatę. W dłoni dzierżyła różdżkę.
- Wreszcie się obudziłaś szlamo!- ryknęła na mnie po czym wybuchła gorzkim śmiechem.
- Czego ode mnie chcesz?
- Będziesz następna szlamo!- powiedziała po czym wycelowała we mnie różdżką- Crucio!

                                                                      ***
Obudziłam się z głośnym krzykiem cała zlana potem. Rozejrzałam się po pokoju. Odetchnęłam z ulgą. Dalej znajdowałam się w moim nowym dormitorium.
- To był tylko sen.- szepnęłam.
Zerknęłam na okno, dalej było ciemno. Spojrzałam na zegarek była dopiero 6:30. Wiedziałam, że już nie zasnę, dlatego postanowiłam ubrać się i umyć. Dotarło do mnie, że wczoraj nie zwróciłam uwagi na mój nowy plan lekcji. Podniosłam go ze stolika nocnego i uważnie przestudiowałam. Cicho jęknęłam. Zaraz po śniadaniu mamy dwie godziny Eliksirów ze Ślizgonami po czym godzinę Transmutacji i Zaklęć z Puchonami. Z głośnym piskiem przeczytałam, że ostatnie dwie godziny lekcyjne to jest Obronę Przed Czarną Magią mamy znowu ze Slytherinem.
- Czemu muszę z nim spędzać aż tyle czasu?!- warknęłam w stronę planu lekcyjnego. Wcisnęłam go do torby i zrezygnowana ruszyłam w stronę szafy. Chwilę się zastanawiałam co na siebie włożyć, w końcu zdecydowałam się na czarną spódniczkę z falbanek do połowy uda i białą bokserkę. Do tego nałożyłam białe trampki. Ruszyłam do łazienki z zamiarem umycia zębów, pomalowania się i uczesania. Po wykonaniu co dziennego „rytuału” wróciłam do pokoju. Znów zerknęłam na zegarek.
- Jest 7:30, śniadanie jest o 8:00 czyli mogę jeszcze poczytać.- szepnęłam sama do siebie.
Wpakowałam do swojej torby wszystkie potrzebne mi książki i inne przybory. Wyjęłam jednak z niej tę od Obrony Przed Czarną Magią, zaczęłam ją czytać w wakacje tak jak i inne, ale tylko tej nie zdążyłam przeczytać do końca. Przekartkowałam ją, odnalazłam miejsce, w którym skończyłam. Pogrążyłam się w lekturze zapominając o całym bożym świecie. Po jakimś  czasie zerknęłam na zegarek, była już 7:55. Jednym zwinnym ruchem wsadziłam książkę do torby, ubrałam na siebie szatę i przewiesiłam ją przez ramię. Ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Biegłam przez korytarze nie zwracają na nikogo uwagi. Tuż przy drzwiach do Wielkiej Sali wpadłam na jakiegoś przystojnego blond chłopaka.
- Przepraszam nie zauważyłem. Nic Ci się nie stało śliczna?- uśmiechnął się łobuzersko.
- Daruj sobie Malfoy.- warknęłam. „Czekaj, czy ja właśnie nazwałam tę durną fretkę przystojnym chłopakiem? Ja chyba wariuję...”- pomyślałam próbując wstać i pozbierać moje książki, które wysypały się z torby.
- Ohh, to tylko ty Granger.- w jednej chwili jego uśmiech z łobuzerskiego zmienił się na szyderczy.- Czekaj szlamciu pomogę Ci.
- Wow! Jaki dżentelmen. Tylko uważaj nie ubrudź się szlamem.
- Oj Granger, Granger, Granger- pokręcił głową, podając mi książki.- A magiczne słowo?
- Ohh zapomniałabym, Alohomora. O to Ci chodziło?- powiedziałam naśladując jego ironię.
- Jaka zmiana. Czyżbym słyszał ironię w twoim głosie? Brawo szlamciu, ktoś tu chyba robi postępy.
- Zamknij się Malfoy.- warknęłam podchodząc bliżej niego, instynktownie zrobił krok w tył. Zaśmiałam się widząc to. Podeszłam jeszcze bliżej, a on natrafił na ścianę. Zawahałam się.-....Dziękuję....- szepnęłam.- Zadowolony?
- Oczywiście Granger.- odpowiedział zakłopotany.
- Oj, czyżby nasz wielki arystokratyczny pogromca nieczysto krwistych przestraszył się małej szlamy?- zaśmiałam się gorzko.
- Wcale się Ciebie nie przestraszyłem głupia szlamo!
- Wiesz, że się powtarzasz.- szepnęłam odsuwając się od niego.- A teraz wybacz, pójdę już na śniadanie.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Weszłam do środka. Wiedziałam, że weszłam jako jedna z ostatnich i do tego tuż za mną weszła ta głupia tleniona fretka, więc nie zdziwiły mnie te wszystkie spojrzenia uczniów. Odszukałam wzrokiem moich przyjaciół i szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę. Usiadłam pomiędzy Ginny i Harry’m z dala od Ronalda, do którego kleiła się Lavender. Westchnęłam zdegustowana poczułam jak zbiera mi się na wymioty.
- Czemu weszłaś do Wielkiej Sali chwile przed Malfoy’em?- zapytał Harry.
- No bo wpadłam na niego..... i tak jakoś wyszło.- zakłopotana nałożyłam sobie troszkę owsianki.- Widzę, że nie płakał zbyt długo po mnie.- posłałam znaczące spojrzenie na rudzielca.
- Tak jakoś wyszło.- stwierdził ze smutkiem Harry.
- Ona się go uczepiła.- stwierdził zdenerwowana Ginny.- Dobrze zrobiłaś, że z nim zerwałaś.
- Czemu tak uważasz?
- Uważam tak, ponieważ skoro nie tęskni za tobą i nie jest załamany to znaczy, że nie był Ciebie wart.
Strasznie zdziwiły mnie słowa Ginny, myślałam, że będzie bronić swojego brata. Westchnęłam przeciągle. Wybraniec widząc moje zachowanie postanowił zmienić temat, jak na najlepszego przyjaciela przystało.
- W sobotę jest trening Quidditcha, przyjdziesz popatrzeć?
Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie i promienny uśmiech.
- Oczywiście.- przytaknęłam kiwając głową.- Z wielką chęcią.
- To super!- ożywił się czarnowłosy.- W tym roku zdobędziemy puchar Quidditcha!
- No ja myślę. Tylko nie zapomnij o owutemach.
- Ohhhhh..... a ty znowu o tym.- westchnął zrezygnowany.- Jednak wcale tak bardzo się nie zmieniłaś.
- O czym ty mówisz? Jak to ja się zmieniłam?- szczerze się zdziwiłam, sama nie zauważyłam w sobie żadnej zmiany oprócz sposobu ubierania i kształtu ciała.
- No zrobiła się z ciebie seksbomba.- do rozmowy włączył się Seamus.- No i do tego zaczęłaś się stawiać Malfoy’owi.
Poczułam jak cała się rumienię, więc spuściłam wzrok. Ja seksbombą?! Nie to niedorzeczne. Przecież przez cały czas byłam tylko zwykłą szarą myszką, kujonką, której nikt nie chciał oprócz Ronalda. Właściwie to nawet on nie widział we mnie dziewczyny do czasu gdy po bitwie Zakon zorganizował imprezę, na której Ginny ubrałam mnie i pomalowała bardzo kobieco. To właśnie wtedy rudzielec zauważył, że jestem nawet ładna i do tego jestem młodą kobietą. Zerknęłam ukradkiem w jego stronę, Lavender właśnie szeptała mu coś na ucho i chichotała podniecona, po czym musnęła go swoimi ustami po jego. Poczułam jak owsianka, którą przed chwilą zjadłam powoli kieruje się w górę wzdłuż mojego przełyku. Zasłoniłam jedną dłonią usta a drugą schwyciłam swoją torbę i szybko wstałam. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie przerażeni.
- Coś się stało?- zapytała zaniepokojona Ginny.
- Przepraszam, zbiera mi się na wymioty.- szepnęłam prawie niedosłyszalnie po czym wybiegłam z Wielkiej Sali w stronę łazienki dla dziewcząt. Wbiegłam do środka, rzuciłam torbę na podłogę i skierowałam się do jednej z kabin, nachyliłam się nad nią i najnormalniej w świecie zaczęłam wymiotować. Poczułam jak czyjeś drobne dłonie łapią moje włosy, które wpadały do muszli. Wymiotowałam jakiś czas, gdy już opróżniłam całą zawartość żołądka wytarłam dłonią buzię i osunęłam się od klozetu. Skierowałam się w stronę zlewu. Przemyłam twarz lodowatą wodą i przepłukałam usta. Ktoś zaczął mnie masować po plecach. Odwróciłam się gwałtownie w stronę tej osoby jednocześnie wycierając twarz. Zobaczyłam przed sobą drobną rudowłosą osóbkę, która w momencie gdy się obróciłam porwała mnie w ramiona.
- Co się stało kochana?- zapytała czułym głosem.
- Wydaje mi się, że coś mi zaszkodziło. Hmmmm..... może to ta owsianka.- skrzywiłam się nieznacznie.- Już nigdy jej nie tknę.
Ginevra zaśmiała się melodycznym śmiechem.
- A tak naprawdę to czemu zaczęłaś wymiotować?- spytała odsuwając się lekko ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy.- Tylko nie kłam, widziałam wszystko.
- To po co się pytasz skoro widziałaś?
- Bo wolałabym usłyszeć powód, dla którego wolałaś puścić pawia niż oblać tamtych dwoje sokiem dyniowym?
- Oj weź przestań, nie zrobiłabym tego....
- Ty może nie ale ja tak.- szepnęła prawie nie słyszalnie.
- Co ty gadasz? Oblałaś ich sokiem?
- A no...- zawahała się.- Żałuj, że nie widziałaś ich twarzy i tego pisku zaskoczenia z ust Lavender. Normalnie myślałam, że padnę ze śmiechu, w sumie to nie tylko ja nie mogłam wytrzymać.
- Kto jeszcze się śmiał?
- Szczerze?- zapytała z błyskiem w oku.
Kiwnęłam głową.
- Wszyscy, dosłownie. Puchoni, Krukonie, Ślizgoni, Gryfoni i co dziwnego paru nauczycieli ledwo ukrywało śmiech.- powiedziała, a na samo wspomnienie tego wydarzenia zaczęła się uśmiechać z chytrym błyskiem w oczach.
- Naprawdę?
- No wiesz, nie wszystkim było do śmiechu. Hagrid na przykład patrzył na nich ze współczuciem.- Ginny zaśmiała się, po czym dodała przesycając słowa jadem.- Nie wiem komu on współczuł. No ale nie ważne, Mcgonagall chyba była zła, za to Snape nawet się uśmiechnął.- puściła mi oczko i szczerze się uśmiechnęła.- Ale jest ktoś kto się nie śmiał.
- Kto?- spytałam od niechcenia.
- Pewien Ślizgon.- odparła z zadziornym uśmiechem.
- Kto?- powtórzyłam pytanie tym razem szczerze zaskoczona, no bo przecież mi nie powiecie, że to, iż jakiś Ślizgon nie śmieje się z Gryfona nie jest dziwne, prawda?
Ginny zawahała się. Spojrzałam jej głęboko w oczy, w których widać było niepewność.
-....Malfoy...- szepnęła, a mi serce zamarło.
- Ciekawe czemu, przecież on uwielbia się śmiać z każdego kto mieszka w domu lwa. Hmmmm.....- zamyśliłam się.- Może był zajęty Parkinson.
- Nie to nie to.- odparła Ginny z chytrym uśmieszkiem na twarzy.- On wpatrywał się z zaciekawieniem w drzwi, za którymi zniknęłaś.- rudowłosa spojrzałam na mnie z zaciekawieniem.- Powiedz mi czy między wami coś jest?
Poczułam dziwne ciepło na samo wspomnienie jego dotyku, westchnęłam.
- Nie sądzę. No wiesz, niby był dla mnie miły wtedy na Pokątnej i gadał coś o tym, że się zmienił.- spuściłam głowę.- A teraz zachowuje się tak jakby wydarzenia z tamtego dnia w ogóle nie miały miejsca, to były tylko puste słowa rzucone na wiatr.
Poczułam jak  pojedyncza łza spływa mi po policzku. Pospiesznie ją otarłam, nie mogę płakać nie z takiego powodu. Nie mogę mu pokazać, że po tych sześciu latach jego wyzwiska zaczęły sprawiać mi ból. Nie mogę mu pokazać, że naprawdę myślałam, iż się zmienił i, że miałam nadzieję na coś więcej. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Rozumiem Cię całkowicie. Ale może on naprawdę się zmienił tylko boi się, że jak pokaże innym to, że status krwi przestał być dla niego ważny odrzucą go jego przyjaciele. Daj mu czas, może jak będziesz cierpliwa to coś z tego będzie.- puściła mi perskie oko i przytuliła z całej siły.
- Ginny co ty mi tu insynuujesz? Ja i Malfoy? Serio? Ja i ta głupia tleniona fretka?
- Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
- Weź przestań, nawet tak nie mów.
- No dobrze już przestaję. A teraz lepiej chodź bo spóźnisz się na lekcję, co masz pierwsze?
- Cholera! Mam Eliksiry ze Ślizgonami. Przepraszam muszę już iść.
Ucałowałam przyjaciółkę w policzek po czym szybko wybiegłam z łazienki dla dziewcząt kierując się w stronę lochów.
/Tusia

1 komentarz:

  1. Mega! :D Sama chyba bym puściła pawia widząc Lavender klejącą się do Rona :D Przez chwilę pomyślałam, że to Draco trzymał jej włosy. Dziwne ;o :D

    OdpowiedzUsuń