Lista Rozdziałów

niedziela, 27 grudnia 2015

4. Ja wiem kto to jest ! To szlama Granger !

Londyn to piękne miasto. Każdy kto w nim był na pewno zgodzi się w tej kwestii. Malowniczość starych budynków i wąskich uliczek nadawała mu magiczny charakter. Ludzie spieszący w tylko sobie znanym kierunku nie patrzący na siebie nawzajem. Czarne taksówki, metro i te charakterystyczne czerwone budki telefoniczne. Tamiza płynąca leniwie pod mostami, gdy masz szczęście możesz zobaczyć jak jeden z nich a konkretnie Tower Bridge podnosi się by zrobić miejsce dla płynącego statku. No i oczywiście dwie ikony Londynu. Big Ben i London Eye, ogromne budowle stojące niedaleko Tamizy. Młoda dziewczyna stała właśnie pod jednym z nich wstrzymując oddech. Słońce i wiatr pieściły jej włosy wprowadzając w taniec. Jak na Anglię było dziś bardzo ciepło i bez chmurnie. Normalnie cieszyłaby się tą pogodą ale nie dziś. Nie w dniu, w którym pozna swoją rodzicielkę. 25 sierpnia na pewno nie należy do najszczęśliwszych dni w jej życiu.

Wzięła kilka głębokich oddechów i spojrzała do góry na tarcze najbardziej znanego zegara na świecie. To tu miała się z nią a raczej z nimi spotkać. Na najwyższym piętrze tuż za mechanizmem zegara mieściła się najdroższa czarodziejska restauracja. Mogła się tego spodziewać po arystokratach ale myślała, że na pierwsze spotkanie wybiorą jednak ich dom, chociaż teraz jak na to patrzy obiektywnie to restauracja wydaje się najbardziej neutralnym miejscem na zapoznanie. Wzięła jeszcze kilka głębokich oddechów i podeszła do malutkich żelaznych drzwi. Pewnie nacisnęła na klamkę i schylając się przekroczyła próg. W holu spotkała mężczyznę zajmującego się oprowadzaniem gości. Dyskretnie pokazała mu swoją różdżkę on w odpowiedzi delikatnie skinął głową i wskazał jej drogę. Poprowadził ją do metalowej bramki, która okazała się strzec windy. Pozwolił jej pójść przodem, nacisnął odpowiedni guzik i zamknął za nimi bramę. Winda poderwała ostro w górę jednak Hermiona zauważyła, że szarpnięcie nie zwróciło na siebie uwagi mugoli oglądających wnętrze Big Bena, zapewne były na nie założone jakieś zaklęcia.

Gdy dojechali do celu mężczyzna wypuścił pannę Granger i zjechał na parter pozostawiając ją samą w pomieszczeniu z kontuarem, za którym stał kierownik sali. Płynnie do niego podeszła.
- Nazwisko?- zapytał dosyć niegrzecznie lustrując ją wzrokiem.
- Granger, byłam umówiona...
- Ah Pani Granger ! - klasnął w ręce uroczo się uśmiechając. Nagle zaczął ją traktować jak kogoś ważnego.
- Panno... - poprawiła go cicho dziewczyna.
- Proszę za mną, tędy  ! - sprawiał wrażenie jakby nie dosłyszał jej słowa. Otworzył jej wielkie zdobione drzwi i poprowadził przez salę, w której właśnie jedli obiad najbardziej liczący się ludzie w magicznym świecie. Dostrzegła w oddali Ministra Magi, Lucjusza Malfoya z żoną w towarzystwie Greengrassów i Zabiniego z matką. Zastanowiła się przez chwilę czy ten pierwszy nie przyszedł tu sprawdzić czy wszystko pójdzie dobrze. Hermiona zobaczyła, że Kingsley wstaję i rusza w jej kierunku a ona wraz z kierownikiem sali niebezpiecznie zbliża się w stronę Zabinich. Mężczyzna własnie staną przy ich stoliku, panna Granger podążyła jego śladem u jej boku nagle zmaterializował się Minister Magi. Pracownik restauracji odszedł pozostawiając ich samych.
- Witam państwa. - pierwszy odezwał się Kingsley co zwróciło uwagę Blaise, który teraz spojrzał zdziwiony na gryfonkę. Odwzajemniła spojrzenie wstrzymując oddech. - Chciałbym przedstawić wam siebie. - kontynuował - Pani Zabini to jest Hermiona twoja córka.
- Ja wiem kto to jest ! To szlama Granger ! - wydarł się Blaise wstając.
- Spokój synu. Jesteś w miejscu publicznym, ludzie patrzą. - powiedziała chłodno kobieta gestem ręki przywołując chłopaka do porządku. Po chwili kompletnie zmieniła jej się mimika twarzy. Znikła zimna maska, której miejsce zastąpił ciepły jednak wyraźnie sztuczny uśmiech. - Siadaj kochanie ! Miło cie w końcu poznać.
Hermiona niepewnie spojrzała na kobietę. Była bardzo p i ę k n a. Patrzyła na nią ślicznymi orzechowymi oczami w kształcie migdałów. Takie same jak moje, pomyślała zdziwiona dziewczyna. Jej matka miała bardzo szczupłą twarz z wyraźnymi kośćmi policzkowymi, brązowe włosy, dosyć spory biust i wąską talie. Według panny Granger była ideałem kobiecości.

Hermiona posłusznie usiadła na wolnym krześle dalej niepewna. Kingsley wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Panią Zabini i odszedł do swojego stolika z daleka obserwując co z tego wyniknie. Blaise miał jakąś kwaśną minę, wyglądał na zdegustowanego. A jej matka  znowu zmieniła wyraz twarzy. Teraz jej wyrażane uczucia nie były sztuczne i udawane. Na prawdę się cieszyła.
- Synu, Jean nie jest szlamą tylko twoją siostrą. Zapamiętaj to. - pogroziła mu teatralnie palcem i spojrzała na córkę. - Merlinie jestem taka szczęśliwa ! Nareszcie cie odzyskałam po tylu latach ! Tamten dzień był najgorszym w moim życiu, ale nareszcie moje aniołki są w komplecie. - pojedyncza łza zakręciła się w jej oku ale szybko ją powstrzymała przed wydostaniem się na różany policzek.
- Przestań odgrywać tą szopkę kobieto. - zimny głos chłopaka miotał sople w serce jego matki. - Ona nigdy nie będzie moją siostrą. Zrozumiałaś? Nigdy !
Hermiona spojrzała na niego przestraszona. Jak on mógł mówić do tej kobiety te słowa wiedząc jak bardzo mogą ją zranić.
- Ja rozumiem Zabini, że dla ciebie to może być trudne. Dla mnie też jest, uwierz. Nie chciałabym, żeby to się tak potoczyło. Ale to nie zmienia faktu, że nie możesz tak mówić do swojej matki. Nie widzisz jak to ją rani?! - dziewczyna spojrzała ostro w stronę brata. - A i proszę niech pani zwraca się do mnie Hermiona.
- Ty nic nie wiesz Granger !
- Dosyć. - przerwała mu kobieta. - Dobrze wiem kim byliście dla siebie przez tyle lat ale błagam dojdźcie do jakiegoś porozumienia. Jesteście rodziną. A poza tym ja nie będę tolerować takiego zachowania synu !
Zabini spojrzał na nią gniewnie po czym wstał i wyszedł z wielkiej sali zostawiając kobiety same przy stole. Hermiona zwróciła swój wzrok na kobietę, która była jej matką. Miała smutną twarz ale od razu okryła to pod maską. Na jej ustach znowu pojawił się sztuczny serdeczny uśmiech, chociaż usilnie próbowała to zatuszować. Przez dłuższą chwilę siedziały w milczeniu do póki przy ich stoliku pojawił się kelner z obiadem.
- Pozwoliłam sobie zamówić dla ciebie jedzenie - pierwsza cieszę przerwała starsza z kobiet. - Nie wiedziałam co lubisz, więc zamówiłam moją ulubioną potrawę.
Gryfonka spojrzała na swój talerz. Ryż z chińskim sosem, piersią z kurczaka i warzywami wyglądał przepysznie. Dziewczynie, aż zaburczało w brzuchu. Wcześniej nie zwróciła nawet uwagi na to, że jest głodna.
- Dziękuję - uśmiechnęła się ciepło. - To jest także moje ulubione danie.
Pani Zabini odwzajemniła uśmiech i zabrała się za jedzenie ciepłego posiłku. Hermiona poszła jej śladem. Podczas obiadu kobieta zadawała jej różne pytania. Jej ulubiony kolor, miejsca, w których spędzała wakacje i święta, przyjaciele, stopnie w szkole, ulubiony przedmiot, jaki chłopak się jej podoba, plany na przyszłość i tym podobne rzeczy. Hermiona natomiast dowiedziała się, że jej ojciec zginął krótko po tym jak ona zaginęła. Nie wytrzymał całej tej sytuacji i zabił się. Jej matka niedługo po tym wyszła za mąż ale jej kolejny małżonek także umarł w niewyjaśnionych okolicznościach, więc ta wzięła ślub jeszcze z pięcioma innymi mężczyznami. Każdy z nich krótko po ślubie umierał. Teraz Vivian spotykała się z Robertem. Arystokratą czystej krwi urodzonym w bardzo bogatej rodzinie. Podobno był przystojny i dwa lata starszy od jej matki. W końcu nadeszło pytanie, którego dziewczyna najbardziej się obawiała. Na które sama nie znała odpowiedzi i nie wiedziała czy chce odpowiadać.
- Kochanie.. - zaczęła niepewnie szatynka. - Tak pomyślałam, że czy może nie chciałabyś z nami zamieszkać ?
- Emm.. - tylko tyle Hermiona zdołała wydukać, jednak po chwili wzięła się w garść i odpowiedziała najgrzeczniej jak tylko potrafiła. - Przepraszam ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Za tydzień zaczyna się szkoła a my z Balisem się nie cierpimy, nie chce się mu naprzykrzać przed szkołą. Ale obiecuję, że jeszcze to przemyślę.
Vivian chyba zrozumiała jej aluzję bo więcej na ten temat się nie odezwała. Dokończyły posiłek miło przy tym gawędząc i krótko po tym się pożegnały. Obie miały coś jeszcze do załatwienia. Hermiona przechadzała się właśnie obok Tamizy rozmyślając. Kurczę, mogło być gorzej. Nie myślałam, że pójdzie aż tak dobrze. Jej myśli cały czas krążyły w okół tego cudacznego obiadu. Wszystko poszło dobrze oprócz zachowania Zabiniego. Cóż mogła się tego po nim spodziewać ale lepiej by to przyjęła jakby była uprzedzona kto jest jej bratem. Właśnie zmierzała w kierunku ciemnej uliczki by aportować się do swojej przyjaciółki, gdy ktoś pociągnął ją za rękę. Z jej ust wydał się zduszony okrzyk, gdy napastnik wciągał ją do uliczki. Jednak przez zasłonięte usta nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.
- Uspokój sie Granger to ja. - warknął znajomy głos. Po chwili stała już twarzą w twarz ze swoim bratem. - Musimy porozmawiać.
- A mamy o czym ?- prychnęła gniewnie.
- Słuchaj, pewnie to mi bardziej nie podoba się ta cała sytuacja bo ty masz to co od zawsze chciałaś. Bogatą rodzinę i status społeczny ale ja nie mam zamiaru się tym afiszować. Lepiej będzie jeśli zachowamy to dla siebie.
- Czyżbyś wstydził się swojej siostry ? - specjalnie zaakcentowała ostatnie słowo.
- To nie tak. Nigdy nie ukrywałem faktu, że mam siostrę i nie wstydzę się tego, ze ją mam ale tego jaką mam siostrę. - uśmiechnął się do niej ironicznie. Hermiona już mu wymierzała policzek ale chłopak w ostatniej chwili zręcznie zatrzymał jej dłoń. - Dobra Granger musimy się jakoś dogadać.
- Co proponujesz bracie?

piątek, 11 grudnia 2015

3. Cholera wyglądasz uroczo Smoczku

Ostry ból głowy i suchość w ustach. To objawy typowego kaca. Skutki nadużycia alkoholu, które właśnie odczuwał Blaise. Jednak chłopak postanowił nic sobie z tego nie robić. Wyciągnął się wygodnie na łóżku, zawinął kołdrą aż po samą szyję i obrócił na drugi bok. Niestety napotkał swoją głową jakąś przeszkodę. Poczuł coś mokrego na ustach i ze zdziwieniem otworzył szybko oczy. Od razu tej decyzji pożałował, poranne letnie słońce źle działało na jego wrażliwe oczy. Gdy już odzyskał wzrok spojrzał na dziewczynę leżącą przed jego twarzą. To jej usta przed chwilą musnął swoimi. Zamrugał kilkukrotnie a z jego gardła wydobył się cichy pisk rozpaczy.
- Granger? Żyjesz?- szturchnął ją lekko, po czy pospiesznie się od niej odsunął. Ubrana była w to samo co miała na sobie w klubie. Sukces, przynajmniej do niczego nie doszło. Pomyślał z ulgą. Jednak po chwili coś mu się przypomniało. Odchylił lekko kołdrę i spojrzał na swoje ciało. Przerażony odkrył że jest golutki tak jak Pan Bóg go stworzył.
-Cholera ! - zaklął do siebie siarczyście siadając na łóżku. - A miałem takie spokojne życie. To sobie przesrałem. Draco mnie zabije za tą szlamę a wiewióra nigdy już nie zechce. No i na co było mi tyle pić. Merlinie drogi pomóż mi i spraw żeby to był tylko sen!
- Diable stul już ten swój pysk ! - warknął z podłogi jakiś zachrypnięty głos. Blaise po chwili zastanowienia stwierdził, że musi to być Malfoy. - Twój lament nie daje mi spać. Błagam o litość !
Brunet nachylił się nad Hermioną i spojrzał na podłogę. Na prowizorycznym legowisku stworzonym z koca i poduszki leżał skulony blondyn. Był w samych bokserkach i rozpiętej do połowy koszuli. Zwinięty w pozycji embrionalnej trząsł się cały jak osika, najprawdopodobniej było mu piekielnie zimno. Blaise spoglądał na niego ze zdziwieniem. W duchu śmiał się z niego potwornie, ta sytuacja w tym momencie bardzo go bawiła pomimo swojej pozycji. Blondyn wyglądał po prostu komicznie.
- Cholera wyglądasz uroczo Smoczku - zaśmiał się z niego robiąc słodką minę. Po chwili dostał poduszką w twarz. To jednak sprawiło, że jeszcze bardziej zaczął się śmiać. - Ta agresja pogłębia twój urok.
- Zamknij się ! - ryknął na niego powoli siadając. Spojrzał na śpiącą dziewczynę i wskazał ją swoim bladym palcem. - To wszystko jej wina ! Ta szlama zwaliła mnie z łóżka od razu jak się tylko położyła ! Jak ona w ogóle śmiała to zrobić ?!
- Haha, czyżbyś się do niej dobierał ? - Zabini spojrzał na niego zagadkowo. Jednak wzrok młodego Malfoya był zabójczy, więc chłopak od razu spoważniał.
- Czyś ty do reszty zwariował ?! - napuszył się cały z oburzenia wstając z podłogi. - Nawet jej palcem nie tknąłem ! Może przez chwilę miałem na to ochotę ale wtedy jej stopa wylądowała na mojej twarzy i runąłem na ziemie ! A ty mi nawet nie pomogłeś ! Byłeś zajęty tą głupią Weasley !
Brunet znowu ryknął śmiechem. Takie zachowanie Dracona bardzo go bawiło. Jego arystokratyczne "foszki" i narzekania były idealnym sposobem na poprawę humoru. Zaczęły już go powoli irytować jak słuchał ich dzień w dzień prawie od dziecka, ale teraz się z nich bardzo cieszył. Jego skargi wskazywały na to, że to jednak wiewióra go rozebrała a nie panna Ja-Wiem-To-Wszystko-Granger. W duchu się bardzo na to ucieszył ale w pewnym momencie coś mu przestało pasować.
- A skoro mówimy już o rudej, to gdzie ona do cholery jest ? - obrzucił cały pokój wzrokiem, nawet spojrzał pod łóżko ale nigdzie nie było żadnego śladu po dziewczynie. Jedyne co wskazywało na jej obecność w tym miejscu były części garderoby porzucone na podłodze tuż obok jego.
- A co mnie to interesuje. Jestem zmęczony. Jest mi zimno. A na dodatek bolą mnie plecy. - blondyn zaczął swoje wyliczenia podchodząc do łóżka. - Mam już tego dość. Marzę tylko o tym żeby położyć się do łóżka. Już mnie nawet nie interesuje to, że szlama w nim leży. Zabini zrób mi miejsce do cholery. Jeszcze mam kaca jak cholera. A jedyne co pamiętam to ten zasrany upadek na podłogę. - opadł ciężko miedzy nimi i zabrał kołdrę przyjacielowi. Zdziwiony wybałuszył na niego swoje błękitne oczy. - BLAISE TY ZBEREŹNIKU JAK ŚMIAŁEŚ SPAĆ NAGO ! CZY CIEBIE DO RESZTY POGRZAŁO JUŻ !? CHORY JESTEŚ CZY CO ?! TO NIEELEGANCKO ! WEŹ TEN SWÓJ GOŁY TYŁEK I ZJEŻDŻAJ STĄD !
Po chwili bez skrupułów zepchnął go z łóżka i wskazał palcem na drzwi. W tym samym momencie Hermiona się przebudziła i cisnęła w blondyna poduszką.
- Chce spać... - wymamrotała i przekręciła się na drugi bok nic więcej nie mówiąc. Chłopcy (o dziwo ?!) posłusznie wykonali jej prośbę. Brunet pozbierał swoje rzeczy z podłogi, ubrał się w biegu i wyszedł z pokoju. Draco natomiast położył się jak najdalej od niej i udał w objęcia Morfeusza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Młoda panna Weasley krzątała się po kuchni przyjaciółki w samej bieliźnie przygotowując śniadanie. Może i nienawidziła tych Ślizgonów ale mama nauczyła ją, że gości trzeba zawsze traktować jak najlepiej, nie zważając na to kim są. W końcu same ich zaprosiły, a oni dali im dużo rozrywki. Stała właśnie przy kuchence i smażyła jajka, gdy dołączył do niej brunet.
- Mogłabyś mi przypomnieć co stało się dzisiejszej nocy ? - spojrzał na nią tępo zakładając ramiona na piersi. Najwyraźniej bardzo się niecierpliwił co bardzo rozbawiło dziewczynę.
- Czyżbyś nie pamiętał ? - droczyła się z nim bez skrupułów. - Tego striptizu z Malfoyem też nie pamiętasz ?
- Jakiego striptizu ?! - złapał się za pierś siadając na krześle. Ze zdenerwowania zaczął dyszeć. - O.. o czym ty mówisz...?
- No o waszym egzotycznym tańcu - zaśmiała się z niego melodyjnie. Chłopak spojrzał na nią przestraszony. Jego nieporadny wyraz twarzy nie pozwolił w jakiś sposób jej znęcać się dłużej nad nim. - Nie, no tylko żartuje. Upiliście się tak z tym drugim debilem, że nie pozwoliłyśmy wam wracać samym do domu, jeszcze coś by się wam stało idioto. - tłumaczyła powoli rozbawiona. - Deportowaliśmy się wszyscy tutaj. Uznałyśmy że położymy was z Hermioną do łóżka. Oczywiście nie daliście się rozebrać. Malfoya dałyśmy radę tylko do połowy, ty natomiast zacząłeś krzyczeć, że sam potrafisz, - zaśmiała się głośno na wspomnienie nocy. - rozebrałeś się do rosołu kretynie. Pociągnęliście biedną Hermionę na łóżko i mocno oboje przytuliliście. Jakimś sposobem udało jej się zwalić fretkę na podłogę, a ten pacan od razu zasnął jak otumaniony. Zrobiłam mu legowisko jak dla prawdziwego zwierzęcia w klatce i położyłam się obok was. Miona już zasnęła a ty się obróciłeś w moją stronę coś mamrocząc o jakiejś swojej siostrze po czym zasnąłeś jak dziecko. Ot cała historia.
Chłopak jeszcze długo po tym jak ona przestała mówić patrzył się na nią w szoku. Jak to wszystko mogło się wydarzyć. To przez ten stres i nadmiar alkoholu we krewi, to pewne. Po jakichś piętnastu minutach uspokoił się i zaczął obserwować poczynania rudej dziewczyny. Nakładała właśnie jajka na talerz, który chwilę później położyła tuż przed nim.
- Smacznego. Chcesz może herbatę albo kawę ? - uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Chłopak nie potrzebował długo się zastanawiać, od razu poprosił o dużą, mocną i czarną kawę. Kofeina od razu postawi go na nogi. Ginevra zabrała się za jej przygotowanie. Pięć minut później po całym salonie i kuchni rozchodził się piękny aromat kawy. Nalała dwa pełne kubki i jeden podała chłopakowi. Cicho mruknął podziękowanie i zabrał się za posiłek. Dziewczyna nic się do niego nie odzywając upiła spory łyk, postawiła kubek z kawą na blacie i ruszyła w stronę schodów. Przeszła przez długi korytarz i bez pukania weszła do sypialni dziewczyny. Na łóżku leżały dwie osoby tak jak je tu zostawił Blaise z tą różnicą, że blondyn przytulał się do pleców panny Granger, która przestraszona próbowała sie uwolnić z jego objęć.
- Wyglądacie słodko. - zachichotała najmłodsza latorośl Weasley'ów.
- Ginny zamknij sie i mi pomóż ! - Hermiona w akcie paniki wyciągnęła w kierunku przyjaciółki swoje ręce. Ta jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Najpierw postanowiła się ubrać.
- Nic ci nie będzie jak ten głąb jeszcze chwilę cie poprzytula. - zaśmiała się złowieszczo.
- Ginevro Weasley jesteś potworem ! - załkała cicho.
- No już idę, idę. - westchnęła dziewczyna szybko się ubierając. Powoli podeszła do Malfoya i z lekkim wahaniem uszczypnęła go w bok. Reakcja była natychmiastowa. Blondyn wręcz odskoczył od Hermiony co pozwoliło jej swobodnie wstać z łóżka. Stanęła obok swojej przyjaciółki i spoglądała na chłopaka niczym na przestraszone zwierze w klatce.
- Zapraszam na śniadanie. - powiedziała Ginny i pociągnęła panne Granger w kierunku drzwi pozostawiając Dracona samego w pokoju. Skołowany chłopak jeszcze chwilę siedział otępiały na łóżku, po jakimś czasie wziął się jednak w garść. Ubrał się i zszedł na parter. Podziękował jednak z śniadanie tłumacząc się, że nie da się otruć szlamie i zdrajczyni krwi, po czym wyszedł. Zabini dokończył posiłek i podążył jego śladem uprzednio jednak dziękując.
Dziewczyny zasiadły na kanapie z kubami kawy. Wzięły ze sobą ciepły koc i włączyły jakiś mugolski program telewizyjny. Jakaś blondynka zapowiadała prognozę pogody na przyszły tydzień. Ostatni tydzień wakacji zapowiadał się deszczowy natomiast początek września miał być piękny tak jak nigdy. Ha, cóż za ironia. Jak na złość wtedy kiedy poznam moją prawdziwą rodzinę i zapewne spędzę z nią ostatnie dni wakacji musi padać a jak idę do szkoły to ta durna pogoda rozpieszcza Londyn. Co za bzdura. pomyślała z przekąsem Hermiona.
- To już jutro... - szepnęła cicho. Ginny przygarnęła ją swoim ramieniem.
- Tak, wiem.. - zgodziła się z nią. Zapewniła ją, że sobie poradzi. Ale łatwo jest powiedzieć, trudniej już zrobić. Szatynka nie wyobrażała sobie tego jak ma stanąć w progu obcych drzwi ludzi, którzy powinni być od zawsze w jej życiu. To po prostu  dziwne i niekomfortowe. Jednak teraz nie zamierzała sobie tym zaprzątać głowy. Chciała się nacieszyć ostatnim dniem starego życia razem ze swoją przyjaciółką. Później będzie się martwić o jutro i to co przyniesie.

czwartek, 3 grudnia 2015

2. Nietypowy zbieg okoliczności

Draco patrzył się na swojego kumpla z niemałym zdziwieniem. Po chwili zaczął się jednak śmiać i klepnął go w ramie.
- Czyżby twoja matka zaszła w ciążę z tym swoim nowym narzeczonym? Jak mu tam było? Robert?- zaśmiał się ironicznie i uśmiechnął sztucznie od ucha do ucha. - Gratuluję.
- Zgłupiałeś ?!- ryknął na niego zdenerwowany. - Ona jest za stara na takie rzeczy. Mam siostrę w naszym wieku...
Brunet upił ze szklanki duży łyk trunku i niezauważalnie się skrzywił. Poczuł jak bursztynowy płyn rozgrzewa jego gardło a później trafia do żołądka. Tego w tym momencie potrzebował najbardziej. Odprężenia po tak ciężkim dniu. Matka cały dzień truła mu o tej cudem odnalezionej siostrze. Miał już tego po dziurki w nosie. Nigdy mu na jej temat nawet słowem nie wspomniała, a teraz naglę zaczęła się rozwodzić o jej egzystencji. Urodziła się trzy minuty po nim i różniła się diametralnie od niego wyglądem. Jednak została porwana w noc po urodzeniu.
Malfoy przeczesał ręką swoje platynowe włosy. Bardzo zaintrygowała go ta nowina. Czegoś takiego się nie spodziewał, a tym bardziej, że jego potencjalna siostra będzie w ich wieku. Ciekawe jak wygląda. Może spotkali się już w Hogwarcie, albo gdzieś przez przypadek. Jeśli jest ładna to na pewno postanowi ją bliżej poznać. Ta myśl tak nakręciła chłopaka, że postanowił wypytać kumpla o szczegóły.
- Jak to w naszym wieku?- postanowił zacząć delikatnie by nie wzbudzać podejrzeń. W końcu to była siostra Zabiniego, nie ważne że nie znał jej przez całe życie na pewno nie pozwoli jej zaliczyć czy skrzywdzić zwłaszcza osobie, która ma już na koncie liczne łóżkowe podboje i miliony złamanych serc.
- No normalnie. Podobno chodzi z nami do szkoły,- westchnął bezsilnie. - jakoś nigdy nie zauważyłem żeby jakaś dziewczyna wyglądała jak moja krewna a co  gorsza siostra! Matka sama nie wie jak ona wygląda i jak się nazywa. Poznamy się z nią po jutrze.
- I co o tym myślisz?
- Nie wiem, ale boję się, że mogłem kiedyś do niej startować. Albo mieć z nią romans czy nawet z nią chodzić! - ta myśl najbardziej go frustrowała. A co jeśli kiedyś zaliczył swoją siostrę i nawet o tym nie wiedział. Jednak wolał teraz o tym nie myśleć, jednym łykiem wypił całą zawartość szklanki i dolał sobie więcej bursztynowego trunku. Draco też wolał go nie wypytywać w tym momencie i tak niczego sensowego się nie dowie skoro nawet sam brat nic o swojej siostrze nie wie. Postanowił odciągnąć jego myśli od rodziny.
- Granger tu jest. - uśmiechnął się ironicznie.
- Jakoś nie mam teraz ochoty na towarzystwo dziewczyn a do tego mugolaków. - na pomysł kumpla machnął tylko ręką i powrócił do picia whiskey.
- Ale jest z nią wiewrióra Weasley. - uniósł sugestywnie brwi. Wiedział, że Balise z jakiegoś powodu ma słabość do tej zdrajczyni krwi, nie bardzo wiedział dlaczego ale miał pewność, że słowne przepychanki z nią poprawią mu humor. Już widział delikatny uśmiech na twarzy bruneta.
- No nie wiem...- zawahał się biorąc kolejny łyk, w końcu zdecydował. - No dobra chodź, chwila nie zaszkodzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hermiona razem ze swoją przyjaciółką popijały swoje martini siedząc w dalekiej loży na samym końcu klubu. Rozmawiały w spokoju o sprawach przyziemnych, właśnie rozprawiały na temat Rona. Ginny uświadomiła ją, że ten jest w niej poważnie zadurzony od dłuższego czasu.
- Ale ja o tym wiem.- westchnęła znudzona szatynka.
- I co nie zamierzasz nic z tym zrobić? - dziwiła się poważnie.
- No a co mam zrobić? Nie wiąże z nim jakichś poważnych planów. Nie widzę się u jego boku, to nie typ dla mnie. Wolę bardziej pewnych siebie typów.- wystawiła jej język.
- Takich jak Malfoy albo Zabini? - zaśmiała się z niej ruda. Jej koleżanka w odpowiedzi dała jej kuksańca w bok. Postanowiła się na ten temat nie wypowiadać, chociaż w głębi duszy musiała przyznać przyjaciółce racje. Tylko gdyby nie byli takimi zakochanymi w sobie dupkami, pomyślała z przekąsem. Ginny jakby czytając jej w myślach momentalnie jej przytaknęła i napiła się swojego drinka.
- Kogóż to moje piękne oczy znowu widzą?- jak kamfora obok nich pojawiły się postacie wspomnianych przed chwilą chłopaków.
- Nie zainteresowanych waszym towarzystwem dziewczyn, Zabini. Z łaski swojej użyjcie swoich nóg i znikajcie nam sprzed twarzy z tymi swoimi plugawymi mordami. - wysyczała młodsza przedstawicielka płci pięknej.
- Na Merlina, jakaż groźna się zrobiłaś od naszego ostatniego spotkania wiewióro. - uśmiechnął się na jej słowa perfidnie i bez skrępowania usiadł między dziewczynami.
- Zabieraj to swoje zawszone dupsko stąd! - Ginevra zrobiła się czerwona ze złości.
- Skoro już i tak jesteśmy w tym klubie wszyscy czworo to może się razem zabawimy, co ty na to Granger? - odezwał się w końcu Malfoy siadając obok wspomnianej brunetki.
- Nie jestem zainteresowana waszym towarzystwem a co dopiero wspólną zabawą. - spojrzała na niego krzywo okazując zgorszenie.
- No nie bądź taka szlamciu. - uśmiechnął się do niej ironicznie a później przysunął lekko nie dotykając jej i szepnął w prost do ucha. - Pięknie dziś wyglądasz Granger.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Szukała w jego oczach ironii i temu podobnych ale nic się w nich nie doszukała. Jedyne co widziała to pustka. Jego oczy były bez żadnego wyrazu jakby należały do lalki. Puste i zimne.
- Daruj sobie Malfoy. Nie mam nastroju na twoje durne teksty. - spojrzała na niego gniewnie i odsunęła się od niego nieznacznie.
- A cóż takiego cię trapi, jeśli można spytać? - jego ironiczny uśmiech najwyraźniej nie chciał mu zniknąć z twarzy. Dziewczyna miała straszną ochotę mu go zetrzeć i to w iście diabelski sposób.
- Nie możesz arystokratyczna fajtłapo. To sprawy dorosłych. - machnęła w jego stronę lekceważąco ręką i upiła łyk napoju.
- A skoro mowa już o dorosłych, to z tego co wiem wiewióra nie jest pełnoletnia i nie wolno jej pić alkoholu. - Draco posłał w stronę rudowłosej dziewczyny sadystyczny uśmiech na co ta odpowiedziała mu morderczym spojrzeniem.
- Smoku zajmij się swoimi sprawami i odwal się od niej. - powiedział swobodnie Blaise i powrócił do wyzywania się z  Ginny, której najwyraźniej o dziwo sprawiały przyjemność te słowne zaczepki.
- Już ci się włączyła braterskie odruchy ledwo co...
- Zamknij się i nie mów nic na ten temat. - warknął odwracając się w jego stronę. Po chwili jednak spoważniał i kontynuował przerwaną czynność. Panna Granger razem z przyjaciółką wymieniły znaczące spojrzenia, ale nie wypowiedziały się nic na ten temat. Naglę na stoliku tuż obok drinka Hermiony zmaterializował się list zaadresowany do niej. Szybko go chwyciła i przeczytała dyskretnie krótką treść. Spojrzała smutno w twarz Ginny.
- Pojutrze. - szepnęła krótko.
- Jeśli to ci pomoże to pójdę z tobą. - ruda uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.
- Myślę, że powinnam to załatwić sama, a teraz chodź się zabawić. - odwzajemniła uśmiech, szybko wypiła zawartość swojej szklanki, poczekała, aż jej towarzyszka zrobi to samo i porwała ją w stronę parkietu. Dwójka młodych mężczyzn patrzyła na nie przez chwilę w niemałym szoku.
- Czy ty myślisz, że Granger...- Zabini urwał po chwili.
- No co ty, to tylko nietypowy zbieg okoliczności. Chodź dołączymy do nich może?- poklepał kumpla po ramieniu i wskazał głową w stronę dziewczyn. Ciemnowłosy szybko przytaknął głową i ruszyli tam gdzie przed chwilą zniknęły obiekty ich polowania. Po krótkiej chwili dołączyli do nich i złączyli się w tańcu. W tym momencie żadnego z nich nie obchodziło, że tańczy z wrogiem. Blaise chciał odreagować wydarzenia z dzisiaj a piękna płomiennoruda niziutka osoba bardzo mu w tym pomagała. Ginny nie wiedziała jak pocieszyć swoją przyjaciółkę i pokłóciła się dziś ostro z Harrym, więc towarzystwo Zabiniego jej pasowało. Hermiona chciała oderwać swoje myśli od tej dziwnej sytuacji, która wydarzyła się w jej życiu a  wkurzanie Malfoya przez całą noc miało jej sprawić czystą przyjemność. Natomiast nasz drogi Dracon chciał mieć kolejny powód by się z niej naśmiewać, zamierzał ją upić i zobaczyć jak sprawy się potoczą dalej. Jednak po kilku następnych drinkach sytuacja się szybko zmieniła.

środa, 2 grudnia 2015

1. Stary mam siostrę !

- Boże Hermiona to straszne ! - to jedyne słowa na które zdobyła się najmłodsza latorośl Weasleyów. Panna Granger opuściła smutno głowę. Nie wiedziała co ma w tym momencie zrobić. Siedziały w kawiarni już od dobrych dwóch godzin i przez ten czas Hermiona cały czas opowiadała jej o wizycie w Ministerstwie i o tym jak się przez to czuje.
- Ja wiem Ginny, najgorsze jest to, że nie chciał mi powiedzieć kim są ci ludzie.. tak jakby bał się, że przeżyję szok czy coś w tym stylu. - dziewczyna była coraz bardziej roztrzęsiona. Po swoich ostatnich słowach rozpłakała się na dobre. - I  jak ja mam to powiedzieć Harry'emu i Ronowi...
Jej cichy szloch rozniósł się po całej kawiarni. Rudowłosa przyjaciółka otoczyła ją ramieniem starając się pocieszyć.
- Nie płacz kochanie, na razie nic im nie mów. Jak już się dowiemy kto to jest wtedy to zrobimy. Jeśli chcesz będę mogła ci towarzyszyć przy tym spotkaniu jak już się na nie zdecydujesz. - Ginevra uśmiechnęła się do dziewczyny pokrzepiająco i przytuliła jeszcze ciaśniej.
- Naa naprawdę ? - spojrzała na nią zaszklonymi oczami. - Ja myślę.. że.. że to trzeba załatwić jak najszybciej.. przed szkołą.
Przyjaciółka zgodziła się z nią prędko i zamówiła kolejną kawę. Postanowiła nie opuszczać jej dzisiaj. Spędzą razem dzień tak, aby dziewczyna zapomniała o wydarzeniach w Ministerstwie.
Po półgodzinie postanowiły powrócić do domu starszej gryfonki i odpocząć trochę. Ginny zaplanowała wyciągnąć Hermionę na imprezę do ich ulubionego klubu. Ale żeby pójść potańczyć dziewczyny musiały mieć siły. We dwie przygotowały obiad w obszernej kuchni panny Granger. Znajdował się tu zlew o dużym zbiorniku i ociekaczu. Szafki były z sosnowego drewna natomiast blaty były marmurowe. Kasztanowłosa po wojnie otrzymała duże wynagrodzenie pieniężne dzięki czemu mogła sobie pozwolić na nie duży ale też nie mały dom na magicznych przedmieściach Londynu. W kuchni znajdował się też piekarnik na wysokości twarzy dzięki czemu nie musiała sie do niego schylać. Płyta elektryczna do gotowania potraw, wyspa z barowymi krzesłami, duża liczba szafek i zmywarka, z której często korzystała. Mimo, iż była czarownicą nie korzystała z magii w kuchni, wolała nie igrać z ogniem, nie trudno o pożar. W kuchni były też dwa przejrzyste okna wychodzące na duży ogród. Kafelki były koloru kremowego, pasowały idealnie do zasłonek tego samego koloru. Jej kuchnia tak na prawdę była tylko aneksem kuchennym znajdującym się w obszernym salonie. Dzięki temu rozwiązaniu było bardzo przejrzyście i swobodnie przechodziło się od drzwi wejściowych aż po tarasowe gdyż na parterze nie było ścian, tylko jedna ścianka układająca się w sześcian przy wejściu do salonu. Służyła jej jako miejsce na zdjęcia i klucze. W salonie znajdował się także duży jadalniany stół z sześcioma krzesłami, stał na wprost drzwi ogrodowych. Pod największą ścianą stał duży telewizor i regał na książki oraz średnich rozmiarów kominek. Stały na nim fotografie magiczne i te zwykłe mugolskie. Przedstawiały ją z przyjaciółmi i rodzicami od najmłodszych lat. Na przeciwko stała duża kanapa, dwa fotele i stolik do kawy. Na wprost od drzwi frontowych znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro.
Dziewczyny urzędowały w tym momencie przy kuchence a w tle leciał jakiś program w mugolskiej telewizji. Gotowały gulasz wieprzowy z warzywami. Po jakimś czasie posiłek był gotowy a one usiadły przy stole i rozpieszczały swoje podniebienia.
- Jak się czujesz ? - spytała w końcu Ginny.
- A jak mam się czuć ? - powiedziała niezbyt uprzejmie Hermiona. - Jestem skołowana i nie bardzo ogarniam co się w tym momencie dzieje.
- A wiesz już co masz zamiar zrobić? Chcesz ich poznać ?
- Nie wiem... chyba tak, w końcu to niby moja rodzina... Chociaż to szuje. - w głosie gryfonki dało się wyczuć pogardę.
- Może nie są takimi złymi ludźmi ? Może nie mieli wyboru. Miona ja nie chce ich usprawiedliwiać z ich czynów, ale uważam że jednak powinnaś przemilczeć fakt ich przynależności do Tego Którego Imienia Się Nie Wymawia...
- Wiem.
Już więcej nie poruszały tego tematu. Hermiona wspomniała jej jeszcze, że spotkała Malfoya. Ale później unikały już tematu śmierciożerców. W między czasie dziewczyna napisała list do Ministra Magii z prośbą o spotkanie z jej biologiczną rodziną. Po dwóch godzinach zaczęły się przygotowywać do wyjścia. Starsza z nich ubrała sukienkę bombkę do połowy uda o kolorze lawendowym. Dobrała do tego czarne bolerko i tego samego koloru wysokie szpilki. Założyła srebrne kolczyki i pasujący do kompletu naszyjnik. Użyła perfum o zapachu dzikiej róży i ułożyła włosy w perfekcyjne loki. Ginny założyła sukienkę koktajlową o kolorze pasującym do jej włosów. Czarne botki na koturnie i złoty komplet biżuterii. Użyła także kwiatowych perfum. Włosom natomiast pozwoliła delikatnie opadać na jej ramiona.
Tak perfekcyjnie wystrojone ruszyły do klubu Mojito.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W tym samym czasie w klubie Mojito chłopak o platynowych włosach czekał na swojego kumpla. Ubrany był w niebieskie jeansowe spodnie, tego samego koloru koszulę i czarną marynarkę. Jego włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Nonszalancko siedział w loży i czekał. Tracił już cierpliwość. Jego najlepszy przyjaciel spóźniał się już ponad pół godziny. To nie wybaczalne by on musiał na kogoś czekać. Młody Malfoy po chwili znudził sie czekaniem i ruszył na parkiet wyrwać jakieś laski. Zauważył dwie atrakcyjne sztuki, rudą i szatynkę. Ruszył w ich kierunku jednak po chwili się zawahał. Rozpoznał w nich dwie gryfonki, zdrajczynie krwi wiewiórę Weasley i tą szlamę Granger. W ostateczności postanowił jednak do nich podejść, skoro czeka na kumpla to przynajmniej będzie mógł się zabawić chwilę ich kosztem. Pewnym krokiem ruszył w ich stronę.
- Witam szlamę i wiewiórę. Co przywiało do takiego dobrego klubu takie gówno. Chyba przestanę tu przychodzić skoro wy tu bywacie. - powiedział szyderczo się do nich uśmiechając. Dziewczyny postanowiły go jednak zignorować. Nie chciały psuć sobie humoru.
- Pieprz się Malfoy i zostaw nas w spokoju. - ryknęła na niego Ginny i pociągnęła Hermionę w stronę baru. Chłopak się jednak nie poddał i ruszył za nimi.
- No proszę, takie przykładne dziewczynki a piją alkohol. - skomentował ironicznie fakt, że właśnie zamawiały drinki. - Nie ładnie.
- A co cie to w ogóle interesuje ? - zapytała w końcu Hermiona. - Odpuść dziś i proszę choć raz nie psuj mi humoru.
- Ale ty nie rozumiesz, że to moje powołanie i to sprawia mi przyjemność ?
- Koło dupy mi to fruwa. - odparła gniewnie, zapłaciła za drinki i poszła na tyły sali razem z przyjaciółką. Draco uznał, że jeśli Granger mu dziś tak słabo odszczekuje to nie będzie na nią tracił czasu. Wrócił do loży by czekać dalej na kumpla. W między czasie obserwował tańczących ludzi. Po jakichś piętnastu minutach pojawił się jego kolega z Ognistą Whiskey. Zdyszany usiadł koło kumpla i podał mu trunek.
- Lepiej pij Smoku bo mam dla Ciebie ważną wiadomość. - ciemnoskóry chłopak spojrzał na niego poirytowany.
- Co się dzieje Diable? Kazałeś na siebie długo czekać. - dodał z ironią blondyn.
- Stary mam siostrę !

Więzy krwi

                                             ~~~~♥♥♥~~~~
                                                   Więzy Krwi
                                Prolog
                                               1.Stary mam siostrę !
                                           2.Nietypowy zbieg okoliczności 
                                        3.Cholera wyglądasz uroczo smoku
                                    4.Ja wiem kto to jest ! To szlama Granger ! 
                                  5. Malfoy to twój przyszły chłopak
                               6. Mogę się do ciebie wprowadzić ?

Prolog

Jest rok 1999, przedmieścia Londynu.
Piękna młoda dziewczyna przechadza się właśnie po okolicznym parku pogrążona w swoich myślach. Odkąd zakończyła się wojna mogła w końcu odetchnąć z ulgą ale jednak coś jej nie pozwalało odpocząć. Ciągle coś ją trapiło ale w ciąż nie wiedziała co. Przecież wszystko się układało, dostała propozycję pracy w Ministerstwie Magii u boku Harry'ego i Rona ale jednak odmówiła. Nie chciała by przez sławę była jakoś lepiej traktowana, wolała sama na wszystko zapracować dlatego postanowiła powrócić do Hogwartu i uczciwie zakończyć edukację. Jej przyjaciele nie podzielali jej zdania. Ron nie rozumiał jej kompletnie, próbował ją milion razy odwieść od tego pomysłu ale ona była uparta i nie chciała mu ustąpić. Poza tym miała jakieś takie wewnętrzne przeczucie, że musi w tym roku zjawić się w Hogwarcie. Jeszcze ten dziwny list który dziś dostała od Ministra Magii. Shacklebolt wzywał ją do siebie dziś na jakąś ważną rozmowę. Może też chciał ją przekonać do tego by jednak przyjęła posadę w Ministerstwie. Z początku chciała napisać mu list, w którym podziękowałaby za zaproszenie i wtrąciła, że oferta pracy ją nie interesuje ale w ostateczności odpisała mu, że zjawi się punktualnie w jego gabinecie o wyznaczonej przez ministra godzinie.
Dziewczyna wyszła już z parku i szła wzdłuż ulicy. Tłum ludzi pędził chodnikiem w tylko sobie znaną stronę tak jakby od tego zależało ich życie. Hermiona zaśmiała się w duchu na ten widok. Tacy nieświadomi niczego, pomyślała cicho. Tak jakby uratowałam wam wszystkim życie, a wy dalej pędzicie przed siebie nie myśląc o niczym. Liczą się dla was tylko pieniądze i spokój. Moglibyście się na chwilę zatrzymać i pomyśleć o swoich bliskich. Tak nasza mała gryfonka zrobiła się trochę zgorzkniała. Po wojnie próbowała odnaleźć swoich rodziców w Australii i przywrócić im pamięć jednak nie udało się jej to. Wróciła z niczym, sama jak palec. Teraz nie miała już nic. Dom został sprzedany, wszystkie pamiątki rodzinne poleciały z rodzicami do tak odległego kontynentu. Jedyne co jej zostało to fotografia, którą zawsze nosiła przy sobie. Była już lekko pomięta bo dziewczyna zawsze gdy się denerwowała wyciągała ją i szukała w niej otuchy. Niejednokrotnie przyciskała ją do piersi i płakała. Słone łzy zniszczyły już lekko papier ale jej to nie interesowało. Te dwie zawieszone w czasie twarze dodawały jej wsparcie. Chłopacy próbowali ją pocieszać ale nie bardzo wiedzieli jak. Tylko Ginny jakoś się to udawało. Siedziała z nią długimi godzinami w nowym mieszkaniu panny Granger albo zabierała na imprezy do klubów. Nawet zwykłe wyjścia na spacer bardzo jej pomagały. Jednak zdarzały się momenty, gdy chciała pobyć sama, jej przyjaciele to respektowali i nie przeszkadzali jej w tym czasie. Jednym z takich momentów odbywał się właśnie w tej chwili. Po otrzymanym liście postanowiła się przejść. Deportowała się w pierwsze miejsce, które przyszło jej do głowy i od razu pożałowała. Trafiła bowiem do parku, w którym bardzo często spędzała z rodzicami niedziele zanim dowiedziała się, że jest czarownicą. W okolicznym jeziorku razem z tatą karmiła kaczki a na wielkim obszarze porośniętym samą trawą zawsze z mamą zrywała stokrotki, z których później robiły wianki. Wspomnienia wróciły do mniej jak bumerang i nie opuszczały jej przez długi czas. Dopiero, gdy wsadziła ręce do kieszeni i wyczuła w nich lis od Kingsleya jej myśli przekierowały się na inny tor.
Przechodziła właśnie obok małej kawiarenki, jej drzwi otworzyły się gwałtownie, wysoki mężczyzna wypadł z nich z impetem potrącając dziewczynę, która potykając się upadła na zimny chodnik obijając sobie pupę. Gęste kręcone włosy zasłoniły jej całą twarz, jedyne co mogła zobaczyć to pantofle winowajcy, który przystanął przy niej nagle.
- Uważaj jak chodzisz - wymamrotał arogancko z ironią. Ten głos poznałaby wszędzie. Nie musiał się nawet przedstawiać, dobrze wiedziała kim jest właściciel tego cynicznego tonu. Podniosła się pośpiesznie otrzepując swoje spodnie.
- Może trochę kultury? - wręcz wypluła z ust te słowa kierując twarz w jego stronę. Ten nagły ruch głową sprawił, że włosy znikły z jej twarzy opadając delikatnie na plecy. Na jej ustach malował się wyniosły uśmiech, natomiast mężczyzna przeżywał bardzo ciężki szok. Szybko jednak się opanował i spojrzał na nią z kpiną.
- No, no kogo my tu mamy? Królowa szlam - uśmiechnął się szyderczo przeszywając ją swoim zimnym wzrokiem. Taksował ją z góry do dołu i uśmiechnął się jeszcze bardziej szyderczo oblizując swoje perłowe zęby. - No proszę, szlama nam się wyrobiła przez te pół roku. A gdzie twoje wierne pieski? Głuppotter i król wieprzlej? Czyszczą oborę ze szlamu?
- Odwal się ty głupia fretko. Lepiej powiedz gdzie się podziały twoje wielbicielki? Czyżby mops zrobił sobie wolne od twojej arystokratycznej dupy?
- Czyżbyś była zazdrosna, Granger?- spojrzał na nią ironicznie. - To raczej ja się jej pozbyłem. Jakbyś nie wiedziała, jestem bardzo ważnym arystokratom i mam sporo rzeczy na głowie...
- No tak odkąd twój ojciec gnije w Azkabanie musiałeś przejąć rodzinny interes - przerwała mu sugestywnie podkreślając ostatnie dwa słowa, przez co dała mu do zrozumienia, że przez pomoc przy wojnie nie odkupił swojej Śmierciożerczej kariery.
- Stul pysk, głupia szlamo! - podniósł na nią swój głos podchodząc do niej niebezpiecznie szybko, w porę się jednak uspokoił i pohamował swój gniew, w końcu mugole byli obok. - Dla twojej wiadomości, to rodzinny interes mnie już nie obchodzi, mam swoje własne plany na życie. A dziś zamierzam się zabawić, bo jak zapewne wiesz nie tylko ty postanowiłaś powtórzyć ostatni rok. Będziemy się świetnie bawić, szlamciu.
Spojrzał się na nią intensywnie i uśmiechnął typowo jak dla niego.
- W to nie wątpię, Malfoy. Jestem pełna podziwu, że nie chcesz uciec gdzieś z rodzinnym majątkiem i zaszyć się w jakiejś dziurze. To by pasowało do tchórzofretki. A teraz muszę cię pożegnać, jestem umówiona. Do niezobaczenia.
Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę najbliższej ciemnej uliczki. Gdy już się w niej znalazła z cichym trzaskiem deportowała się do centrum Londynu. Już powoli nie zwracając na siebie uwagę podeszła do zniszczonej budki telefonicznej. Otworzyła delikatnie jej drzwiczki i weszła do środka. Spojrzała na tarcze telefonu po czym wykręciła odpowiedni numer.
- Hermiona Granger, byłam umówiona z ministrem magii Kingsleyem Shackleboltem. - powiedziała wyraźnie, po chwili w jej kierunku wyskoczyła mała karteczka z przepustką. Budka telefoniczna wraz z dziewczyną zjechała na dół do głównego holu Ministerstwa. Stanęła ostrożnie nogami na posadzce po czym skierowała swoje kroki w stronę wind. Weszła do jednej z nich i wjechała na pierwsze piętro. Nogi automatycznie poprowadziły ją w stronę gabinetu ministra tak jakby znały drogę na pamięć. Podeszła do wielkich ozdobnych drzwi i zapukała kilkukrotnie, po chwili usłyszała ciche zaproszenie. Niepewnie otworzyła ciężkie wrota i niezdarnie wgramoliła się do środka, ledwo zdołała je utrzymać. Pomieszczenie, do którego weszła było obszerne. Po boku znajdował się duży kominek, w którym spokojnie zmieściły by się cztery dorosłe osoby. Tuż obok niego były dwie kanapy, które sprawiały wrażenie bardzo wygodnych i aż same przyciągały ją swoim wyglądem by ta choć na chwilę na nich przysiadła i odpoczęła. Po drugiej stronie pokoju stał wielki regał na książki. Niektóre z woluminów książek były naprawdę stare, wyglądały jakby przetrwały setki setek lat. Inne były oprawione w kolorową nową skórę. Hermiona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli te książki były naprawdę tak stare za jakie je miała to najprawdopodobniej były wykonane z ludzkiej skóry. Na samą myśl przeszył ją zimny dreszcz. U góry zwisał wielki żyrandol z rozłożystymi ramionami. Z każdego ramienia wystawał kolejny, każdy z nich był zdobiony i wykonany z kości słoniowej. Wykończone były diamentami i innymi minerałami. Wyglądał jak spływający wodospad tylko z tym wyjątkiem, że stał w miejscu. Z tyłu znajdowało się obszerne okno, z którego rozciągał się widok na główny hol Ministerstwa Magii, sam Kingsley Shacklebolt siedział za wielkim dębowym biurkiem w wygodnym fotelu. Tuż obok niego piętrzyły się różne papiery, które oświecał duży ozdobny lichtarz z długą białą świecą przypominającą swoim wyglądem rozpościerającą skrzydła sowę która gotowała się do lotu. Przed jego biurkiem stały dwa wygodne krzesła czekające na gości. Były koloru białego jak większość mebli tutaj, jedynym wyróżniającym się obiektem było biurko.
- Dzień dobry. - dziewczyna przywitała się grzecznie z mężczyzną.
- Witaj Hermiono. - uśmiechnął się do niej ciepło gestem ręki wskazując jej jeden z foteli. Posłusznie zajęła swoje miejsce i uważnie spojrzała się na ministra tak jakby szukała w jego wyrazie twarzy odpowiedzi na to dlaczego chciał ją dziś widzieć. Jego mimika wyrażała przez chwilę zakłopotanie ale później przekształciła się w pewność siebie. W końcu był ministrem, nie mógł okazywać zmieszania. Musiał dzielnie pokazywać swoje stanowisko.
- Chciał się pan dziś ze mną zobaczyć, w jakiej sprawie? - spytała, ze zdenerwowania zaczęła ściskać rąbek swojej koszulki.
- Panno Granger, to dość, że tak powiem śliska sprawa. - uśmiechnął się do niej z przekąsem. - W każdym razie mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość, którą razem z poprzednim ministrem magii chcieliśmy ujawnić ci już kilka lat temu ale wiedz, że przez tamte okoliczności nie mogliśmy.
- Ale o co w tym wszystkim chodzi, nie bardzo rozumiem...- zakłopotana spojrzała na niego. Gestem ręki nakazał jej by go uważnie słuchała i nie przerywała.
- Hermiono musisz zrozumieć, co ja gadam kto jak kto ale ty to na pewno rozumiesz doskonale. - przetarł swoje czoło wierzchem dłoni i kontynuował swoją wypowiedź. - Czasy były ciężkie, Voldemort rósł w siłę werbując nowych sprzymierzeńców a my ci po prostu nie mogliśmy powiedzieć. To zagrażało nie tylko naszemu światu ale także i tobie. Zatailiśmy przed tobą pewien fakt o twoim życiu. Hermiono wiedz, że...- przerwał i spojrzał na nią blado. Dziewczyna czekała cierpliwie, aż w końcu wypowie to zdanie do końca ale nic na to nie wskazywało. Najwyraźniej dla niego było to bardzo trudne. Odczekała chwilę i pozwoliła mu zebrać myśli. Minister napił się trochę wody i już lekko uspokojony spojrzał na nią smutno.
- Nie jesteś córką swoich rodziców. Mam na myśli to, że nie jesteś ich biologiczną córką oczywiście. Wiem, że oni na zawsze pozostaną twoją rodziną ale masz jeszcze jedną.
Hermiona otworzyła usta ze zdziwieniem, jednak po chwili się opanowała. Spojrzała tylko na ministra i nie wiedziała co ma powiedzieć. Ludzie, którzy wychowywali ją od małego dziecka nie byli jej rodzicami. Ludzie, których kochała ponad życie okłamywali ją przez cały ten czas. Ludzie, dla których chciała się poświęcić mogli jej nawet nigdy nie poznać, gdyby została przy swojej biologicznej rodzinie. Słona łza spłynęła po jej policzku, jednak szybko ją starła dłonią. To i tak już nic nie zmieniało i tak była sama, nowa rodzina nie zapełni jej tej dziury.
- W.. - zawahała się jednak po chwili się opanowała. - w takim razie kto jest moimi biologicznymi rodzicami?
- Jest to bardzo stara rodzina czarodziejów czystej krwi. W dniu twoich narodzin wszyscy wiedzieliśmy, że będziesz potężną czarownicą. Twoja prawdziwa rodzina była sojusznikami Voldemorta od początku, nie chcieliśmy by miał w posiadaniu takiego wytrwałego, oddanego i odważnego sojusznika jak ty. Już wtedy wiedzieliśmy, że jesteś dobra i masz predyspozycje dla Griffindoru jednak przez więzy krwi i wychowanie mogłabyś wyrosnąć na zupełnie inną osobę. Nie mogliśmy dopuścić do tego by tak czysta dusza się zmarnowała a ponad to pomogła czynić zło. Wiedz, że Grangerowie o niczym nie wiedzieli. Całej rodzinie zmodyfikowaliśmy pamięć by myślała, że tak na prawdę jesteś ich córką. Natomiast twoja biologiczna rodzina myślała, że ktoś cie porwał. Aurorzy wynieśli cię z łóżka nocą. Masz jeszcze brata bliźniaka, który hmm nie jest do ciebie w ogóle podobny.
Hermiona patrzyła się na niego tępo. Zabrakło jej nagle słów. Czuła się tak jakby nie umiała w ogóle mówić. Miała tyle pytań ale nie wiedziała od czego zacząć. Kto jest jej rodzicami ? A co z tym jej bratem ? Czy już go kiedyś widziała ? A może z nim nawet rozmawiała ? Może chodzą razem do klasy ? A co jeśli on umarł w czasie wojny ? A co jeśli był śmierciożercą ? Albo co gorsza dalej nim jest ? Czy gnije w więzieniu ? A może ma ją za szlamę i jej nienawidzi ? A jacy są jej rodzice ? Podobni do niej ? Czy się kochają ? Tyle pytań. Żadnych odpowiedzi.
- Zorganizuję spotkanie między wami. A teraz wróć do domu i daj mi znać kiedy będziesz gotowa ich poznać. Twoja matka z bratem mieszkają na obrzeżach Londynu.
- A.. a co z ojcem ? - zapytała cicho.
- Nie żyje. - odparł krótko.
   Hermiona pożegnała się szybko i pospiesznie wyszła z gabinetu ministra. Skierowała swoje kroki do windy a później z holu aportowała się do ciemnej uliczki w centrum Londynu. Wyciągnęła swój telefon komórkowy i pospiesznie wpisała odpowiedni numer. Po chwili odezwał się ciepły głos w słuchawce.
- Ginny, musimy się szybko spotkać ! Dasz radę być za pięć minut w naszej ulubionej kawiarni na rogu? Tak ! To super to bardzo pilne !
Rozłączyła się i prędko weszła do kawiarni. Zamówiła mocną kawę i usiadła przy stoliku. Czekając na przyjaciółkę wybijała palcami rytm na stoliku.

Szykujcie się na coś wielkiego ! ♥

      Witaj stały bywalcu, nowy czytelniku lub przypadkowy gościu szukający fajnego opowiadania do poczytania zimowymi wieczorami. Pewnie wchodząc na mój blog, zaczytując się w rozdziały, czekając niecierpliwie na rozwinięcie akcji i ciąg dalszy przeżywasz rozpacz dochodząc do ostatniego rozdziału, który napisałam... Ale w tym momencie nie łam się, ponieważ zamierzam to wszystko w grudniu nadrobić. Mam plan, który obejmuje dokończenie tego opowiadania, napisania kilku miniaturek i nowego opowiadania, które pewnie nie będzie moim ostatnim. Zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie wiele ludzi mnie opuściło po tym jak przez rok nie dodałam nic nowego... Jest mi przykro, że to wszystko tak zaniedbałam. Miałam niestety na głowie dużo problemów i wpierw musiałam je rozwiązać. Ale teraz wracam do Was z nowymi pomysłami i ciekawą fabułą ! Jeżeli doszedłeś w tym momencie do rozdziału 17 i stwierdziłeś, że akcja za szybko się potoczyła to muszę Ci powiedzieć, że jesteś w błędzie. Specjalnie napisałam to tak jak napisałam żeby w następnych rozdziałach nadawać coraz więcej akcji aż w końcu dojdziemy do punktu kulminacyjnego, w którym może wydarzyć się wiele zaskakujących rzeczy ! Dojrzałam trochę i wiem że w tym opowiadaniu popełniłam kilka błędów ale obiecuję, że następne będzie lepsze. 
    Jeśli ktoś z Was jeszcze odwiedza mój blog to proszę o krótki komentarz lub kontakt mailowy. Bardzo mi na tym zależy bo dzięki Wam mam większą ochotę na pisanie, bo lepiej się to robi gdy ma się dla kogo a nie tylko dla własnego spełnienia. :) 
                                                                                                                     Życzę miłej lektury,
                                                                                                                                wasza Marcia ♥