***
Nieubłagalnie
zbliżała się godzina patrolu. Siedziałam właśnie przy stole Gryfonów
pomiędzy Ginny i Harry’m, naprzeciwko mnie siedział Neville oraz Ron z
Lavender. Ta ostatnia rzucała mi gniewne spojrzenia co rusz. Zamyślona
nie zwracałam w ogóle uwagi na rozmowy moich przyjaciół, skupiłam swoją
myśli głównie na nadchodzącym patrolu. Westchnęłam zrezygnowana na samą
wzmiankę o spędzeniu trzech godzin z tą fretką. No ale mus to mus.
Skierowałam
wzrok na swój talerz z sałatką, wzięłam do ręki widelec i bezmyślnie
zaczęłam w nim mieszać. Mimowolnie zaczęłam myśleć o Malfoyu. Ciekawe czy jest silny. No ba! Musi w końcu ma dobrze zbudowane ramiona… Boże co ja bredzę?!Podniosłam
wzrok i przestraszona zaczęłam oglądać się dookoła. Na szczęście nikt
się na mnie nie patrzył. Skupiłam swoje spojrzenie na punkcie tuż nad
ramieniem Nevilla. Dostrzegłam te włosy, te oczy, to ciało. Gdy nasze
oczy się spotkały speszona odwróciłam wzrok. Poczułam jak na moją twarz
wstępuje rumieniec. Co się ze mną dzieje do cholery?! Jeszcze raz
spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie intensywnie z ironicznym
uśmiechem na twarzy, jednakże w oczach miał coś na kształt czułości. Czekaj wróć…. Czułości?! Co?! Draco i czułość?! Dobre sobie….
-
Tak słodko się rumienisz.- powiedział bezgłośnie puszczając do mnie
oczko. Zanim odwróciłam wzrok, dostrzegłam jak Zabini szepcze mu coś na
ucho z chytrym uśmiechem. Ciekawe co oni knują….
- Hermiona!- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Co?- odpowiedziałam mało inteligentnie.
-
Od pięciu minut Cię wołam a ty patrzysz się tylko w ten talerz.-
odparła z wyrzutem , po czym nachyliła się ku mnie i wyszeptała tylko
trzy słowa.- Co to było?
- Och przepraszam, zamyśliłam się. Proszę
nie gniewaj się.-odparłam wstając. Mruknęłam do Ginny porozumiewawczo.
Ta również wstała, ucałowała Harry’ego w policzek i ruszyła za mną w
kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Szybkim krokiem dopadłam drzwi prawie
na nie wpadając. Otworzyłam je troszeczkę i stanęłam na ich progu
czekając na najmłodszą latorośl Weasleyów. Zniecierpliwiona spojrzałam
przez ramie, Ginny zawzięcie o czymś rozmawiała z Ronaldem. Och… Czego
on znowu chce?! Zrezygnowana przeszłam przez drzwi zatrzaskując je za
sobą, przeszłam parę kroków i usiadłam na schodach. Mam już tego dość,
tego, że wszyscy się przeze mnie kłócą. Nie chce już patrzeć na to jak
skłócam przyjaciół, a co gorsza, jak skłócam rodzeństwo.
-
Uhhhh….- westchnęłam przeciągle. Podwinęłam nogi pod brodę i objęłam je
rękoma opierając brodę na kolana. Z roztargnienia odwinęłam rękaw mojej
szaty. Spojrzałam na swoje przedramię, na pamiątkę pozostawioną przez
Bellatrix. SZLAMA. Jedno proste słowo, a rani tak bardzo. Dwie proste sylaby a znaczą tak dużo. Brudna krew. Mugolak. Niegodna miana czarodzieja.
Przejechałam palcem po bliźnie, przypominając sobie dzień, w którym została wycięta.
Leżałam
w jakiejś komnacie w Dworze Malfoyów, nade mną pochylała się Bella i
wypytywała o miecz Godryka, gdy nie uzyskiwała żadnej odpowiedzi, bądź
bez powodu, rzucała na mnie Cruciatusa. Nie krzyczałam, nie chciałam
dawać jej tej satysfakcji. Pod ścianą stał Lucjusz. Niewzruszony patrzył
się na moje cierpienie, tak jakby satysfakcjonowało go to, że
największa szlama z Hogwartu jest katowana na jego oczach. Tuż obok
niego stał Draco, mimo iż miał kamienny wyraz twarzy w jego oczach
widziałam ból i współczucie. Wyglądał jakby chciał pokazać, że nie
podoba mu się to co robi mi jego ciotka, ale bał się kary za
nieposłuszeństwo. Nie winiłam go za to, dobrze wiedziałam, że gdyby
powiedział chodź słowo sprzeciwu zaraz by leżał tuż obok mnie, a to by
mi nie pomogło. W końcu po długich nieowocnych torturach Lestrange
doszła do wniosku, że to nic nie da i postanowiła mi zostawić małą
pamiątkę po sobie w postaci napisu SZLAMA. Profesor Mcgonagall
i Pani Pomfrey po bitwie powiedziały, że zrobią wszystko aby mi ją
usunąć. Ale ja się nie zgodziłam, chciałam pamiętać. Pamiątek się
przecież nie wyrzuca, zwłaszcza tych cennych, tych, które pokazują nam
kim tak naprawdę jesteśmy. Co z tego że Voldemort nie żyje, co z tego,
że status krwi się nie liczy. Dla niektórych już zawsze pozostanę
szlamą. Przecież tam gdzieś są jeszcze Śmierciożercy. A co jeśli oni
dalej będą chcieli kontynuować dzieło swojego pana? Zadrżałam,
mimowolnie przypomniałam sobie mój sen. Lochy, tortury, kobieta o
długich czarnych poskręcanych włosach….
- Bellatrix…- wyszeptałam.
Jeszcze raz spojrzałam na swoja bliznę i kontem oka dostrzegłam, że
ktoś obok mnie siedzi. Nawet nie zauważyłam, że ktoś się dosiadł.
Zwróciłam swoją twarz w stronę chłopaka posyłając mu pytające i lekko
rozdrażnione spojrzenie.
- Mówiłaś coś?- powiedział od niechcenia.
- Nie zdawało ci się.
-
Nie wydaje mi się.- powiedział przenosząc wzrok z moich oczu na moje
odsłonione przedramię. Gdy dostrzegł co się na nim znajduję na jego
twarzy pojawiło się przerażenie i zaciekawienie pomieszane ze złością i
współczuciem. Odruchowo zasłoniłam rękę.- Kto ci to zrobił?!- zapytał
zdenerwowany.
- Nie twój interes, Zabini.- odparłam hardo
spoglądając w stronę Wielkiej Sali. Wychodził z niej właśnie wysoki
blondyn. Uhh… czy Malfoy musi być wszędzie?! Zrezygnowana przeniosłam
wzrok na bruneta. Spojrzał mi w oczy.
- Owszem mój. Chcę wiedzieć
kto zrobił ci tak wielką krzywdę.- powiedział lekko łagodniejąc.
Zamyślił się na chwilę, przeniósł wzrok w miejsce gdzie przed chwilą był
mój. Nagle odwrócił głowę znowu patrząc mi w oczy. Z jego twarzy
wyczytałam zdenerwowanie, wściekłość, ból i niepewność.- Tylko nie mów, -
zaczął- że to on ci to zrobił. - ruchem głowy wskazał w stronę wejścia.
- Oczywiście, że to nie on.- odparłam patrząc znowu na Draco.- To jego ciotka. Bellatrix.
-
Ohh…- odparł zmieszany.- Przepraszam- uśmiechnął się niepewnie.- nie
powinienem. Po prostu się przestraszyłem, gdy zobaczyłem twoją ranę a
potem jak uciekasz wzrokiem od Smoka…- spuścił głowę.
- Nic się
nie stało. Rozumiem, też bym tak sobie pomyślała. A poza tym to twój
przyjaciel, więc nic dziwnego, że się o niego boisz. Nie chcesz, żeby
zrobił coś głupiego i tyle.
Dla dodania mu otuchy złapałam go za rękę. Nie codzienny widok. Gryfon pocieszający Ślizgona. Śmiechu warte.
-
Dziękuję.- powoli podniósł głowę- Niestety muszę cię zmartwić,
pomyliłaś się. Bardziej bałem się o ciebie, o niego też. Ale jednak
bardziej o ciebie.
- Jak to?
- Bo widzisz, nigdy bym sobie nie wybaczył jakby Draco oszpecił tak piękną kobietę.
Zarumieniłam się speszona. Uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, w stronę drzwi. Ginny akurat przez nie przechodziła.
-
Tak słodko się rumienisz.- wyszeptał mi Zabini do ucha. Momentalnie
zerwałam się na równe nogi. Zdezorientowany chłopak stracił równowagę i
musiał się podeprzeć ręką aby nie upaść na twarz.- Co się stało?- spytał
wstając i otrzepując swoją szatę.
- Przepraszam, Ginny już idzie. Muszę iść.- zaczęłam bez ładu i składu.
- Aaa, no spoko. To może zobaczymy się potem?
- Potem?- spytałam tempo, chłopak przytaknął ochoczo.- Niestety nie mogę. Mam patrol z Malfoyem.
Jak na zawołanie chłopak zmaterializował się tuż przy boku bruneta, natomiast Ginny stanęła tuż obok mnie.
- To może przed patrolem?- zapytał, nic sobie nie robiąc z groźnego spojrzenia blondyna.
- No nie wiem, to zależy od tego czy długo mi zejdzie z Ginny.
- Ohhh, więc tak stawiarz sprawę. W takim razie o której masz ten patrol?
- Od 19 do 22.- wtrącił się Malfoy.
-
Czyli za jakieś półtorej godziny.- zamyślił się- To może zrobimy tak,
wy teraz pójdziecie na babskie ploty- puścił do nas oko- a my pójdziemy
na…emm…
- Ognistą?- zachęcił go Draco.
- Ognistą? Nie…
ogniste ploty nie brzmią dobrze...- zaśmiał się po chwili, gdy pojął
aluzję przyjaciela.- Hehe, już rozumiem. Może być. A więc tak, wy idźcie
poplotkować, my pójdziemy na szklaneczkę, przyjdę po ciebie przed
patrolem, tak jakoś 10-15 minut wcześniej, co ty na to?
-Hmmm….- zamyśliłam się patrząc na Ginny niepewnie. Ta tylko pokiwała głową i spojrzała na mnie mówiąc niemo „Czemu nie?”- no dobra, niech tak będzie.
- Super!- ucieszył się ogromnie brunet.- To wy idźcie już, nie marnujcie czasu. Do zobaczenia.
-
Tak, tak na razie.- powiedziawszy to, ruszyłyśmy powolnym krokiem w
stronę czwartego piętra. Gdy byłyśmy już na ruchomych schodach
usłyszałyśmy pełne wściekłości i bólu słowa Malfoya „Co ty robisz do cholery?”.
Obie z Ginny popatrzałyśmy po sobie i wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Zgięłam się w pół i złapałam za brzuch, który zaczął mnie boleć. Po
chwili zobaczyłam, że moja rudowłosa towarzyszka robi to samo. Śmiałyśmy
się tak dobre pięć minut, każdy kto przechodził obok nas posyłał nam
zdziwione spojrzenia, jednak nie przejmowałyśmy się tym zbytnio. Po
jakimś czasie, gdy już obie się uspokoiłyśmy, wspięłyśmy się po schodach
na czwarte piętro i dotarłyśmy do pokoju wspólnego prefektów
naczelnych, w którym o dziwo siedzieli dwaj Ślizgoni.
- Oooo… nasze drogie koleżanki w końcu przestały się śmiać.- zakpił Malfoy.
- Jak… jak wy się tu znaleźliście przed nami?- spytałam skołowana.
- Ma się swoje sposoby Granger.
- Tajnym przejściem.- powiedział Zabini uśmiechając się do mnie łobuzersko.
- Blaise ty ośle! Po co im to powiedziałeś?!
- A co, to jakaś tajemnica?
-
Eeee…. Tak…. Znaczy nie, ale szlama i wiewióra nie muszą o nim wiedzieć
w końcu to TAJNE przejście.- podkreślił przedostatnie słowo z
ironicznym uśmiechem.- Sama nazwa o tym mówi.
- No tak, ale w
końcu ona- tu wskazał na mnie z szelmowskim uśmiechem- jest prefektem
naczelnym tak jak ty, i sam przecież mówiłeś, że McGonagall powiedziała
ci o tym przejściu, żeby łatwiej było WAM dostać się do WASZEGO pokoju
WSPÓLNEGO - podkreślił każde słowo, które miało związek z nami dwojgiem.
-
CO?! McGonagall ci o tym powiedziała?! I kiedy raczyłeś mnie
uświadomić, że mamy tajne przejście?!- podparłam się pod boki i
spojrzałam na niego wzrokiem bazyliszka.
- Emmm…. No więc, nigdy.- popatrzył na mnie ironicznie. W tym samym momencie Ginny wybuchła głośnym śmiechem.
- A ty z czego się śmiejesz?!- przeniosłam swoje groźne spojrzenie na dziewczynę.
- No…bo…- ledwo mówiła przez swój śmiech.- Wyglądasz jak moja mama.
- Co?- spytałam mało inteligentnie spojrzałam na siebie i spłonęłam rumieńcem. Ginevra miała racje.
-
Uhhh….-westchnęłam przeciągle.- Ginny, mój pokój, teraz musimy
pogadać.- wypowiedziałam wręcz rozkaz i złapałam koleżankę za ramię
kierując się w stronę mojego pokoju.
Gdy już się w nim znalazłyśmy
popchnęłam ją lekko w stronę łóżka, wyjęłam z kieszeni różdżkę i
zabezpieczyłam drzwi po czym użyłam zaklęcie wyciszającena cały pokój.
Odwróciłam się w stronę Rudej, która przyglądała mi się zdziwiona.
- Co się stało?- spytała po jakimś czasie.
- Nie…nic. Tylko mam jedno pytanie.- powiedziałam siadając obok niej. Popatrzyła na mnie uważnie posyłając mi ciepły uśmiech.
- Zamieniam się w słuch.
- No…bo, czy mi się tylko wydaję czy oni coś kombinują?
-
Hmm… według mnie to ty im się podobasz i tyle.- powiedziała, po czym
dodała widząc moją minę.- Nawet nie próbuj zaprzeczać, widziałam to co
Ci Malfoy powiedział na kolacji, widziałam też ciebie i Zabiniego na
schodach.
- No przecież wiem.- zaśmiałam się cicho - A wiesz co
jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? To, że obaj próbowali mnie
poderwać tym samym tekstem.
Ginny zaśmiała się głośno.
- Masz rację to jest bardzo zabawne.
- Nooo…. Ciekawe co oni knują.- zamyśliłam się na głos.
- A muszą coś od razu knuć? Może im się po prostu podobasz?
- Ale tak obu na raz, jednocześnie, po tych wszystkich latach?
- No racja to wygląda dziwnie. Ale wiesz ludzie się zmieniają, a z tego co wiem to Zabini nigdy nie nazwał cię szlamą.
-
No racja, ale on jest taki sam jak Malfoy. Bawi się dziewczynami.
Najpierw je podrywa, zapewnia o swoich uczuciach a potem zaciąga do
łóżka, żeby je potem rzucić jak zwykłe dziwki.
- Uhhh… nie bądź dla nich zbyt krytyczna. Może naprawdę się zmienili?
- Nie wiem, czas pokarze.
Po tych słowach zapanowała głucha cisza. Aż dzwoniło mi w uszach. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam Ginny:
- Wierzysz w przeczucia i prorocze sny?
-
Co?- spytała patrząc na mnie blado.- Prorocze sny mówisz. Hmmm… Nigdy
się z nimi nie zetknęłam, ale w naszym świecie to jest możliwe. Popatrz
na Trelawney
- Ona majaczy nawet na jawie.- zaśmiałam się, a moja przyjaciółka mi zawtórowała.
- A co się takiego stało, że się o to pytasz?- zapytała po chwili.
-
No bo….- powiedziałam niepewnie i bardzo cicho.- Ja miałam dziwny sen.
Śniło mi się, że jestem w lochach…- szepnęłam, Ginny objęła mnie
ramieniem, aby chodź trochę wesprzeć mnie na duchu.- Leże cała
poturbowana i we krwi, czułam ból. Dosłownie przez sen czułam ból. W
drzwiach pojawił się skrzat, zawołał swoją panią, która przyszła po
jakimś czasie. Powiedziała, że będę następna, wycelowała we mnie różdżką
i potraktowała Cruciatusem. Potem się obudziłam.
- Pamiętasz jak wyglądała?- spytała bardzo cicho pocierając ręką moje ramie.
-
Tak… to znaczy nie widziałam jej twarzy ale jestem w 100% pewna kto to
był. Nigdy nie zapomnę tego lodowatego tonu głosu i włosów.
- Kto?
- Bellatrix…- szepnęłam a po moich policzkach pociekły ciurkiem łzy.
Aż podskoczyłyśmy, gdy ktoś walną w drzwi z pięści.
-
Dziewczyny! Zostało 10 minut do patrolu! Jesteście tam!- krzyczał
Zabini, złapał za klamkę i zaczął się z nią siłować.- Zamknęłyście się
tam! Hehe! Ale po co?!
Ginny bezskutecznie starała się mnie
uspokoić. Porwała mnie w ramiona i zaczęła mną bujać, jak mama buja
swoim dzieckiem, gdy się czegoś przestraszy.
Drzwi od strony łazienki, nagle się otworzyły i stanęli w nich dwaj Ślizgoni.
- Co się stało?- spytał tępo Draco patrząc na nas.
- Nie twój interes Malfoy!- warknęła w mojej obronie Ruda.- Zrób wszystkim przyjemność i wyjdź stąd.
-
Ale co się stało?- wtrącił się brunet. Złapał blondyna za ramię bo ten
już zamierzał wyjść.- Zostań, nie zaszkodzi jak tu zostaniesz.- szepnął.
-
Nic… to tylko zły sen…- powiedziałam wyprostowując się. Podniosłam
różdżkę i nakierowałam ją na drzwi, powiedziałam po cichu zaklęcie i
drzwi się otworzyły.- Możecie już iść.- powiedziałam do chłopców,
wzięłam Ginny za rękę i porwałam w stronę łazienki. Usiadłam na muszli
klozetowej, szarpnęłam papier toaletowy i wytarłam łzy.
- Och…- rozczuliła się ruda.- Gdzie masz waciki?
- Na umywalce…
- A tonik do demakijażu?
- Na półce tuż obok.- zaśmiałam się.
-
A no tak. Hehe, ale ze mnie gapa. - powiedziawszy to wylała troszkę
płynu na wacik i uklęknęła przede mną.- No pokarz tą twarz.- powiedziała
uśmiechając się.
Odwróciłam głowę w stronę dziewczyny i zamknęłam
oczy. Ruda przyłożyła zimną watę do mojej twarzy i zaczęła wycierać. Po
chwili po moim makijażu już nie było śladu.
- Pomalować cię czy zrobisz to sama?
- Wiesz co, użyję chyba tylko podkładu i tuszy. Po co mam się stroić to tylko partol z fretką.
Powiedziawszy to usłyszałam przytłumiony śmiech za drzwiami sypialni Ślizgona.
- Nie podsłuchujcie!- warknęła gniewnie Ginny.
- No dobra, dobra nie będziemy.- powiedział Blaise.
- No ja myślę.- szepnęła.- Gdzie masz kosmetyki?
- Na pewno nie tu, jeszcze by dziwki Malfoya je zużyły.- zaśmiałam się.
- Masz rację, niebezpiecznie jest dzielić z nim łazienkę. To gdzie je masz?
- W pokoju, ale wiesz co sama się umaluję.
- No dobra jak chcesz.
Poszłyśmy
do mojego pokoju. Podeszłam do komody i wyjęłam z jednej z szufladek
kosmetyczkę. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam się malować. Po jakimś
czasie byłam już gotowa. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć siódma.
Uhhh…. Durny patrol się zbliża. Wstałam z krzesła, schowałam kosmetyki i
podeszłam do łóżka, na którym siedziała Ginny i mi się przyglądała.
Wyciągnęłam do niej zachęcająco rękę. Wyszłyśmy z pokoju i usiadłyśmy na
sofie w pokoju wspólnym.
- Czego chciał od ciebie Ronald?- zapytałam po chwili milczenia.
- A… nic ważnego.- powiedziała wymijająco.
- Coś kręcisz. No mów o co chodzi, albo nie, sama zgadnę. Mówił coś o mnie, prawda ?
- Nie no co ty… No dobra, masz rację mówił o tobie.- spuściła głowę zrezygnowana.
- Wiedziałam.- szepnęłam.- A co dokładnie?
-
Zapytał się co ci jest, dlaczego z nim nie gadasz i czemu go unikasz.
To mu odpowiedziałam, że cię zranił i bardzo brzydko potraktował. Nigdy
nie zgadniesz co on na to. Powiedział, że to ty z nim zerwałaś i, że to
on prędzej powinien być na ciebie zły.
- Phh… Dobre sobie, kto tu powinien być zły?!- warknęłam wstając z sofy.- Prędzej ja, przecież to on chciał mnie wykorzystać!
- Ja wiem. Ale wiesz jaki on jest.
- No racja, racja.- spojrzałam na zegarek, za pięć.- Gdzie oni są?
- Może już poszli?
- Nie sądzę, chodź sprawdzimy.
Podeszłam z Ginny do drzwi, już miałam zamiar w nie zapukać, gdy usłyszałam rozmowę dwóch Ślizgonów.
- Diable co ty kombinujesz z Granger?
- Ja? Nic, po prostu mnie kręci i mam ochotę skorzystać z sytuacji.
- Ale przecież to szlama!- oburzył się Malfoy.
- Wiem, ale przecież darowanemu koniu nie zagląda się w zęby.
- Że co?
- Takie mugolskie powiedzenie.
- Nagle zamieniłeś się w miłośnika mugoli i szlam? Może zaraz zaczniesz wielbić charłaki?- zakpił lodowato blondyn.
-
No co ty. To, że znam bardzo znane porzekadło nie znaczy, że zacząłem
ich w jakimś stopniu lubić, są mi raczej obojętni. Zawsze tacy byli dla
mnie. A co do Granger, to ona jest całkiem niezłą sztuką i ja zamierzam
skorzystać z okazji.
- Och, Diable tylko jej nie skrzywdź.
- Co? Czyżby zaczęło ci na niej zależeć?- zakpił drugi.
- No co ty! Ona jest po prostu wrażliwa i nie chce, aby stała jej się krzywda.
- Ty na serio się zmieniłeś. Ale tak na dobra metę to z niej była by dobra dziewczyna, może na tym skorzystasz.
- Nie sądzę, mój ojciec prędzej by zabił, któreś z nas albo oboje niż dopuścił do związku.
- Smoku masz już 17 lat, jesteś pełnoletnim czarodziejem możesz sam o sobie decydować.
-
Wiem, wiem. Ale znasz mojego ojca…- szepnął zrezygnowany.- Popatrz,
która godzina. Ale się zasiedzieliśmy, no cóż już się z Granger nie
spotkasz bo zostały dwie minuty do patrolu. Dziewczyny zapewne już na
nas czekają.
Spojrzałam na Ginny przestraszona, a ta tylko zapukała śmiało w drzwi. Po chwili pojawił się w nich zdziwiony Malfoy.
- A wy co tu robiłyście? Czyżbyście podsłuchiwały?- zakpił.
-
Nie, skądże.- odparła bez zająknięcia Ruda.- Czekałyśmy na was od za
dziesięć a, że się nie pojawiliście to chciałyśmy sprawdzić czy żyjecie.
- Och, jaka troskliwość, dziękuję.- powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Dobra dosyć tych rozmów, pora na patrol.- powiedziałam zniecierpliwiona.
- No racja, racja Szlamciu.
Wyszliśmy
z pokoju i poszliśmy wzdłuż korytarza. Odprowadziliśmy Ginny pod
portret Grubej Damy, natomiast Zabiniego pożegnaliśmy tuż przy skodach
na parterze. Poszliśmy w kierunku siódmego pięta. Zaczęliśmy patrol w
ciszy. Żadne z nas nie chciało jej przerwać, była taka przyjemna. Nie
potrzebowaliśmy słów, wystarczyła ta cisza i spokój. W takiej atmosferze
minęły nam prawie trzy godziny patrolu. W drodze powrotnej, wzrastało
między nami napięcie. Cisza zaczęła dzwonić w uszach i stała się
nieznośna.
- Co się stało?- zapytał po chwili blondyn.
- Co? O czym ty mówisz?- spytałam zdezorientowana.
- Dlaczego płakałaś?
- A, to. Nie ważne, to było z emocji, nic ważnego.
- Na pewno?
- A co cię to interesuję?!- warknęłam zła jak osa. Czułam jak coś we mnie zaczyna się gotować.
- Po prostu się martwię Hermiono.
-
Hermiono?! To już nie szlamo?! Czy Granger?! Masz PMS?! Wahania
nastrojów czy może rozdwojenie jaźni?!- wydarłam się. Coś we mnie pękło.
- Spokojnie nie denerwuj się. Nie rozumiesz, ja…- zaczął,ale mu przerwałam.
- Jak mam się nie denerwować?! Skoro nie rozumiem to mi wytłumacz?!
- Staram się ale ciągle mi przerywasz!- warknął gniewnie. Nagle całe emocje opadły, uspokoiłam się.
- Przepraszam. Proszę, mów, chce wiedzieć o co chodzi.
-
Ja naprawdę, bardzo chcę się do ciebie zwracać miło i nie wyzywać czy
poniżać. Ale zrozum nie mogę, przynajmniej nie przy wszystkich. Jak mój
ojciec się o tym dowie, to będzie bardzo źle. Zwłaszcza dla ciebie.-
przerwał na chwilę, obrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.- Mi
naprawdę na tobie zależy, chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić i w ogóle,
ale boję się, że przez to może stać ci się krzywda. Ja naprawdę się
zmieniłem.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i chciałam złapać go
za rękę w celu pocieszenia, ale dłoń zastygła mi w połowie drogi i w
końcu ją cofnęłam.
- Ja przepraszam. Za wszystko. Proszę wybacz.- szepnął błagalnie.
Momentalnie
moje serce przyspieszyło. Przypomniałam sobie te sześć lat poniżania i
gardzenia mną i moim pochodzeniem. Te wszystkie wyzwiska, groźby. Każdy
nawet najkrótszy epizod z mojego życia stanął mi teraz przed oczami.
Emocje we mnie wezbrały i po prostu zaczęły mi lecieć łzy. Ale te łzy
były inne niż te, które kiedyś przez niego wylałam, wtedy płakałam z
bólu, z bezsilności i strachu, a teraz? Teraz płakałam z gniewu i
złości.
- Mam ci wybaczyć?!- wrzasnęłam.- Mam ci wybaczyć te sześć
lat poniżania?! Bo co?! Bo wojna się skończyła?! Bo się zmieniłeś!? Ja
rozumiem, ludzie się zmieniają. Ale to co zrobili już nie da się
odwrócić. To, że ja ci wybaczę nie znaczy, że zapomnę. Bo tego nie da
się zapomnieć. To już we mnie zostanie do końca życia i nic tego nie
zmieni. To wyryło się w mojej psychice. Może kiedyś będę w stanie ci
wybaczyć, ale nie teraz. Teraz jest za wcześnie….- ostatnie zdanie wręcz
wyszeptałam.
Powiedziawszy to puściłam się biegiem w stronę
czwartego piętra. Gdy już dotarłam do gargulca wyszeptałam hasło i
wbiegłam do Pokoju Wspólnego. Weszłam do swojego pokoju dopadłam komodę i
wyciągnęłam z niej piżamę, z szuflady wzięłam kosmetyczkę. Poszłam do
łazienki i wykonałam wieczorną toaletę.
Po ponownym wejściu do
pokoju, odłożyłam wszystko na komodę i położyłam się na łóżku zakrywając
się szczelnie kołdrą. Długo wierciłam się, sen nie chciał nadejść. W
głowie ciągle dzwoniły mi ostatnie słowa blondyna, w końcu zmęczona
zasnęłam, a nawiedził mnie ten sam sen co ostatnio. To jakieś fatum, mam nadzieję, że się nie sprawdzi.
/Tusia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz