***
Pierwsze
promienie słoneczne niemrawo przedostawały się przez kotary łóżka w
dormitorium. Gdy zbliżyły się do mojej twarzy obronnym ruchem
naciągnęłam pościel na głowę. Leżałam tak przez chwilę do czasu, gdy
poczułam na sobie ciężar. Nagle ktoś ściągnął ze mnie kołdrę i ujrzałam
twarz mojej przyjaciółki.
- Ginny! Chce spać!- powiedziałam zaspanym, lecz stanowczym głosem.
-
Dziś jest sobota.- odparła jakby tłumaczyła coś mało kumatemu dziecku.-
A co za tym idzie, trening Gryfonów. A ty jeśli się nie mylę obiecałaś
coś Harry'emu, prawda?
Spojrzałam na nią półprzytomnie. Powoli
docierały do mnie słowa, które wypowiedziała. Zerwałam się z łóżka z
krzykiem zwalając z siebie Rudą.
- O kurde zapomniałam! To już dziś!- zerknęłam na tarcze zegarka.9:00- Ufff, zdążę jeszcze na śniadanie.
Podeszłam
do kufra i wyciągnęłam z niego ubrania. Wybrałam czarne obcisłe rurki i
białą bokserkę. Do tego wzięłam jeszcze czerwoną bejsbolówkę.
Skierowałam się w stronę łazienki, nacisnęłam na klamkę i pchnęłam
drzwi. Jednak one ani troszkę się nie poruszyły. No tak, mój
współlokator zapewne się myje.
- Malfoy! Wyłaź! Chcę się umyć!-
zaczęłam walić w drzwi. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w
zamku, drzwi się otworzyły a przede mną stanęła dziewczyna piękna niczym
bogini. Miała długie kasztanowe kręcone włosy, które sięgały jej do
pasa. Ubrana była w spódnicę i śnieżno biała koszulę z naszytymi na
piersi dużymi inicjałami D.M. Spojrzała na mnie zaciekawiona swoimi
zielonymi oczami, zlustrowała mnie z góry do dołu po czym uśmiechnęła
się swoimi wydatnymi malinowymi ustami. Czy mi się tylko wydaje, czy ona
wygląda jak moje lustrzane odbicie, tylko te oczy są inne. Ale to
dziwne.
- Dracon jeszcze śpi, więc jeśli mogę cię prosić o zaprzestanie krzyków byłabym wdzięczna.- powiedziała ze spokojem.
- A kim ty jesteś żeby mi rozkazywać.- powiedziałam wzburzona.- A tak w ogóle to kim ty jesteś?
- Nazywam się Astoria Greengrass.
-
Nowa zabawka Malfoya.- szepnęłam.- Minus 50 punktów dla Slytherinu za
spanie poza swoim dormitorium. W tej chwili masz stąd znikać, bo
inaczej...
- Bo inaczej co?- odezwał się lodowaty głos, dochodzący z pokoju Ślizgona.
- Już wstałeś Draconie? Myślałam, że pośpisz dłużej byłeś bardzo zmęczony.
- To nie wystarczy, abym przespał całą sobotę.- spojrzał na mnie bez wyrazu.- Dokończysz Granger?
- Oczywiście.- powiedziałam nie patrząc mu w oczy.- Jeśli ona stąd nie zniknie w tej chwili, to oboje dostaniecie kolejne
minus 50 i szlaban u Filcha.
- Nie możesz szl... Granger.- powiedział wahając się.
- A założysz się?- powiedziałam ostro, udając, że w ogóle nie zauważyłam jak zadrżał mu głos.
- Greengrass idź już do siebie.- warknął w stronę dziewczyny.
- Ale Draco, ja chciałabym jeszcze zostać.- powiedziała płaczliwym głosem.
- Nie obchodzi mnie to. Spędziliśmy ze sobą noc, wystarczy mi wrażeń.
- Ale Draco...
-
Wynoś się!- rykną tak głośno, że aż sama odsunęłam się od niego o krok.
Spojrzałam kontem oka na Ginny, która przyglądała się temu ze
zdziwieniem.- Nie chcę dostać przez ciebie szlabanu!- kontynuował
blondyn.- Wystarczy mi ta okropna noc.
- Ale czy to znaczy, że....
- Tak, to znaczy, że to koniec. A teraz lepiej już idź.
Po
tych słowach dziewczyna zaniosła się siarczystym płaczem, podniosła
rękę jakby chciała wymierzyć Malfoyowi policzek lecz wpół drogi cofnęła
ją. Odwróciła się na pięcie i wybiegła z łazienki przez mój pokój. Po
chwili już jej nie było.
- Nie musiałeś jej tak potraktować.- powiedziałam w jego stronę.- A teraz jeśli byś mógł wyjść z łazienki to byłoby super.
- Granger ja chciałbym z tobą porozmawiać. Proszę.- powiedział błagalnym głosem.
- Nie mamy o czym rozmawiać.- zaczęłam wypychać go z łazienki.
- A właśnie, że mamy. Chciałbym, żebyś zrozumiała.
- Ależ ja rozumiem, zmieniłeś się i teraz oczekujesz, że ci wybaczę. Wystarczy, teraz to ja cię proszę, wyjdź.
- No dobra, ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy.- powiedziawszy to zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Ja
sama zakluczyłam je i zaczęłam przygotowywać się do śniadania. Po 15
minutach, mój makijaż i ubiór był już gotowy. Wróciłam do Ginny do
pokoju, wzięłam ja za rękę i pociągnęłam w stronę pokoju wspólnego. Po
chwili byłyśmy już w Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie, przynajmniej
większość już tam była. Przy stole Gryfonów siedział tylko Harry, Ron,
Dean, Seamus i Lavender. Ta ostatnia spojrzała na mnie gniewnie,
natomiast Ronald posłał mi minę zbitego psa. Harry pomachał do nas
zachęcająco. Gdy już siadałyśmy przy stole do sali dostojnym krokiem
wkroczył Malfoy. Na chwilę przystaną i spojrzał w moim kierunku.
Momentalnie nastała głucha cisza. Wszyscy wpatrywali się to w niego to
we mnie. Czekając na jego ruch poczułam, że się czerwienie. W końcu
miałam dość, odwróciłam głowę w stronę moich przyjaciół i dostrzegłam,
że większość z nich patrzy na mnie w dziwny sposób, a zwłaszcza Ron. Na
szczęście Ginny wszystko rozumiała i wiedziała o co chodzi z Draconem.
Spojrzałam przenikliwie na Rudzielca. Jego twarz stężała, zacisnął szczęki i zaczął się czerwienić.
- CO TO MIAŁO BYĆ!- wydarł się na całą Wielka Salę, aż nauczyciele się obejrzeli.
- Czego się na mnie drzesz?! Go zapytaj!- warknęłam lekko podnosząc głos.
- A co mnie on obchodzi! Ciebie się pytam!- podniósł jeszcze bardziej głos.- Zmieniłaś się strasznie przez te wakacje.
- Ja się zmieniłam?!- zapytałam ironicznie.- To ty się stałeś neurotyczny i zazdrosny!
- A może miałem powody?!
- Niby jakie?!
- Mi nie chciałaś dać, ale Malfoyowi i Zabiniemu zapewne już dawno dałaś!
- O czym ty mówisz?!
- Stałaś się zwykłą Ślizgońską dziwką! Myślisz, że nie widziałem cię wtedy z Zabinim na schodach?!
-
Co...- poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Coś znowu we mnie pękło.-
O czym mówisz Minus 20 punktów za wyzwiska!- po sali przeszedł szmer,
zakłócający jak dotąd panującą ciszę. No tak nie dziwie się, w końcu
odjęłam punkty swojemu własnemu domowi.- A tak dla twojej wiadomości to z
nikim w życiu jeszcze nie spałam i jak na razie nie zamierzam! A teraz
wybaczcie,- zwróciłam się do reszty Gryfonów.- ale odechciewa mi się
jeść gdy widzę tę Wiewiórowatą twarz.
- Coś ty powiedziała szlamo?!
- Nie wychylaj się Wieprzlej bo z miotły spadniesz.
- Grozisz mi?!
- I tak już bez mojej pomocy ledwo się na niej trzymasz.
- Odezwała się ta co w ogóle nie umie latać.
-
Odezwał się ten co nie umie pętli obronić, według mnie to McLaggen
powinien bronić, bo on ma przynajmniej talent. No a ty Wiewiórze
niestety nie. Ale cóż, ty masz znajomości on nie?
- Wątpisz w moje zdolności?!
-
Oczywiście, całe życie. Na nic cię nie stać Ron, bo i tak wiem, że
nawet jakbyś się założył to i tak przegrasz. Teraz wybacz idę sobie stąd
nie chcę na ciebie patrzeć.
- I vice versa. Nie chcę oglądać
takiej szlamy jak ty!-wykrzyknął wstając. Ja również wstałam, chwyciłam
najbliższy półmisek z owsianką i zapakowałam go Rudemu na głowę.
- Proszę masz swoja szlamę.- wycelowałam w niego różdżką i zmieniłam owsiankę w zielony, obślizgły i śmierdzący szlam.
Poczułam
na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłam się gwałtownie. Przez łzy
ledwo widziałam, jednak tę twarz poznam wszędzie. Patrzył na mnie
współczująco i posyłał mi niepewne spojrzenia.
- Wystarczy Granger. Już wystarczy.
- Masz rację Malfoy.- szepnęłam cicho, po sali przeszedł szmer. A przy nas zmaterializowała się McGonagall.
-
Panie Weasley minus 20 punktów i szlaban o 20 u pana Filcha. Natomiast,
co się tyczy ciebie panno Granger, to minus 10 punktów za wyzwiska i
kłótnie podczas śniadania, oraz plus 10 punktów za znakomite użycie
zaklęcia zmieniania w szlam.- powiedziała po czym dodała szeptem.- A
mówiliście, że do niczego wam się nie przyda.
Posłała mi ciepły
pełen zrozumienia uśmiech i wyszła z Wielkiej Sali. Przez jakiś czas
wpatrywałam się w drzwi, do puki nie dotarło do mnie, że Malfoy dalej
trzyma mnie za ramiona. Szybko strzepnęłam jego ręce, chwyciłam bułkę z
talerza Harry’ego i uśmiechnęłam się do Ginny.
- To o której ten trening?- spytałam.
- Szlamy nie są tam mile widziane…- mruknął cicho Ronald.
- Zaraz po śniadaniu o 10.- odpowiedział Harry, w ogóle nie zwracając uwagi na Weasleya.
-
Ok, w takim razie do zobaczenia.- posłałam przyjaciołom ciepły uśmiech i
wyszłam z Wielkiej Sali mijając Draco, który dalej stał w tym samym
miejscu.
Skierowałam się w stronę schodów, gdy już byłam w pokoju
wspólnym mój sztuczny uśmiech zniknął. Opadłam na pierwszy lepszy fotel
czy kominku i ukryłam twarz w dłoniach, a po moich policzkach pociekły
łzy zmęczenia. Mam dość… Jak on mógł mnie tak potraktować… Jeszcze te sny… Wykańczają mnie…
Właśnie te sny, są dziwne. Czuję wszystko normalnie jakbym przeżywała
to naprawdę. Mam jeszcze takie dziwne przeczucie… A może by to
sprawdzić… Nie no co ja gadam, przecież ja w to nie wieże. Ale sprawdzić
nie zaszkodzi.
Otarłam łzy, wstałam z fotela i wyszłam z pokoju.
Czym prędzej skierowałam swoje kroki w stronę biblioteki. Gdy się już w
niej znalazłam, wyszukałam te książki z działu Wróżbiarstwa, które mnie
interesowały. Usiadłam przy stole w najdalszym koncie Sali. Otworzyłam
książkę i zaczęłam ją kartkować, aż znalazłam intersujący mnie rozdział.
Na zżółkłej już karcie wielkimi ozdobionymi literami głosił nagłówek: Sny Prorocze. Zaczęłam czytać.
Sny
prorocze podobnie jak sny odwrotne mają bardzo podobną konstrukcję. Sny
prorocze przedstawiają w sposób dosłowny (czasem z elementami
symbolicznymi) przyszłość jaka nas czeka.
Przykładem snu
proroczego może być sen, w którym widzimy że dostaliśmy z jakiegoś
konkretnego egzaminu jakąś pozytywną ocenę . Po sprawdzeniu wyników
okazuje się ze sen nam się sprawdził. Zwrócić muszę uwagę, że sny
prorocze nie zawsze pokazują jakieś ważne wydarzenie czekające nas w
życiu. Czasem po prostu taki sen niczym się nie wyróżnia i przedstawia
jakiś małoznaczący epizod naszego życia. Spotkałem się nawet kiedyś z
pewnym tłumaczeniem, że zjawisko deja vu (zjawisko polegające na
przekonaniu, że wydarzenie lub sytuacje obserwowane po raz pierwszy już
były widziane lub przeżywane) jest przypomnieniem sobie treści snu
proroczego, który kiedyś nam się śnił, a o którym zapomnieliśmy.
Sny
prorocze, a także sny odwrotne są chyba najbardziej problematycznymi
snami z wszystkich snów. Główny problem polega na tym, że bardzo ciężko
jest odróżnić czy mamy do czynienia ze snem proroczym, czy z jego
przeciwieństwem ze snem odwrotnym. Pracę nad snami proroczymi i
odwrotnymi dodatkowo komplikuje to, że niekiedy w tych snach występują
pewne symbole. Jak do tej pory nie napotkałem w literaturze, a także sam
nie odkryłem jakiejś skutecznej metody pozwalającej na odróżnienie snów
proroczych od snów odwrotnych. Osobiście więc nie podejmuję się
interpretacji takich snów. Jedyną możliwością rozstrzygnięcia jaki to
był rodzaj snu jest niestety poczekanie aż wydarzy się sytuacja
przedstawiana w śnie, a potem porównanie tego ze snem. (…)
W
każdym razie nie należy w oparciu o jeden tego typu sen przesądzać o
czekającej nas przyszłości. Jaka będzie przyszłość to tak naprawdę jest
zależne od nas i od naszego działania albo braku działania.*
Jeśli
wierzyć w słowa przelane na ten zżółkły papier, to mam dwa wyjścia.
Albo nie przejmować się tym i żyć dalej, albo zacząć się bać że
Bellatrix wróciła i czyha na moje życie, albo co gorsza. Na życie innych
mugoli i mugolaków w Anglii.
Zamknęłam książkę z trzaskiem. Dość! Powiedziałam
do siebie stanowczo w duchu. Wstałam od stołu i odniosłam książkę. Gdy
wychodziłam pani Pince posłała mi dziwne spojrzenia. Na czym ten świat stoi?! Wróciłam do pokoju wspólnego, w którym siedział już Malfoy z Zabinim. Ten drugi uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
-
Nieźle zjechałaś Wiewióra, w nagrodę masz szklaneczkę Ognistej.-
powiedział z entuzjazmem nalewając bursztynowego płynu do szklanki.
- Nie dzięki nie piję z rana.- odparłam bez wyrazu.
- A ty w ogóle pijesz?- spytał uszczypliwie Malfoy.
- Z wami nie.
- A co ty taka wściekła?- spytał zdezorientowany Zabini.- Zrobiliśmy Ci coś czy co?
- Myślisz, że nie słyszałam waszej wczorajszej rozmowy?! A poza tym nie mam ochoty marnować czasu na kogoś takiego jak wy!
- Ale… co… To nie tak!- nagle brunet wstał.- Mylisz się, źle usłyszałaś!
- Czyżby?!
- To nie tak… Znaczy, ja…
- Tak sądziłam.- przerwałam mu.- Żegnam.
Stanowczym
krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi po czym, gdy
już byłam w środku kopnęłam je co spowodowało głośny trzask.
- KURWA!- dało się słyszeć z pokoju wspólnego.
- Ogarnij się!
- Nie mam zamiaru! To wszystko twoja wina!
- Moja a co ja niby takiego zrobiłem!
- Przez ciebie ona ze mną nie chce rozmawiać!
- Oj daj już spokój, stary. Masz napij się.
- Nie dzięki. Idę się przejść.
Usłyszałam
kroki potem trzask drzwi. Ktoś cicho zaklął. Znowu kroki i trzask.
Wyjrzałam za drzwi. Ślizgonów już nie było, zniknęły także wszystkie
butelki i szklanki. Hmm… Ciekawe, który darł się, na którego…
Westchnęłam
przeciągle i z powrotem zamknęłam drzwi. Skierowałam się w stronę
łóżka. Usiadłam na nim i podciągnęłam rękaw bluzy. Szlama. Te słowo będzie mnie męczyć do końca życia. Nie, nie słowo… Raczej ten kto je wyciął na mojej ręce. Mam nadzieję, że nie zrobi krzywdy moim rodzicom. Rodzice… Przeczesałam
wzrokiem pokój. Zatrzymał się on na ramce ze zdjęciem stojącej na
stoliku nocnym. Chwyciłam pospiesznie ją w dłonie i zaczęłam się
intensywnie w nią wpatrywać . Fotografia przedstawiała troje
uśmiechniętych ludzi w parku wodnym. Dwie drobne kobiety i tęgiego
mężczyznę ściskającego je. Szatynki stały po obu jego stronach i śmiały
się w najlepsze, natomiast brunet mimo iż miał całą koszule brudną od
lodów czekoladowych wtórował im. Kobieta stojąca po jego lewej stronie
była wysoka i piękna, miała śliczne kasztanowe lekko kręcone włosy,
brązowe oczy i obfite kobiece kształty. Ubrana była w śliczną błękitną
luźno opadającą na biodra sukienkę. Ta stojąca po jego prawej stronie
była dużo młodsza od pierwszej, ale równie piękna jak ona. Wyglądała
jak jej wierna kopie, jedynie jej włosy były trochę bardziej napuszone.
Miała na sobie zwykłe krótkie jeansowe szorty i białą koszulkę. W ręku
trzymała rożek z lodem który wylądował na koszuli mężczyzny. Był on
wysoki, miał błękitne świecące oczy i cudowny uśmiech. Ubrany był w
brązowe szorty i biało czarną kraciastą koszule. Wyglądali na
szczęśliwych.
To zdjęcie było zrobione w te wakacje, w Turcji.
Było cudownie ale tylko, gdy wychodzili. Jak byli w hotelowym pokoju
wszystko się zmieniało. Rodzice krzyczeli na siebie i kłócili się całymi
dniami. Czasami liczyli na to, że opowiem się za jedną ze stron. Miałam
tego dość. Raz nawet uciekłam, wróciłam dopiero późnym wieczorem. Od
razu gdy mnie zobaczyli zaczęli mnie przepraszać i obiecywać, że to się
już więcej nie powtórzy. Uwierzyłam im, i jak dotąd jeszcze ani razu się
nie kłócili, przynajmniej nie przy mnie.
Jeszcze raz spojrzałam
na nasze uśmiechnięte twarze. Tak ich kocham. Nie mam pojęcia co bym
zrobiła jakby ich zabrakło. Jak ona się tylko do nich zbliży to
pożałuje. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie chce płakać, nie
mogę płakać. Muszę być silna i nie okazywać słabości przecież nic
takiego się jeszcze nie wydarzyło. Właśnie jeszcze…
Już nie miałam
siły powstrzymywać łez. Nie chcę ich stracić. Opadłam na łóżko i
zaczęłam płakać. Zaniosłam się histerycznym szlochem i przycisnęłam do
swojej piersi zdjęcie. Nie mam pojęcia ile czasu tak leżałam. W pewnym
momencie przysnęłam z wyczerpania, ale dalej płakałam przez sen.
Przebudziłam
się dopiero, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Jednej chwili
usiadłam prosto na łóżku, odstawiłam fotografię na miejsce i wytarłam
oczy.
- Proszę…- wychrypiałam cicho. Ktoś nacisnął klamkę i lekko
pchnął drzwi. Po chwili w ich progu stanął blond półbóg. Od razu
zganiłam się za tę myśl.
Draco stał w drzwiach i się nie ruszał.
Utkwił przestraszony wzrok we mnie i po prostu się patrzył. Wyglądał
jakby doznał jakiegoś wielkiego szoku. Przelotnie spojrzałam na swoje
odbicie w lustrze i zrozumiałam o co mu chodzi. Wyglądałam jak siedem
nieszczęść. Czerwone zapuchnięte oczy, włosy poskręcane we wszystkie
strony i grymas na twarzy. Wyglądałam żałośnie.
- Wcale nie wyglądasz żałośnie, raczej słodko- odezwał się cicho Malfoy. Spojrzałam na niego przerażona. Jak? Zapytałam niemo w myślach.- Legilimencja skarbie.
Powiedziawszy to zbliżył się do mojego łóżka i usiadł na jego skraju.
-
Za 15 minut jest ten wasz trening i Potter poprosił mnie, żebym
sprawdził czemu cię jeszcze nie ma. Gdy stałem pod twoimi drzwiami
usłyszałam płacz…- zaciął się i spojrzał na mnie przenikliwie.- Powiesz
mi co się stało?
- Nic się nie stało. Możesz już iść. A i dziękuję, że mnie obudziłeś.- uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Nie udawaj. Wiem, że coś się stało. Czuję to…
- A co ci tak zależy, żeby wiedzieć?
- Zależy mi, ponieważ… ponieważ…- wziął głęboki wdech.- jesteś dla mnie ważna, ok?
-
Ja… dla ciebie?- spytałam sceptycznie.- Nie rób sobie ze mnie żartów bo
to nie jest śmieszne. Przecież jestem tylko zwykłą szlamą.
- Nie mów tak o sobie!- podniósł głos.- Przepraszam…
Zdziwiona wstrzymałam oddech i spojrzałam na niego dziwnie. Od kiedy to Malfoy przeprasza?
- Już ci mówiłem, że się zmieniłem.
- Ale chyba wiesz, że słowa nie znaczą nic. Liczą się tylko czyny.
- Jak mam to rozumieć?
- Jeśli chcesz, żebym uwierzyła ci w to, że się zmieniłeś musisz to udowodnić.
-
Dobrze, niech tak będzie.- powiedział wstając.- A… nie przejmuj się
ciotką Bellą, na razie jest zbyt słaba, żeby ci coś zrobić.
- Co? Skąd ty…
- Już ci mówiłem, legilimencja. Doprowadź się do porządku i idź na ten trening bo Potter się niecierpliwi.
- Dobrze, już dobrze idę.
Podniosłam
się z łóżka i podeszłam do komody. Wyciągnęłam z niej kosmetyczkę i
wraz z nią skierowałam się do łazienki. Gdy już w niej byłam spojrzałam w
lustro na swoje żałosne odbicie.
- Już ci mówiłem, że nie jesteś
żałosna!- krzyknął Malfoy ze swojego pokoju, po czym dodał cicho myśląc,
że tego nie usłyszę- Tylko słodka…
- Przestań czytać mi w myślach bo to się dla ciebie źle skończy!
Westchnęłam
przeciągle, odkręciłam zimną wodę w kranie i wsadziłam pod nią dłonie.
Poczułam przyjemny chłód. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam ręce z
umywalki. Przymknęłam oczy i przyłożyłam je do twarzy, uśmiechając się
jeszcze bardziej. Znowu poczułam ten przyjemny chłód. Przyłożyłam palce
do moich spuchniętych oczu i poczułam ukojenie. Niestety wszystko co
dobre szybko się kończy. Już po chwili moje ręce się ogrzały i już nie
przynosiły tego ukojenia co wcześniej.
Wypuściłam z głośnym
świstem powietrze i otworzyłam oczy. Sięgnęłam na półkę po wacik i
wyjęłam z kosmetyczki tonik do demakijażu. Nalałam troszczę specyfiku
na watkę i zaczęłam myć twarz. Po zmyciu tuszu wrzuciłam wacik do kosza i
skowałam tonik. Wyjęłam krem odświerzający i wtarłam go w twarz.
Chowając go do kosmetyczki spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam już tak
żałośnie jak wcześniej, zniknęła także opuchlizna i zaczerwienienie na
oczach. Wyglądałam w miarę, ale została jeszcze szopa na głowie. Znowu
sięgnęłam do kosmetyczki i wyjęłam z niej szczotkę. Starannie wyczesałam
włosy, niestety dalej miałam na głowie siano. Wyjęłam jeden z olejków
do włosów i wtarłam go w nie. Po piętnastu minutach wyglądały jak u
człowieka a nie jakiegoś zwierza. Zadowolona z siebie i swojej roboty
spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z łazienki. Odłożyłam
wszystko na swoje miejsce, ściągnęłam bejsbolówkę i wyjęłam z szafy
rozciągnięty gruby sweter. Założywszy go na siebie wzięłam pierwszą
lepszą książkę z szafki nocnej i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju
wspólnym spotkałam Ślizgonów, minęłam ich, nie zwracając uwagi na
bruneta. Spojrzałam przelotnie na Draco, który puścił do mnie oko.
Poczułam, że się rumienię, więc szybkim i pewnym krokiem wyszłam na
korytarz. Skierowałam się prosto na stadion. Gdy już się tam znalazłam
zajęłam miejsce niedaleko Parvati I Lavender. Gdy usiadłam spojrzałam na
okładkę książki, która wzięłam ze sobą. Była ona oprawiona w skórę,
ozdobiona srebrnymi okuciami i kamieniami półszlachetnymi. Na stronie
tytułowej wielkimi literami było napisane: „Baśnie barda Beedle’a”.
Tę
książkę dostałam w spadku po Dumbledorze, hmm… nie przypominam sobie,
abym czytała ją ostatnio. Ciekawe jakim cudem znalazła się na tamtym
stoliku?
Spojrzałam na stadion. Harry już rozpoczął swój
trening i wszyscy zawodnicy domu lwa latali na miotłach w tą i z
powrotem. Po jednej stronie boiska w powietrzu wisiał Ron a po drugiej
Cormac, który właśnie na mnie spoglądał. Speszona odwróciłam wzrok w
poszukiwaniu Ginny i Harry’ego. Moja ruda przyjaciółka właśnie śmigała
na miotle z kaflem w ręce w stronę pętli, którą bronił jej starszy brat.
Ginny podleciała na odpowiednią odległość i oddała rzut. Piłka
przeleciała milimetr od głowy Ronalda i trafiła w sam środek pętli. Ruda
zdobyła 10 punktów, natomiast jej brat zawisnął w powietrzu osłupiały.
Wyglądał przekomicznie, aż zachichotałam po cichu. Jednak natychmiast
zamilkłam mając nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał. Rozejrzałam się na
boki, po chwili mój przestraszony wzrok skrzyżował się z morderczym
spojrzeniem Lavender, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. Gdyby
wzrok mógł zabijać już dawno leżałabym martwa.
- I czego się
cieszysz?!- warknęła w moją stronę.- To wszystko twoja wina! Gdybyś go
nie rzuciła w tak bezczelny sposób i potem tak ośmieszyła przy
wszystkich w Wielkiej Sali, obroniłby ten rzut!
- Ty złośliwa
małpo! Primo nie drzyj się na mnie! Secundo nie wiesz co się działo w te
wakacje, więc się nie odzywaj! Tertio, gdybym z nim nie zerwała nigdy
byś z nim nie była, więc się ciesz! Quarto to nie moja wina, że z niego
oferma i nie umie obronić rzutu młodszej siostry!
- To i tak wszystko twoja wina!- warknęła już mniej pewna siebie.
- Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. Oczywiście. Bo całe zło na świecie to moja wina!
- A, żebyś wiedziała szlamo!
Wzburzona
wstałam. Wytarłam oczy, w których już zaczęły się zbierać łzy. Wyjęłam z
kieszeni różdżkę i wycelowałam nią w przestraszoną Lavender.
-
Czy możecie przestać nazywać mnie szlamą?- zapytałam przez łzy.- Proszę o
tylko jeden dzień, jeden dzień, w którym nie będę wyzywana i poniżana.
Czy proszę o tak wiele?
Zacisnęłam pięści. Po chwili dotarło do
mnie co robię, podeszłam bliżej do Brown. Zacisnęłam jeszcze mocniej
pięści i opuściłam różdżkę. Dziewczyna wypuściła powietrze z głośnym
świstem. Natomiast ja przełożyłam magiczny patyk do lewej ręki i
wymierzyłam blondynce prawy sierpowy. Ta nie spodziewała się otrzymać
ode mnie taki cios, więc wywaliła się na tyłek i teraz siedziała
przestraszona na podłodze trybun.
- Ciesz się, że złamałam ci tylko nos.- szepnęłam i znowu wycelowałam w nią różdżką.- Episkey
Gdy
już uleczyłam jej nos wzięłam swoją książkę i ruszyłam w stronę
schodów. Przelotnie popatrzyłam na boisko i dostrzegłam, że cała drużyna
przyglądała się tej sytuacji. Ginny właśnie lądowała na murawie. Jak
już zeszłam z trybun dopadła mnie moja przyjaciółka i przytuliła z całej
siły.
- Nie przejmuj się tą żmiją. Ona jest zazdrosna.- szepnęła mi do ucha pocieszająco.
- Wiem, wiem. Ginn, będziesz jeszcze trenować, czy idziesz ze mną posiedzieć?
- Wiesz co, pójdę się przebrać i dołączę do ciebie. Poczekaj na mnie w pokoju.
- Ok, do zobaczenia.
Rozstałam
się z przyjaciółką i ruszyłam w stronę swojego pokoju. W łazience
poprawiłam makijaż. Usiadłam w pokoju wspólnym przy kominku i czekałam
na Rudą. Przyszła po jakiś 15 minutach.
Resztę dnia spędziłyśmy razem, śmiejąc się i wspominając. Gdyby nie Ginny pewnie bym teraz siedziała i rozpaczała.
Wieczorem,
chwilę przed kolacją do okna mojej sypialni zapukała płomykówka z
liścikiem w dziobie. Zabrałam go jej i poczęstowałam herbatnikiem.
Otworzyłam
złożony pergamin i spojrzałam na jego treść. Ktoś starannym pismem i
zielonym atramentem nakreślił jedno proste zdanie.
Droga Hermiono!
Spotkajmy się jutro w Hogsmeade przy barze Pod Trzema Miotłami.
Cichy wielbiciel.
- Od kogo to?- spytała Ginny.
- Nie wiem, nie podpisał się. Jest tylko od „cichego wielbiciela”.
- I co zamierzasz?
- A mam jakiś wybór?
- No ba! Możesz iść albo nie. Ale i tak pójdziesz.
- Niby czemu miałabym?- spytałam sceptycznie.
- A co nie jesteś ciekawa?
- Oczywiście, że jestem. Ale nie chce iść.
- Oj przestań pomogę ci się ubrać.
- No dobra. Zaraz kolacja, ja nie idę a ty?
- Nie, zostanę z tobą. A mogę zostać na noc?
- Oczywiście, czemu nie.
Po
kolacji poprosiłyśmy skrzaty domowe, aby przyniosły nam po kanapce.
Rozmawiałyśmy do późna, aż w końcu zmorzył nas sen. Pierwszy raz od 3
dni śniło mi się coś innego niż lochy. Śnił mi się blond półbóg i
jutrzejsza randka.
/Tusia
*http://www.mocsnu.pl/sny_prorocze.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz