Lista Rozdziałów

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział X


Otworzyłam oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu bez żadnych okien. Posadzka i ściany wyłożone były kamieniami. W powietrzu czyć było wilgoć i stęchliznę. Zapewne znajdowałam się w jakimś lochu albo piwnicy, nie byłam do końca pewna. Leżałam na twardym, drewnianym łóżku bez materaca. Goła deska, wymięta poduszka nabita starym puchem i wytarte prześcieradło
były jedynymi udogodnieniami. Nic nie mogłam dostrzeć przez tę ciemność, jedyne co zobaczyłam to majaczący płomień pochodni za okratowaną dziurą w drzwiach. Po jakimś czasie moje oczy przyzwyczaiły się do panującego w pomieszczeniu mroku. Spróbowałam się unieśń na łokciach i od razu tego pożałowałam. Poczółam ogromny ból w podbrzuszu i klatce piersiowej. Jakby ktoś przed chwilą wyrwał mi wszystkie wnętrzności i zastąpił je gwoździami. Zrezygnowana opadłam znowy na 'łóżko' i z głośnym świstem wypuściłam powietrze z płóc. Jęknęłam, znowu to uczucie w całym ciele. Ostatnio tak się czułam po klątwie Cruciatusa, którą rzuciła na mnie Bellatrix. Omiotłam spojrzeniem miejsce, w którym się znajdowałam i zatrzymałam swój wzrok na źródle jedynego światła. Za drzwiami dostrzegłam nieznaczny ruch, po czym otworzyły się. Wyglądały jakby zaraz miały wypaść z zawiasów. 


Do pomieszczenia weszły dwie postacie. Z przerażeniem stwierdziłam, że obie dzierżą w rękach różdżki. Z tego co udało mi się dostrzec był to wysoki mężczyzna i troszkę niższa od niego kobieta. Ten pierwszy poruszał się z gracją godną samego arystokraty natomiast po niej widać było, że jest ze szlachetnego rodu jednakże w jej ruchach było więcej swobody, jakby płynęła. Mimo wszystko po postawie obojga było widać, że uważają siebie za lepszych i gardzą mną, a sytułacja w jakiej się znajduję bardzo ich cieszy. Wręcz bawi.
- Incendio!- krzyknęła kobieta, po czym zapaliły się dwie pochodnie po obu stronach drzwi. Nagła zmiana oświetlenia skołowala mój zmysł wzroku. Zamrugałam kilkakrotnie, żeby oczy lekko się przyzwyczaiły. Spojrzałam jeszcze raz na czarodzieji i teraz już dobrze wiedziałam kim są. Moje spostrzeżenie bardzo mnie zaniepokoiło. Czego oni ode mnie chcą? Co ja im zrobiłam? Tyle pytań na raz pojawiło się w mojej głowie. Czy to ma coś wspólnego z moim pochodzeniem, a może z bitwą?
- No, no. Nasz gość raczył się już obudzić.- powiedział z ironią Lucjusz Malfoy.
- Chyba nieco przesadziłam z poniewieraniem jej.- zaśmiała się Lestrange.- Wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej, nawet jej rodzice dłużej się trzymali w kupie.
- Co zrobiliście z moim rodzicami!- krzyknęłam najgłośniej jak mi na to pozwalały moje obolałe gardło.
- Tym się już nie przejmój, są w lepszym miejscu jak to mawiają mugole. A ty zaraz do nich dołączysz.- powiedział z wyższością czarodziej.- Avada...!
- PRZESTAŃCIE!- krzyknął dobrze znany mi głos.

Nagle wybudzona z koszmaru momentalnie usiadłam wyprostowana na łóżku. Przestraszona obejrzałam się na boki w poszukiwaniu napastnika. Jedyną osobą znajdującą się w dormitorium oprócz mnie była Ginny, która dalej smacznie spała na łóżku obok mnie, nieświadoma tego, że się obudziłam. Spojrzałam na jej spokojną twarz. Była taka słodka, miałam ochotę pogłaskać ją potwarzy. Jednak się powstrzymałam. Nie chciałam jej budzić, wczoraj miała ciężki trening i długą nocną rozmowę. Niech się wyśpi, zasługuje na to. Skierowałam swój wzrok na zegar i zatrzymałam go na jego tarczy. 6:30, głosiły dwie wskazówki. Ehhh... tak długo do śniadania a ja pewnie już nie zasnę. Opadłam na łóżko, obok młodszej Gryfonki. I co ja mam robić przez ten czas. Wszystkie książki jakie miałam przeczytałam już dawno. W końcu wstałam z łóżka. Muszę się ogarnąć i obudzić Ginny. Żeby zdążyła wyjść zanim Malfoy się obudzi. Nie chce żeby ten matoł odjął jej jakieś punkty przeze mnie.
Zmęczona poczłapałam do szafy i wyjęłam z niej ciepłe ubrania, wrześniowa pogoda nie pozwalała na lekkie rzeczy zwłaszcza że miałam jeszcze dzisiaj wyjść do Hogsmeade. Skierowałam swoje kroki do łazienki. Z ulgą stwierdziłam, że jest otwarta. Ślizgon pewnie jeszcze śpi. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi po stronie blondyna. Napuściłam wodę do wanny i wlałam płyn, żeby powstały bańki. Zaczęłam się powoli rozbierać. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i z mojego gardła wydobył się głośny okrzyk strachu. Na mojej klatce piersiowej i ramionach były wielkie sińce. Tylko skąd ode się wzięły. Ostatni raz tak wyglądałam po spotkaniu z Lestrange i Bitwie o Hogwart. Co się dzieje? Czy to przez te sny? Nie możliwe. Przecież to były tylko sny. To nie realne, żeby podczas moich nocnych mar ktoś robił mi siniaki. Przecież bym się obudziła. A może... Nie to nie możliwe, żeby sny tak wpływały na moje ciało. Nawet w świecie magii, prawda?

Usłyszałam szmery w obu dormitoriach. Z mojego szybko wbiegła najmłodsza latorość Weasley'ów i stanęła jak wryta w progu drzwi. Natomiast od strony Malfoya ktoś szarpał klamką.
- Granger!- krzyknął Ślizgon.- Granger stało się coś?!
W jego głosie można było wyczuć zdenerwowanie i strach.
- Hermiona otwórz! Wszystko jest w porządku?!- dalej szarpał się z klamką i najwyraźniej nie zamierzał odpuścić.
- Miona co Ci się stało?- szepnęła Ginny tak cicho żeby Malfoy tego nie usłyszał.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałam jej szeptem.- Wracaj do mojego dormitorium, nie chce żeby on Cię zobaczył, będziesz miała kłopoty.
- Nie obchodzi mnie to! - oburzyła się dziewczyna.- Nie zostawię Ci w takim stanie. Kto Ci to zrobił?!
Chłopak chyba ją usłyszał bo przestał szarpać się z klamką od łazienki. Po chwili dało się usłyszeć trzaskanie drzwi od jego dormitorium. A później mojego. Pospiesznie wciągnęłam na siebie szlafrok, nie chciałam, żeby zobaczył mnie gołą i obitą jak Harryego po każdyn starci z Tomem.
- Co się stało?!- zapytał przejęty wchodząc do łazienki.
- Nic.- powiedziałam stanowczo.- Zobaczyłam pająka.
Posłałam Gin porozumiewawcze spojrzenie na co tak przytaknęła i odparła do Ślizgona:
- Właśnie, ale już go nie ma zabiłam go.
- Nie wierze wam. Nie jesteś jesteś tą wiewiórą Ronaldem, żeby bać się pająków. Mów co się stało.
- Malfoy to nie Twój interes.- spojrzałam mu groźnie w oczy a w każde słowo włożyłam tyle jadu, że chłopak zrobił dwa kroki do tyłu.
- Jestem prefektem naczelnym, więc tak. To jest mój interes. Pokaż mi je.
- Kogo?
- Te siniaki, nie rób ze mnie debila!- krzyknął zdenerwowany, podchodząc do mnie. Lekko odchylił szlafrok a ja zadrżałam. -Nie bój się nic Ci nie zrobie.
Spojrzał na moje ramiona. Jego twarz stężała i pozostała bez wyrazu. Jedynie w oczach dostrzegłam strach i przerażenie.
- Nie dobrze...- szepnął po cichu.
- Co? Co to jest?- zapytałyśmy z Ginny jednocześnie przestraszone.
- No jak to co? Siniaki.- powiedział ironicznie.- Masz ich więcej?
- Tak ale Ci ich nie pokażę!- oburzyłam się przestraszona, że mógłby zobaczyć moją nagą klatkę piersiową.
- Co Ci się śniło tym razem?
- To samo co zawsze. Nic interesującego.
- Powinnaś iść z tym do Mcgonagall. To nie są zwykłe siniaki.
- To co?
Nie odpowiedział tylko wyszedł pospiesznie z łazienki. Zostawił mnie i Ginny bez żadnej odpowiedzi. Stałyśmy wpatrzone w siebie z niemym pytaniem na ustach.
- Co z tym zrobisz?- zapytała w końcu Ruda.
- Nic. Poczekam, aż znikną.- odparłam i zaczęłam się ubierać w czyste ubrania, nie miałam zamiaru się już myć. Nie chciałam na nie patrzeć.
- Nie pójdziesz do dyrektorki?
- Nigdy w życiu. To tylko siniaki. Znikną po jakimś czasie.- uśmiechnęłam się do niej żeby dodać jej otuchy. A może to siebie chciałam wesprzeć.- Która już godzina?
- 7:30- powiedziała ze zdiwieniem Ginny.- Jak ten czas szybko leci. Idę się przebrać i na śniadanie. Zobaczymy się w Wielkiej Sali. Pocałowała mnie w policzek i wyszła. Ja natomiast zaczęłam się przygotowywać do wyjścia do ludzi. Ułożyłam włosy i zrobiłam lekki makijaż.
Wyszłam do swojego dormitorium, wzięłam torbę i ruszyłam na śniadanie.
Gdy już tam dotarłam wszyscy smacznie zajadali smakołyki rozłożone na stołach. Szybkim krokiem podeszłam do stołu Griffindoru i zajęłam miejsce między Deanem a Harrym.
- Witaj Hermiono! - powiedział z uśmiechem mój przyjaciel. Odwzajemniłam jego uśmiech. Położyłam na talerzu przed sobą tosta z serem i wlałam trochę herbaty do pucharu. Nie miałam ochoty jeść. Moje myśli dalej błądziły przy śnie i tych dziwnych siniakach.
- Idziesz dziś do Hogesmeade?- zapytał mnie Harry.
- Tak, chyba tak. Już sama nie wiem.
- Hermiono masz iść!- krzyknęła w moją stronę Ginny.
- No dobrze pójdę.
Resztę śniadania dokończyliśmy w ciszy. Gdy zjadłam poszłam prędko do biblioteki, żeby dokończyć zadanie domowe na Obronę Przed Czarną Magią. Uznałam, że po obiedzie pójdę do tego przeklętego Hogesmeade. Muszę mieć energię. Napisanie pracy domowej dla Snapea nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy ją skończyłam zaczęłam pisać wypracowanie na Zaklęcia. Akurat skończę je pisać przed obiadem. Pomyślałam z uśmiechem.
Po skończonej pracy schowałam wszystko do torby i udałam się do Wielkiej Sali na obiad. Zasiadłam na miejscu obok Ginny i Parvati. Ta druga uśmiechnęła się do mnie blado. Chciałam jej coś odpowiedzieć niestety pohukiwanie sów wlatujących z pocztą mi to utrudniło.
Przed moim talerzem usiadła Evy z Prorokiem Codziennym i listem, pewnie od rodziców. Podałam płomykówce krakersa i sięgnęłam po gazetę.
TERROR W LONDYNIE. - głosił nagłówek na pierwszej stronie. Zaczęłam czytać artykuł z niemałym zainteresowaniem.
Na ulicach Londynu znowu mrocznie. Płoną mieszkania mugoli, czarodziei i czarownic nie czystej krwi. Kto stoi za tymi zamachami? Na ulicy Pokątnej grasują mroczne siły. Zginęło już 20 mugoli, 10 mugolaków i 5 charłaków. Czyżby ktoś kończył dzieło Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, czy może ktoś inny bardziej mroczny chce się sprzeciwić nowemu porządkowi. Jedno jest pewne, czarodzieje, którzy mają w rodzinie choć jednego mugola lub czarodzieja nieczystej krwi muszą się mieć na baczności. Znowu nastają mroczne czasy, czy Chłopiec Który Przeżył nas uratuje? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi. 
 Ritta Skeeter. 
Po przeczytaniu artykułu streściłam go szybko Harryemu i Ginny.
- Mam nadzieję, że moi rodzice są bezpieczni.- szepnęłam po cichu. Wtedy przypomniał mi się list od nich. Szybko sięgnęłam po kopertę i zaczęłam czytać. Rozpoznałam schludne pismo mojej mamy.
Kochana Hermiono!
Razem z tatą postanowiliśmy pojechać na krótkie wakacje. Nie martw się o nas, wszystko jest w porządku. Państwo Weasley ostrzegli nas o atakach na ludzi dlatego pojechaliśmy do nich. Twierdzą, że w 'Norze' będziemy bezpieczni. Jak tylko tam dotrzemy napisze Ci lis, Molly stwierdziła, że też napisze krótki list do swoich dzieci. Uważa, że ktoś chce nam zrobić krzywdę dlatego powiadomiła jeszcze dyrektorkę Hogwartu. Zostaniemy tu pewnie do świąt albo do czasu aż wszystko będzie już w porządku. 
 Kochający,
Mama i tata
-Ufff...- szepnęłam uradowana. Nic im nie jest. Spojrzałam na Ginny i zapytałam.- Dostałaś list od mamy?
- Tak, nie martw się. Nic im nie będzie, rodzice ich obronią.- posłała mi pokrzepiający uśmiech. Chciała coś jeszcze dodać jednakże przerwał jej stanowczy głos dyrektorki.
- W związku z zdarzeniami, które miały miejsce w Londynie dzisiejsze i następne wyjścia do Hogesmade zostają odwołane. Do czasu wyjaśnienia sprawy nie wolno wam opuszczać Hogwartu. Zaraz po obiedzie wracajcie do swoich dormitoriów. Dziękuję. - skończyła swoja wypowiedź i usiadła znowu przy stole nauczycieli.
Chyba jednak dziś nigdzie nie wyjdę. Z bladym uśmiechem ruszyłam do pokoju wspólnego prefektów naczelnych, żeby dokończyć swoją prace domową.

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział IX

                                                        ***
 Pierwsze promienie słoneczne niemrawo przedostawały się przez kotary łóżka w dormitorium. Gdy zbliżyły się do mojej twarzy obronnym ruchem naciągnęłam pościel na głowę. Leżałam tak przez chwilę do czasu, gdy poczułam na sobie ciężar. Nagle ktoś ściągnął ze mnie kołdrę i ujrzałam twarz mojej przyjaciółki.
- Ginny! Chce spać!- powiedziałam zaspanym, lecz stanowczym głosem.
- Dziś jest sobota.- odparła jakby tłumaczyła coś mało kumatemu dziecku.- A co za tym idzie, trening Gryfonów. A ty jeśli się nie mylę obiecałaś coś Harry'emu, prawda?
Spojrzałam na nią półprzytomnie. Powoli docierały do mnie słowa, które wypowiedziała. Zerwałam się z łóżka z krzykiem zwalając z siebie Rudą.
- O kurde zapomniałam! To już dziś!- zerknęłam na tarcze zegarka.9:00- Ufff, zdążę jeszcze na śniadanie.
Podeszłam do kufra i wyciągnęłam z niego ubrania. Wybrałam czarne obcisłe rurki i białą bokserkę. Do tego wzięłam jeszcze czerwoną bejsbolówkę. Skierowałam się w stronę łazienki, nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Jednak one ani troszkę się nie poruszyły. No tak, mój współlokator zapewne się myje.
- Malfoy! Wyłaź! Chcę się umyć!- zaczęłam walić w drzwi. Po chwili usłyszałam przekręcający się klucz w zamku, drzwi się otworzyły a przede mną stanęła dziewczyna piękna niczym bogini. Miała długie kasztanowe kręcone włosy, które sięgały jej do pasa. Ubrana była w spódnicę i śnieżno biała koszulę z naszytymi na piersi dużymi inicjałami D.M. Spojrzała na mnie zaciekawiona swoimi zielonymi oczami, zlustrowała mnie z góry do dołu po czym uśmiechnęła się swoimi wydatnymi malinowymi ustami. Czy mi się tylko wydaje, czy ona wygląda jak moje lustrzane odbicie, tylko te oczy są inne. Ale to dziwne.
- Dracon jeszcze śpi, więc jeśli mogę cię prosić o zaprzestanie krzyków byłabym wdzięczna.- powiedziała ze spokojem.
- A kim ty jesteś żeby mi rozkazywać.- powiedziałam wzburzona.- A tak w ogóle to kim ty jesteś?
- Nazywam się Astoria Greengrass.
- Nowa zabawka Malfoya.- szepnęłam.- Minus 50 punktów dla Slytherinu za spanie poza swoim dormitorium. W tej chwili masz stąd znikać, bo inaczej...
- Bo inaczej co?- odezwał się lodowaty głos, dochodzący z pokoju Ślizgona.
- Już wstałeś Draconie? Myślałam, że pośpisz dłużej byłeś bardzo zmęczony.
- To nie wystarczy, abym przespał całą sobotę.- spojrzał na mnie bez wyrazu.- Dokończysz Granger?
- Oczywiście.- powiedziałam nie patrząc mu w oczy.- Jeśli ona stąd nie zniknie w tej chwili, to oboje dostaniecie kolejne
minus 50 i szlaban u Filcha.
- Nie możesz szl... Granger.- powiedział wahając się.
- A założysz się?- powiedziałam ostro, udając, że w ogóle nie zauważyłam jak zadrżał mu głos.
- Greengrass idź już do siebie.- warknął w stronę dziewczyny.
- Ale Draco, ja chciałabym jeszcze zostać.- powiedziała płaczliwym głosem.
- Nie obchodzi mnie to. Spędziliśmy ze sobą noc, wystarczy mi wrażeń.
- Ale Draco...
- Wynoś się!- rykną tak głośno, że aż sama odsunęłam się od niego o krok. Spojrzałam kontem oka na Ginny, która przyglądała się temu ze zdziwieniem.- Nie chcę dostać przez ciebie szlabanu!- kontynuował blondyn.- Wystarczy mi ta okropna noc.
- Ale czy to znaczy, że....
- Tak, to znaczy, że to koniec. A teraz lepiej już idź.
 Po tych słowach dziewczyna zaniosła się siarczystym płaczem, podniosła rękę jakby chciała wymierzyć Malfoyowi policzek lecz wpół drogi cofnęła ją. Odwróciła się na pięcie i wybiegła z łazienki przez mój pokój. Po chwili już jej nie było.
- Nie musiałeś jej tak potraktować.- powiedziałam w jego stronę.- A teraz jeśli byś mógł wyjść z łazienki to byłoby super.
- Granger ja chciałbym z tobą porozmawiać. Proszę.- powiedział błagalnym głosem.
- Nie mamy o czym rozmawiać.- zaczęłam wypychać go z łazienki.
- A właśnie, że mamy. Chciałbym, żebyś zrozumiała.
- Ależ ja rozumiem, zmieniłeś się i teraz oczekujesz, że ci wybaczę. Wystarczy, teraz to ja cię proszę, wyjdź.
- No dobra, ale jeszcze wrócimy do tej rozmowy.- powiedziawszy to zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Ja sama zakluczyłam je i zaczęłam przygotowywać się do śniadania. Po 15 minutach, mój makijaż i ubiór był już gotowy. Wróciłam do Ginny do pokoju, wzięłam ja za rękę i pociągnęłam w stronę pokoju wspólnego. Po chwili byłyśmy już w Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie, przynajmniej większość już tam była. Przy stole Gryfonów siedział tylko Harry, Ron, Dean, Seamus i Lavender. Ta ostatnia spojrzała na mnie gniewnie, natomiast Ronald posłał mi minę zbitego psa. Harry pomachał do nas zachęcająco. Gdy już siadałyśmy przy stole do sali dostojnym krokiem wkroczył Malfoy. Na chwilę przystaną i spojrzał w moim kierunku. Momentalnie nastała głucha cisza. Wszyscy wpatrywali się to w niego to we mnie. Czekając na jego ruch poczułam, że się czerwienie. W końcu miałam dość, odwróciłam głowę w stronę moich przyjaciół i dostrzegłam, że większość z nich patrzy na mnie w dziwny sposób, a zwłaszcza Ron. Na szczęście Ginny wszystko rozumiała i wiedziała o co chodzi z Draconem.
Spojrzałam przenikliwie na Rudzielca. Jego twarz stężała, zacisnął szczęki i zaczął się czerwienić.
- CO TO MIAŁO BYĆ!- wydarł się na całą Wielka Salę, aż nauczyciele się obejrzeli.
- Czego się na mnie drzesz?! Go zapytaj!- warknęłam lekko podnosząc głos.
- A co mnie on obchodzi! Ciebie się pytam!- podniósł jeszcze bardziej głos.- Zmieniłaś się strasznie przez te wakacje.
- Ja się zmieniłam?!- zapytałam ironicznie.- To ty się stałeś neurotyczny i zazdrosny!
- A może miałem powody?!
- Niby jakie?!
- Mi nie chciałaś dać, ale Malfoyowi i Zabiniemu zapewne już dawno dałaś!
- O czym ty mówisz?!
- Stałaś się zwykłą Ślizgońską dziwką! Myślisz, że nie widziałem cię wtedy z Zabinim na schodach?!
- Co...- poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Coś znowu we mnie pękło.- O czym mówisz Minus 20 punktów za wyzwiska!- po sali przeszedł szmer, zakłócający jak dotąd panującą ciszę. No tak nie dziwie się, w końcu odjęłam punkty swojemu własnemu domowi.- A tak dla twojej wiadomości to z nikim w życiu jeszcze nie spałam i jak na razie nie zamierzam! A teraz wybaczcie,- zwróciłam się do reszty Gryfonów.- ale odechciewa mi się jeść gdy widzę tę Wiewiórowatą twarz.
- Coś ty powiedziała szlamo?!
- Nie wychylaj się Wieprzlej bo z miotły spadniesz.
- Grozisz mi?!
- I tak już bez mojej pomocy ledwo się na niej trzymasz.
- Odezwała się ta co w ogóle nie umie latać.
- Odezwał się ten co nie umie pętli obronić, według mnie to McLaggen powinien bronić, bo on ma przynajmniej talent. No a ty Wiewiórze niestety nie. Ale cóż, ty masz znajomości on nie?
- Wątpisz w moje zdolności?!
- Oczywiście, całe życie. Na nic cię nie stać Ron, bo i tak wiem, że nawet jakbyś się założył to i tak przegrasz. Teraz wybacz idę sobie stąd nie chcę na ciebie patrzeć.
- I vice versa. Nie chcę oglądać takiej szlamy jak ty!-wykrzyknął wstając. Ja również wstałam, chwyciłam najbliższy półmisek z owsianką i zapakowałam go Rudemu na głowę.
- Proszę masz swoja szlamę.- wycelowałam w niego różdżką i zmieniłam owsiankę w zielony, obślizgły i śmierdzący szlam.
Poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłam się gwałtownie. Przez łzy ledwo widziałam, jednak tę twarz poznam wszędzie. Patrzył na mnie współczująco i posyłał mi niepewne spojrzenia.
- Wystarczy Granger. Już wystarczy.
- Masz rację Malfoy.- szepnęłam cicho, po sali przeszedł szmer. A przy nas zmaterializowała się McGonagall.
- Panie Weasley minus 20 punktów i szlaban o 20 u pana Filcha. Natomiast, co się tyczy ciebie panno Granger, to minus 10 punktów za wyzwiska i kłótnie podczas śniadania, oraz plus 10 punktów za znakomite użycie zaklęcia zmieniania w szlam.- powiedziała po czym dodała szeptem.- A mówiliście, że do niczego wam się nie przyda.
Posłała mi ciepły pełen zrozumienia uśmiech i wyszła z Wielkiej Sali. Przez jakiś czas wpatrywałam się w drzwi, do puki nie dotarło do mnie, że Malfoy dalej trzyma mnie za ramiona. Szybko strzepnęłam jego ręce, chwyciłam bułkę z talerza Harry’ego i uśmiechnęłam się do Ginny.
- To o której ten trening?- spytałam.
- Szlamy nie są tam mile widziane…- mruknął cicho Ronald.
- Zaraz po śniadaniu o 10.- odpowiedział Harry, w ogóle nie zwracając uwagi na Weasleya.
- Ok, w takim razie do zobaczenia.- posłałam przyjaciołom ciepły uśmiech i wyszłam z Wielkiej Sali mijając Draco, który dalej stał w tym samym miejscu.
Skierowałam się w stronę schodów, gdy już byłam w pokoju wspólnym mój sztuczny uśmiech zniknął. Opadłam na pierwszy lepszy fotel czy kominku i ukryłam twarz w dłoniach, a po moich policzkach pociekły łzy zmęczenia. Mam dość… Jak on mógł mnie tak potraktować… Jeszcze te sny… Wykańczają mnie… Właśnie te sny, są dziwne. Czuję wszystko normalnie jakbym przeżywała to naprawdę. Mam jeszcze takie dziwne przeczucie… A może by to sprawdzić… Nie no co ja gadam, przecież ja w to nie wieże. Ale sprawdzić nie zaszkodzi.
Otarłam łzy, wstałam z fotela i wyszłam z pokoju. Czym prędzej skierowałam swoje kroki w stronę biblioteki. Gdy się już w niej znalazłam, wyszukałam te książki z działu Wróżbiarstwa, które mnie interesowały. Usiadłam przy stole w najdalszym koncie Sali. Otworzyłam książkę i zaczęłam ją kartkować, aż znalazłam intersujący mnie rozdział. Na zżółkłej już karcie wielkimi ozdobionymi literami głosił nagłówek: Sny Prorocze. Zaczęłam czytać.
Sny prorocze podobnie jak sny odwrotne mają bardzo podobną konstrukcję. Sny prorocze przedstawiają w sposób dosłowny (czasem z elementami symbolicznymi) przyszłość jaka nas czeka.
Przykładem snu proroczego może być sen, w którym widzimy że dostaliśmy z jakiegoś konkretnego egzaminu jakąś pozytywną ocenę . Po sprawdzeniu wyników okazuje się ze sen nam się sprawdził. Zwrócić muszę uwagę, że sny prorocze nie zawsze pokazują jakieś ważne wydarzenie czekające nas w życiu. Czasem po prostu taki sen niczym się nie wyróżnia i przedstawia jakiś małoznaczący epizod naszego życia. Spotkałem się nawet kiedyś z pewnym tłumaczeniem, że zjawisko deja vu (zjawisko polegające na przekonaniu, że wydarzenie lub sytuacje obserwowane po raz pierwszy już były widziane lub przeżywane) jest przypomnieniem sobie treści snu proroczego, który kiedyś nam się śnił, a o którym zapomnieliśmy.
Sny prorocze, a także sny odwrotne są chyba najbardziej problematycznymi snami z wszystkich snów. Główny problem polega na tym, że bardzo ciężko jest odróżnić czy mamy do czynienia ze snem proroczym, czy z jego przeciwieństwem ze snem odwrotnym. Pracę nad snami proroczymi i odwrotnymi dodatkowo komplikuje to, że niekiedy w tych snach występują pewne symbole. Jak do tej pory nie napotkałem w literaturze, a także sam nie odkryłem jakiejś skutecznej metody pozwalającej na odróżnienie snów proroczych od snów odwrotnych. Osobiście więc nie podejmuję się interpretacji takich snów. Jedyną możliwością rozstrzygnięcia jaki to był rodzaj snu jest niestety poczekanie aż wydarzy się sytuacja przedstawiana w śnie, a potem porównanie tego ze snem. (…)
W każdym razie nie należy w oparciu o jeden tego typu sen przesądzać o czekającej nas przyszłości. Jaka będzie przyszłość to tak naprawdę jest zależne od nas i od naszego działania albo braku działania.*
Jeśli wierzyć w słowa przelane na ten zżółkły papier, to mam dwa wyjścia. Albo nie przejmować się tym i żyć dalej, albo zacząć się bać że Bellatrix wróciła i czyha na moje życie, albo co gorsza. Na życie innych mugoli i mugolaków w Anglii.
Zamknęłam książkę z trzaskiem. Dość!  Powiedziałam do siebie stanowczo w duchu. Wstałam od stołu i odniosłam książkę. Gdy wychodziłam pani Pince posłała mi dziwne spojrzenia. Na czym ten świat stoi?! Wróciłam do pokoju wspólnego, w którym siedział już Malfoy z Zabinim. Ten drugi uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Nieźle zjechałaś Wiewióra, w nagrodę masz szklaneczkę Ognistej.- powiedział z entuzjazmem nalewając bursztynowego płynu do szklanki.
- Nie dzięki nie piję z rana.- odparłam bez wyrazu.
-  A ty w ogóle pijesz?- spytał uszczypliwie Malfoy.
- Z wami nie.
- A co ty taka wściekła?- spytał zdezorientowany Zabini.- Zrobiliśmy Ci coś czy co?
- Myślisz, że nie słyszałam waszej wczorajszej rozmowy?! A poza tym nie mam ochoty marnować czasu na kogoś takiego jak wy!
- Ale… co… To nie tak!- nagle brunet wstał.- Mylisz się, źle usłyszałaś!
- Czyżby?!
- To nie tak… Znaczy, ja…
- Tak sądziłam.- przerwałam mu.- Żegnam.
Stanowczym krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi po czym, gdy już byłam w środku kopnęłam je co spowodowało głośny trzask.
- KURWA!- dało się słyszeć z pokoju wspólnego.
- Ogarnij się!
- Nie mam zamiaru! To wszystko twoja wina!
- Moja a co ja niby takiego zrobiłem!
- Przez ciebie ona ze mną nie chce rozmawiać!
- Oj daj już spokój, stary. Masz napij się.
- Nie dzięki. Idę się przejść.
Usłyszałam kroki potem trzask drzwi. Ktoś cicho zaklął. Znowu kroki i trzask. Wyjrzałam za drzwi. Ślizgonów już nie było, zniknęły także wszystkie butelki i szklanki. Hmm… Ciekawe, który darł się, na którego…
Westchnęłam przeciągle i z powrotem zamknęłam drzwi. Skierowałam się w stronę łóżka. Usiadłam na nim i podciągnęłam rękaw bluzy. Szlama. Te słowo będzie mnie męczyć do końca życia. Nie, nie słowo… Raczej ten kto je wyciął na mojej ręce. Mam nadzieję, że nie zrobi krzywdy moim rodzicom. Rodzice…  Przeczesałam wzrokiem pokój. Zatrzymał się on na ramce ze zdjęciem stojącej na stoliku nocnym. Chwyciłam pospiesznie ją w dłonie i zaczęłam się intensywnie w nią wpatrywać . Fotografia przedstawiała troje uśmiechniętych ludzi w parku wodnym. Dwie drobne kobiety i tęgiego mężczyznę ściskającego je. Szatynki stały po obu jego stronach i śmiały się w najlepsze, natomiast brunet mimo iż miał całą koszule brudną od lodów czekoladowych wtórował im. Kobieta stojąca po jego lewej stronie była wysoka i piękna, miała śliczne kasztanowe lekko kręcone włosy, brązowe oczy i obfite kobiece kształty. Ubrana była w śliczną błękitną luźno opadającą na biodra sukienkę. Ta stojąca po jego prawej stronie była dużo młodsza od pierwszej, ale równie piękna jak ona.  Wyglądała jak jej wierna kopie, jedynie jej włosy były trochę bardziej napuszone.  Miała na sobie zwykłe krótkie jeansowe szorty i białą koszulkę. W ręku trzymała  rożek z lodem który wylądował na koszuli mężczyzny.  Był on wysoki, miał błękitne świecące oczy i cudowny uśmiech. Ubrany był w brązowe szorty i biało czarną kraciastą koszule.  Wyglądali na szczęśliwych.
To zdjęcie było zrobione w te wakacje, w Turcji. Było cudownie ale tylko, gdy wychodzili. Jak byli w hotelowym pokoju wszystko się zmieniało. Rodzice krzyczeli na siebie i kłócili się całymi dniami. Czasami liczyli na to, że opowiem się za jedną ze stron. Miałam tego dość. Raz nawet uciekłam, wróciłam dopiero późnym wieczorem. Od razu gdy mnie zobaczyli zaczęli mnie przepraszać i obiecywać, że to się już więcej nie powtórzy. Uwierzyłam im, i jak dotąd jeszcze ani razu się nie kłócili, przynajmniej nie przy mnie.
Jeszcze raz spojrzałam na nasze uśmiechnięte twarze. Tak ich kocham. Nie mam pojęcia co bym zrobiła jakby ich zabrakło. Jak ona się tylko do nich zbliży to pożałuje. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie chce płakać, nie mogę płakać. Muszę być silna i nie okazywać słabości przecież nic takiego się jeszcze nie wydarzyło. Właśnie jeszcze…
Już nie miałam siły powstrzymywać łez. Nie chcę ich stracić. Opadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Zaniosłam się histerycznym szlochem i przycisnęłam do swojej piersi zdjęcie.  Nie mam pojęcia ile czasu tak leżałam. W pewnym momencie przysnęłam z wyczerpania, ale dalej płakałam przez sen.
Przebudziłam się dopiero, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Jednej chwili usiadłam prosto na łóżku, odstawiłam fotografię na miejsce i wytarłam oczy.
- Proszę…- wychrypiałam cicho. Ktoś nacisnął klamkę i lekko pchnął drzwi. Po chwili w ich progu stanął blond półbóg. Od razu zganiłam się za tę myśl.
Draco stał w drzwiach i się nie ruszał. Utkwił przestraszony wzrok we mnie i po prostu się patrzył. Wyglądał jakby doznał jakiegoś wielkiego szoku. Przelotnie  spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zrozumiałam o co mu chodzi. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Czerwone zapuchnięte oczy, włosy poskręcane we wszystkie strony i grymas na twarzy. Wyglądałam żałośnie.
- Wcale nie wyglądasz żałośnie, raczej słodko- odezwał się cicho Malfoy. Spojrzałam na niego przerażona. Jak?   Zapytałam niemo w myślach.- Legilimencja skarbie.
Powiedziawszy to zbliżył się do mojego łóżka i usiadł na jego skraju.
- Za 15 minut jest ten wasz trening i Potter poprosił mnie, żebym sprawdził czemu cię jeszcze nie ma. Gdy stałem pod twoimi drzwiami usłyszałam płacz…- zaciął się i spojrzał na mnie przenikliwie.- Powiesz mi co się stało?
- Nic się nie stało. Możesz już iść. A i dziękuję, że mnie obudziłeś.- uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Nie udawaj. Wiem, że coś się stało. Czuję to…
- A co ci tak zależy, żeby wiedzieć?
- Zależy mi, ponieważ… ponieważ…- wziął głęboki wdech.- jesteś dla mnie ważna, ok?
- Ja… dla ciebie?- spytałam sceptycznie.- Nie rób sobie ze mnie żartów bo to nie jest śmieszne. Przecież jestem tylko zwykłą szlamą.
- Nie mów tak o sobie!- podniósł głos.- Przepraszam…
Zdziwiona wstrzymałam oddech i spojrzałam na niego dziwnie. Od kiedy to Malfoy przeprasza?
- Już ci mówiłem, że się zmieniłem.
- Ale chyba wiesz, że słowa nie znaczą nic. Liczą się tylko czyny.
- Jak mam to rozumieć?
- Jeśli chcesz, żebym uwierzyła ci w to, że się zmieniłeś musisz to udowodnić.
- Dobrze, niech tak będzie.- powiedział wstając.- A… nie przejmuj się ciotką Bellą, na razie jest zbyt słaba, żeby ci coś zrobić.
- Co? Skąd ty…
- Już ci mówiłem, legilimencja. Doprowadź się do porządku i idź na ten trening bo Potter się niecierpliwi.
- Dobrze, już dobrze idę.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do komody. Wyciągnęłam z niej kosmetyczkę i wraz z nią skierowałam się do łazienki. Gdy już w niej byłam spojrzałam w lustro na swoje żałosne odbicie.
- Już ci mówiłem, że nie jesteś żałosna!- krzyknął Malfoy ze swojego pokoju, po czym dodał cicho myśląc, że tego nie usłyszę- Tylko słodka…
- Przestań czytać mi w myślach bo to się dla ciebie źle skończy!
Westchnęłam przeciągle,  odkręciłam zimną wodę w kranie i wsadziłam pod nią dłonie. Poczułam przyjemny chłód. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam ręce z umywalki. Przymknęłam oczy i przyłożyłam je do twarzy, uśmiechając się jeszcze bardziej. Znowu poczułam ten przyjemny chłód. Przyłożyłam palce do moich spuchniętych oczu i poczułam ukojenie. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Już po chwili moje ręce się ogrzały i już nie przynosiły tego ukojenia co wcześniej.
Wypuściłam z głośnym świstem powietrze i otworzyłam oczy. Sięgnęłam na półkę po wacik i wyjęłam z kosmetyczki tonik do demakijażu. Nalałam troszczę specyfiku  na watkę i zaczęłam myć twarz. Po zmyciu tuszu wrzuciłam wacik do kosza i skowałam tonik. Wyjęłam krem odświerzający i wtarłam go w twarz. Chowając go do kosmetyczki spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam już tak żałośnie jak wcześniej, zniknęła także opuchlizna i zaczerwienienie na oczach. Wyglądałam w miarę, ale została jeszcze szopa na głowie. Znowu sięgnęłam do kosmetyczki i wyjęłam z niej szczotkę. Starannie wyczesałam włosy, niestety dalej miałam na głowie siano. Wyjęłam jeden z olejków do włosów i wtarłam go w nie. Po piętnastu minutach wyglądały jak u człowieka a nie jakiegoś zwierza. Zadowolona z siebie i swojej roboty spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z łazienki. Odłożyłam wszystko na swoje miejsce, ściągnęłam bejsbolówkę i wyjęłam z szafy rozciągnięty gruby sweter. Założywszy go na siebie wzięłam pierwszą lepszą książkę z szafki nocnej i wyszłam z pomieszczenia. W pokoju wspólnym spotkałam Ślizgonów, minęłam ich, nie zwracając uwagi na bruneta. Spojrzałam przelotnie na Draco, który puścił do mnie oko. Poczułam, że się rumienię, więc szybkim i pewnym krokiem wyszłam na korytarz. Skierowałam się prosto na stadion. Gdy już się tam znalazłam zajęłam miejsce niedaleko Parvati I Lavender. Gdy usiadłam spojrzałam na okładkę książki, która wzięłam ze sobą.  Była ona oprawiona w skórę, ozdobiona srebrnymi okuciami i kamieniami półszlachetnymi. Na stronie tytułowej wielkimi literami było napisane: „Baśnie barda Beedle’a”.
Tę książkę dostałam w spadku po Dumbledorze, hmm… nie przypominam sobie, abym czytała ją ostatnio. Ciekawe jakim cudem znalazła się na tamtym stoliku?
Spojrzałam na stadion. Harry już rozpoczął swój trening i wszyscy zawodnicy domu lwa latali na miotłach w tą i z powrotem.  Po jednej stronie boiska w powietrzu wisiał Ron a po drugiej Cormac, który właśnie na mnie spoglądał. Speszona odwróciłam wzrok w poszukiwaniu Ginny i Harry’ego. Moja ruda przyjaciółka właśnie śmigała na miotle z kaflem w ręce w stronę pętli, którą bronił jej starszy brat. Ginny podleciała na odpowiednią odległość i oddała rzut. Piłka przeleciała milimetr od głowy Ronalda i trafiła w sam środek pętli. Ruda zdobyła 10 punktów, natomiast jej brat zawisnął w powietrzu osłupiały. Wyglądał przekomicznie, aż zachichotałam po cichu. Jednak natychmiast zamilkłam mając nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał. Rozejrzałam się na boki, po chwili mój przestraszony wzrok skrzyżował się z morderczym spojrzeniem Lavender, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. Gdyby wzrok mógł zabijać już dawno leżałabym martwa.
- I czego się cieszysz?!- warknęła w moją stronę.- To wszystko twoja wina! Gdybyś go nie rzuciła w tak bezczelny sposób i potem tak ośmieszyła przy wszystkich w Wielkiej Sali, obroniłby ten rzut!
- Ty złośliwa małpo! Primo nie drzyj się na mnie! Secundo nie wiesz co się działo w te wakacje, więc się nie odzywaj! Tertio, gdybym z nim nie zerwała nigdy byś z nim nie była, więc się ciesz! Quarto to nie moja wina, że z niego oferma i nie umie obronić rzutu młodszej siostry!
- To i tak wszystko twoja wina!- warknęła już mniej pewna siebie.
- Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. Oczywiście. Bo całe zło na świecie to moja wina!
- A, żebyś wiedziała szlamo!
Wzburzona wstałam. Wytarłam oczy, w których już zaczęły się zbierać łzy. Wyjęłam z kieszeni różdżkę i wycelowałam nią w przestraszoną Lavender.
- Czy możecie przestać nazywać mnie szlamą?- zapytałam przez łzy.- Proszę o tylko jeden dzień, jeden dzień, w którym nie będę wyzywana i poniżana. Czy proszę o tak wiele?
Zacisnęłam pięści. Po chwili dotarło do mnie co robię, podeszłam bliżej do Brown. Zacisnęłam jeszcze mocniej pięści i opuściłam różdżkę. Dziewczyna wypuściła powietrze z głośnym świstem.  Natomiast ja przełożyłam magiczny patyk do lewej ręki i wymierzyłam blondynce prawy sierpowy. Ta nie spodziewała się otrzymać ode mnie taki cios, więc wywaliła się na tyłek i teraz siedziała przestraszona na podłodze trybun.
- Ciesz się, że złamałam ci tylko nos.- szepnęłam i znowu wycelowałam w nią różdżką.- Episkey
Gdy już uleczyłam jej nos wzięłam swoją książkę i ruszyłam w stronę schodów. Przelotnie popatrzyłam na boisko i dostrzegłam, że cała drużyna przyglądała się tej sytuacji. Ginny właśnie lądowała na murawie. Jak już zeszłam z trybun dopadła mnie moja przyjaciółka i przytuliła z całej siły.
- Nie przejmuj się tą żmiją. Ona jest zazdrosna.- szepnęła mi do ucha pocieszająco.
- Wiem, wiem. Ginn, będziesz jeszcze trenować, czy idziesz ze mną posiedzieć?
- Wiesz co, pójdę się przebrać i dołączę do ciebie. Poczekaj na mnie w pokoju.
- Ok, do zobaczenia.
Rozstałam się z przyjaciółką i ruszyłam w stronę swojego pokoju. W łazience poprawiłam makijaż. Usiadłam w pokoju wspólnym przy kominku i czekałam na Rudą. Przyszła po jakiś 15 minutach.
Resztę dnia spędziłyśmy razem, śmiejąc się i wspominając. Gdyby nie Ginny pewnie bym teraz siedziała i rozpaczała.
Wieczorem, chwilę przed kolacją do okna mojej sypialni zapukała płomykówka z liścikiem w dziobie. Zabrałam go jej i poczęstowałam herbatnikiem.
Otworzyłam złożony pergamin i spojrzałam na jego treść. Ktoś starannym pismem i zielonym atramentem nakreślił jedno proste zdanie.
Droga Hermiono!
Spotkajmy się jutro w Hogsmeade przy barze Pod Trzema Miotłami.
                                                                                       Cichy wielbiciel.
- Od kogo to?- spytała Ginny.
- Nie wiem, nie podpisał się. Jest tylko od „cichego wielbiciela”.
- I co zamierzasz?
- A mam jakiś wybór?
- No ba! Możesz iść albo nie. Ale i tak pójdziesz.
- Niby czemu miałabym?- spytałam sceptycznie.
- A co nie jesteś ciekawa?
- Oczywiście, że jestem. Ale nie chce iść.
- Oj przestań pomogę ci się ubrać.
- No dobra. Zaraz kolacja, ja nie idę a ty?
- Nie, zostanę z tobą. A mogę zostać na noc?
- Oczywiście, czemu nie.
Po kolacji poprosiłyśmy skrzaty domowe, aby przyniosły nam po kanapce. Rozmawiałyśmy do późna, aż w końcu zmorzył nas sen. Pierwszy raz od 3 dni śniło mi się coś innego niż lochy. Śnił mi się blond półbóg i jutrzejsza randka.
/Tusia

*http://www.mocsnu.pl/sny_prorocze.html


Rozdział VIII

     ***
Nieubłagalnie zbliżała się godzina patrolu. Siedziałam właśnie przy stole Gryfonów pomiędzy Ginny i Harry’m, naprzeciwko mnie siedział Neville oraz Ron z Lavender. Ta ostatnia rzucała mi gniewne spojrzenia co rusz. Zamyślona nie zwracałam w ogóle uwagi na rozmowy moich przyjaciół, skupiłam swoją myśli głównie na nadchodzącym patrolu. Westchnęłam zrezygnowana na samą wzmiankę o spędzeniu trzech godzin z tą fretką. No ale mus to mus.
 Skierowałam wzrok na swój talerz z sałatką, wzięłam do ręki widelec i bezmyślnie zaczęłam w nim mieszać. Mimowolnie zaczęłam myśleć o Malfoyu. Ciekawe czy jest silny. No ba! Musi w końcu ma dobrze zbudowane ramiona… Boże co ja bredzę?!Podniosłam wzrok i przestraszona zaczęłam oglądać się dookoła. Na szczęście nikt się na mnie nie patrzył. Skupiłam swoje spojrzenie na punkcie tuż nad ramieniem Nevilla. Dostrzegłam te włosy, te oczy, to ciało. Gdy nasze oczy się spotkały speszona odwróciłam wzrok. Poczułam jak na moją twarz wstępuje rumieniec. Co się ze mną dzieje do cholery?! Jeszcze raz spojrzałam na niego. Wpatrywał się we mnie intensywnie z ironicznym uśmiechem na  twarzy, jednakże w oczach miał coś na kształt czułości. Czekaj wróć…. Czułości?! Co?! Draco i czułość?! Dobre sobie….
- Tak słodko się rumienisz.- powiedział bezgłośnie puszczając do mnie oczko. Zanim odwróciłam wzrok, dostrzegłam jak Zabini szepcze mu coś na ucho z chytrym uśmiechem. Ciekawe co oni knują….
- Hermiona!- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.
- Co?- odpowiedziałam mało inteligentnie.
- Od pięciu minut Cię wołam a ty patrzysz się tylko w ten talerz.- odparła z wyrzutem , po czym nachyliła się ku mnie i wyszeptała tylko trzy słowa.- Co to było?
- Och przepraszam, zamyśliłam się. Proszę nie gniewaj się.-odparłam wstając. Mruknęłam do Ginny porozumiewawczo. Ta również wstała, ucałowała Harry’ego w policzek i ruszyła za mną w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Szybkim krokiem dopadłam drzwi prawie na nie wpadając. Otworzyłam je troszeczkę i stanęłam na ich progu czekając na najmłodszą latorośl Weasleyów. Zniecierpliwiona spojrzałam przez ramie, Ginny zawzięcie o czymś rozmawiała z Ronaldem. Och… Czego on znowu chce?! Zrezygnowana przeszłam przez drzwi zatrzaskując je za sobą, przeszłam parę kroków i usiadłam na schodach. Mam już tego dość, tego, że wszyscy się przeze mnie kłócą. Nie chce już patrzeć na to jak skłócam przyjaciół, a co gorsza, jak skłócam rodzeństwo.
- Uhhhh….- westchnęłam przeciągle. Podwinęłam nogi pod brodę i objęłam je rękoma opierając brodę na kolana. Z roztargnienia odwinęłam rękaw mojej szaty. Spojrzałam na swoje przedramię, na pamiątkę pozostawioną przez Bellatrix. SZLAMA. Jedno proste słowo, a rani tak bardzo. Dwie proste sylaby a znaczą tak dużo. Brudna krew. Mugolak. Niegodna miana czarodzieja.
Przejechałam palcem po bliźnie, przypominając sobie dzień, w którym została wycięta.
 Leżałam w jakiejś komnacie w Dworze Malfoyów, nade mną pochylała się Bella i wypytywała  o miecz Godryka, gdy nie uzyskiwała żadnej odpowiedzi, bądź bez powodu, rzucała na mnie Cruciatusa. Nie krzyczałam, nie chciałam dawać jej tej satysfakcji. Pod ścianą stał Lucjusz. Niewzruszony patrzył się na moje cierpienie, tak jakby satysfakcjonowało go to, że największa szlama z Hogwartu jest katowana na jego oczach. Tuż obok niego stał Draco, mimo iż miał kamienny wyraz twarzy w jego oczach widziałam ból i współczucie. Wyglądał jakby chciał pokazać, że nie podoba mu się to co robi mi jego ciotka, ale bał się kary za nieposłuszeństwo. Nie winiłam go za to, dobrze wiedziałam, że gdyby powiedział chodź słowo sprzeciwu zaraz by leżał tuż obok mnie, a to by mi nie pomogło. W końcu po długich nieowocnych torturach Lestrange doszła do wniosku, że to nic nie da i postanowiła mi zostawić małą pamiątkę po sobie w postaci napisu SZLAMA.  Profesor Mcgonagall i Pani Pomfrey po bitwie powiedziały, że zrobią wszystko aby mi ją usunąć. Ale ja się nie zgodziłam, chciałam pamiętać. Pamiątek się przecież nie wyrzuca, zwłaszcza tych cennych, tych, które pokazują nam kim tak naprawdę jesteśmy. Co z tego że Voldemort nie żyje, co z tego, że status krwi się nie liczy. Dla niektórych już zawsze pozostanę szlamą. Przecież tam gdzieś są jeszcze Śmierciożercy. A co jeśli oni dalej będą chcieli kontynuować dzieło swojego pana? Zadrżałam, mimowolnie przypomniałam sobie mój sen. Lochy, tortury, kobieta o długich czarnych poskręcanych włosach….
- Bellatrix…- wyszeptałam. Jeszcze raz spojrzałam na swoja bliznę i kontem oka dostrzegłam, że ktoś obok mnie siedzi. Nawet nie zauważyłam, że ktoś się dosiadł. Zwróciłam swoją twarz w stronę chłopaka posyłając mu pytające i lekko rozdrażnione spojrzenie.
- Mówiłaś coś?- powiedział od niechcenia.
- Nie zdawało ci się.
- Nie wydaje mi się.- powiedział przenosząc wzrok z moich oczu na moje odsłonione przedramię. Gdy dostrzegł co się na nim znajduję na jego twarzy pojawiło się przerażenie i zaciekawienie pomieszane ze złością i współczuciem. Odruchowo zasłoniłam rękę.- Kto ci to zrobił?!- zapytał zdenerwowany.
- Nie twój interes, Zabini.- odparłam hardo spoglądając w stronę Wielkiej Sali. Wychodził z niej właśnie wysoki blondyn. Uhh… czy Malfoy musi być wszędzie?! Zrezygnowana przeniosłam wzrok na bruneta. Spojrzał mi w oczy.
- Owszem mój. Chcę wiedzieć kto zrobił ci tak wielką krzywdę.- powiedział lekko łagodniejąc. Zamyślił się na chwilę, przeniósł wzrok w miejsce gdzie przed chwilą był mój. Nagle odwrócił głowę znowu patrząc mi w oczy. Z jego twarzy wyczytałam zdenerwowanie, wściekłość, ból i niepewność.- Tylko nie mów, - zaczął- że to on ci to zrobił. - ruchem głowy wskazał w stronę wejścia.
- Oczywiście, że to nie on.- odparłam patrząc znowu na Draco.- To jego ciotka. Bellatrix.
- Ohh…- odparł zmieszany.- Przepraszam- uśmiechnął się niepewnie.- nie powinienem. Po prostu się przestraszyłem, gdy zobaczyłem twoją ranę a potem jak uciekasz wzrokiem od Smoka…- spuścił głowę.
- Nic się nie stało. Rozumiem, też bym tak sobie pomyślała. A poza tym to twój przyjaciel, więc nic dziwnego, że się o niego boisz. Nie chcesz, żeby zrobił coś głupiego i tyle.
Dla dodania mu otuchy złapałam go za rękę. Nie codzienny widok. Gryfon pocieszający Ślizgona. Śmiechu warte.
- Dziękuję.- powoli podniósł głowę- Niestety muszę cię zmartwić, pomyliłaś się. Bardziej bałem się o ciebie, o niego też. Ale jednak bardziej o ciebie.
- Jak to?
- Bo widzisz, nigdy bym sobie nie wybaczył jakby Draco oszpecił tak piękną kobietę.
Zarumieniłam się speszona. Uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, w stronę drzwi. Ginny akurat przez nie przechodziła.
- Tak słodko się rumienisz.- wyszeptał mi Zabini do ucha. Momentalnie zerwałam się na równe nogi. Zdezorientowany chłopak stracił równowagę i musiał się podeprzeć ręką aby nie upaść na twarz.- Co się stało?- spytał wstając i otrzepując swoją szatę.
- Przepraszam, Ginny już idzie. Muszę iść.- zaczęłam bez ładu i składu.
- Aaa, no spoko. To może zobaczymy się potem?
- Potem?- spytałam tempo, chłopak przytaknął ochoczo.- Niestety nie mogę. Mam patrol z Malfoyem.
Jak na zawołanie chłopak zmaterializował się tuż przy boku bruneta, natomiast Ginny stanęła tuż obok mnie.
- To może przed patrolem?- zapytał, nic sobie nie robiąc z groźnego spojrzenia blondyna.
- No nie wiem, to zależy od tego czy długo mi zejdzie z Ginny.
- Ohhh, więc tak stawiarz sprawę. W takim razie o której masz ten patrol?
- Od 19 do 22.- wtrącił się Malfoy.
- Czyli za jakieś półtorej godziny.- zamyślił się- To może zrobimy tak, wy teraz pójdziecie na babskie ploty- puścił do nas oko- a my pójdziemy na…emm…
- Ognistą?- zachęcił go Draco.
- Ognistą? Nie… ogniste ploty nie brzmią dobrze...- zaśmiał się po chwili, gdy pojął aluzję przyjaciela.- Hehe, już rozumiem. Może być. A więc tak, wy idźcie poplotkować, my pójdziemy na szklaneczkę, przyjdę po ciebie przed patrolem, tak jakoś 10-15 minut wcześniej, co ty na to?
-Hmmm….- zamyśliłam się patrząc na Ginny niepewnie. Ta tylko pokiwała głową i spojrzała na mnie mówiąc niemo „Czemu nie?”- no dobra, niech tak będzie.
- Super!- ucieszył się ogromnie brunet.- To wy idźcie już, nie marnujcie czasu. Do zobaczenia.
- Tak, tak na razie.- powiedziawszy to, ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę czwartego piętra. Gdy byłyśmy już na ruchomych schodach usłyszałyśmy pełne wściekłości i bólu słowa Malfoya „Co ty robisz do cholery?”. Obie z Ginny popatrzałyśmy po sobie i wybuchłyśmy głośnym śmiechem.  Zgięłam się w pół i złapałam za brzuch, który zaczął mnie boleć. Po chwili zobaczyłam, że moja rudowłosa towarzyszka robi to samo. Śmiałyśmy się tak dobre pięć minut, każdy kto przechodził obok nas posyłał nam zdziwione spojrzenia, jednak nie przejmowałyśmy się tym zbytnio. Po jakimś czasie, gdy już obie się uspokoiłyśmy, wspięłyśmy się po schodach na czwarte piętro i dotarłyśmy do pokoju wspólnego prefektów naczelnych, w którym o dziwo siedzieli dwaj Ślizgoni.
- Oooo… nasze drogie koleżanki w końcu przestały się śmiać.- zakpił Malfoy.
- Jak… jak wy się tu znaleźliście przed nami?- spytałam skołowana.
- Ma się swoje sposoby Granger.
- Tajnym przejściem.- powiedział Zabini uśmiechając się do mnie łobuzersko.
- Blaise ty ośle! Po co im to powiedziałeś?!
- A co, to jakaś tajemnica?
- Eeee…. Tak…. Znaczy nie, ale szlama i wiewióra nie muszą o nim wiedzieć w końcu to TAJNE przejście.- podkreślił przedostatnie słowo z ironicznym uśmiechem.- Sama nazwa o tym mówi.
- No tak, ale w końcu ona- tu wskazał na mnie z szelmowskim uśmiechem- jest prefektem naczelnym tak jak ty, i sam przecież mówiłeś, że McGonagall powiedziała ci o tym przejściu, żeby łatwiej było WAM dostać się do WASZEGO pokoju WSPÓLNEGO - podkreślił każde słowo, które miało związek z nami dwojgiem.
- CO?! McGonagall ci o tym powiedziała?! I kiedy raczyłeś mnie uświadomić, że mamy tajne przejście?!- podparłam się pod boki i spojrzałam na niego wzrokiem bazyliszka.
- Emmm…. No więc, nigdy.- popatrzył na mnie ironicznie. W tym samym momencie Ginny wybuchła głośnym śmiechem.
- A ty z czego się śmiejesz?!- przeniosłam swoje groźne spojrzenie na dziewczynę.
- No…bo…- ledwo mówiła przez swój śmiech.- Wyglądasz jak moja mama.
- Co?- spytałam mało inteligentnie spojrzałam na siebie i spłonęłam rumieńcem. Ginevra miała racje.
- Uhhh….-westchnęłam przeciągle.- Ginny, mój pokój, teraz musimy pogadać.- wypowiedziałam wręcz rozkaz i złapałam koleżankę za ramię kierując się w stronę mojego pokoju.
Gdy już się w nim znalazłyśmy popchnęłam ją lekko w stronę łóżka, wyjęłam z kieszeni różdżkę i zabezpieczyłam drzwi po czym użyłam zaklęcie wyciszającena cały pokój.  Odwróciłam się w stronę Rudej, która przyglądała mi się zdziwiona.
- Co się stało?- spytała po jakimś czasie.
- Nie…nic. Tylko mam jedno pytanie.- powiedziałam siadając obok niej. Popatrzyła na mnie uważnie posyłając mi ciepły uśmiech.
- Zamieniam się w słuch.
- No…bo, czy mi się tylko wydaję czy oni coś kombinują?
- Hmm… według mnie to ty im się podobasz i tyle.- powiedziała, po czym dodała widząc moją minę.- Nawet nie próbuj zaprzeczać, widziałam to co Ci Malfoy powiedział na kolacji, widziałam też ciebie i Zabiniego na schodach.
- No przecież wiem.- zaśmiałam się cicho - A wiesz co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? To, że obaj próbowali mnie poderwać tym samym tekstem.
Ginny zaśmiała się głośno.
- Masz rację to jest bardzo zabawne.
- Nooo…. Ciekawe co oni knują.- zamyśliłam się na głos.
- A muszą coś od razu knuć? Może im się po prostu podobasz?
- Ale tak obu na raz, jednocześnie, po tych wszystkich latach?
- No racja to wygląda dziwnie. Ale wiesz ludzie się zmieniają,  a z tego co wiem to Zabini nigdy nie nazwał cię szlamą.
- No racja, ale on jest taki sam jak Malfoy. Bawi się dziewczynami. Najpierw je podrywa, zapewnia o swoich uczuciach a potem zaciąga do łóżka, żeby je potem rzucić jak zwykłe dziwki.
- Uhhh… nie bądź dla nich zbyt krytyczna.  Może naprawdę się zmienili?
- Nie wiem, czas pokarze.
Po tych słowach zapanowała głucha cisza. Aż dzwoniło mi w uszach. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam Ginny:
- Wierzysz w przeczucia i prorocze sny?
- Co?- spytała patrząc na mnie blado.- Prorocze sny mówisz. Hmmm… Nigdy się z nimi nie zetknęłam, ale w naszym świecie to jest możliwe. Popatrz na Trelawney
- Ona majaczy nawet na jawie.- zaśmiałam się, a moja przyjaciółka mi zawtórowała.
- A co się takiego stało, że się o to pytasz?- zapytała po chwili.
- No bo….- powiedziałam niepewnie i bardzo cicho.- Ja miałam dziwny sen. Śniło mi się, że jestem w lochach…- szepnęłam, Ginny objęła mnie ramieniem, aby chodź trochę wesprzeć mnie na duchu.- Leże cała poturbowana i we krwi, czułam ból. Dosłownie przez sen czułam ból. W drzwiach pojawił się skrzat, zawołał swoją panią, która przyszła po jakimś czasie. Powiedziała, że będę następna, wycelowała we mnie różdżką i potraktowała Cruciatusem. Potem się obudziłam.
- Pamiętasz jak wyglądała?- spytała bardzo cicho pocierając ręką moje ramie.
- Tak… to znaczy nie widziałam jej twarzy ale jestem w 100% pewna kto to był. Nigdy nie zapomnę tego lodowatego tonu głosu i włosów.
- Kto?
- Bellatrix…- szepnęłam a po moich policzkach pociekły ciurkiem łzy.
Aż podskoczyłyśmy, gdy ktoś walną w drzwi z pięści.
- Dziewczyny! Zostało 10 minut do patrolu! Jesteście tam!- krzyczał Zabini, złapał za klamkę i zaczął się z nią siłować.- Zamknęłyście się tam! Hehe! Ale po co?!
Ginny bezskutecznie starała się mnie uspokoić. Porwała mnie w ramiona i zaczęła mną bujać, jak mama buja swoim dzieckiem, gdy się czegoś przestraszy.
Drzwi od strony łazienki, nagle się otworzyły i stanęli w nich dwaj Ślizgoni.
- Co się stało?- spytał tępo Draco patrząc na nas.
- Nie twój interes Malfoy!- warknęła w mojej obronie Ruda.- Zrób wszystkim przyjemność i wyjdź stąd.
- Ale co się stało?- wtrącił się brunet. Złapał blondyna za ramię bo ten już zamierzał wyjść.- Zostań, nie zaszkodzi jak tu zostaniesz.- szepnął.
- Nic… to tylko zły sen…- powiedziałam wyprostowując się. Podniosłam różdżkę i nakierowałam ją na drzwi, powiedziałam po cichu zaklęcie i drzwi się otworzyły.- Możecie już iść.- powiedziałam do chłopców, wzięłam Ginny za rękę i porwałam w stronę łazienki. Usiadłam na muszli klozetowej, szarpnęłam papier toaletowy i wytarłam łzy.
- Och…- rozczuliła się ruda.- Gdzie masz waciki?
- Na umywalce…
- A tonik do demakijażu?
- Na półce tuż obok.- zaśmiałam się.
- A no tak. Hehe, ale ze mnie gapa. - powiedziawszy to wylała troszkę płynu na wacik i uklęknęła przede mną.- No pokarz tą twarz.- powiedziała uśmiechając się.
Odwróciłam głowę w stronę dziewczyny i zamknęłam oczy. Ruda przyłożyła zimną watę do mojej twarzy i zaczęła wycierać. Po chwili po moim makijażu już nie było śladu.
- Pomalować cię czy zrobisz to sama?
- Wiesz co, użyję chyba tylko podkładu i tuszy. Po co mam się stroić to tylko partol z fretką.
Powiedziawszy to usłyszałam przytłumiony śmiech za drzwiami sypialni Ślizgona.
- Nie podsłuchujcie!- warknęła gniewnie Ginny.
- No dobra, dobra nie będziemy.- powiedział Blaise.
- No ja myślę.- szepnęła.- Gdzie masz kosmetyki?
- Na pewno nie tu, jeszcze by dziwki Malfoya je zużyły.- zaśmiałam się.
- Masz rację, niebezpiecznie jest dzielić z nim łazienkę. To gdzie je masz?
- W pokoju, ale wiesz co sama się umaluję.
- No dobra jak chcesz.
Poszłyśmy do mojego pokoju. Podeszłam do komody i wyjęłam z jednej z szufladek kosmetyczkę. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam się malować. Po jakimś czasie byłam już gotowa. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć siódma. Uhhh…. Durny patrol się zbliża. Wstałam z krzesła, schowałam kosmetyki i podeszłam do łóżka, na którym siedziała Ginny i mi się przyglądała. Wyciągnęłam do niej zachęcająco rękę. Wyszłyśmy z pokoju i usiadłyśmy na sofie w pokoju wspólnym.
- Czego chciał od ciebie Ronald?- zapytałam po chwili milczenia.
- A… nic ważnego.- powiedziała wymijająco.
- Coś kręcisz. No mów o co chodzi, albo nie, sama zgadnę. Mówił coś o mnie, prawda ?
- Nie no co ty… No dobra, masz rację mówił o tobie.- spuściła głowę zrezygnowana.
- Wiedziałam.- szepnęłam.- A co dokładnie?
- Zapytał się co ci  jest, dlaczego z nim nie gadasz i czemu go unikasz. To mu odpowiedziałam, że cię zranił i bardzo brzydko potraktował. Nigdy nie zgadniesz co on na to. Powiedział, że to ty z nim zerwałaś i, że to on prędzej powinien być na ciebie zły.
- Phh… Dobre sobie, kto tu powinien być zły?!- warknęłam wstając z sofy.- Prędzej ja, przecież to on chciał mnie wykorzystać!
- Ja wiem. Ale wiesz jaki on jest.
- No racja, racja.- spojrzałam na zegarek, za pięć.- Gdzie oni są?
- Może już poszli?
- Nie sądzę, chodź sprawdzimy.
Podeszłam z Ginny do drzwi, już miałam zamiar w nie zapukać, gdy usłyszałam rozmowę dwóch Ślizgonów.
- Diable co ty kombinujesz z Granger?
- Ja? Nic, po prostu mnie kręci i mam ochotę skorzystać z sytuacji.
- Ale przecież to szlama!- oburzył się Malfoy.
- Wiem, ale przecież darowanemu koniu nie zagląda się w zęby.
- Że co?
- Takie mugolskie powiedzenie.
- Nagle zamieniłeś się w miłośnika mugoli i szlam? Może zaraz zaczniesz wielbić charłaki?- zakpił lodowato blondyn.
- No co ty. To, że znam bardzo znane porzekadło nie znaczy, że zacząłem ich w jakimś stopniu lubić, są mi raczej obojętni. Zawsze tacy byli dla mnie. A co do Granger, to ona jest całkiem niezłą sztuką i ja zamierzam skorzystać z okazji.
- Och, Diable tylko jej nie skrzywdź.
- Co? Czyżby zaczęło ci na niej zależeć?- zakpił drugi.
- No co ty! Ona jest po prostu wrażliwa i nie chce, aby stała jej się krzywda.
- Ty na serio się zmieniłeś. Ale tak na dobra metę to z niej była by dobra dziewczyna, może na tym skorzystasz.
- Nie sądzę, mój ojciec prędzej by zabił, któreś z nas albo oboje niż dopuścił do związku.
- Smoku masz już 17 lat, jesteś pełnoletnim czarodziejem możesz sam o sobie decydować.
- Wiem, wiem. Ale znasz mojego ojca…- szepnął zrezygnowany.- Popatrz, która godzina. Ale się zasiedzieliśmy, no cóż już się z Granger nie spotkasz bo zostały dwie minuty do patrolu. Dziewczyny zapewne już na nas czekają.
Spojrzałam na Ginny przestraszona, a ta tylko zapukała śmiało w drzwi. Po chwili pojawił się w nich zdziwiony Malfoy.
- A wy co tu robiłyście? Czyżbyście podsłuchiwały?- zakpił.
- Nie, skądże.- odparła bez zająknięcia Ruda.- Czekałyśmy na was od za dziesięć a, że się nie pojawiliście to chciałyśmy sprawdzić czy żyjecie.
- Och, jaka troskliwość, dziękuję.- powiedział z ironicznym uśmiechem.
- Dobra dosyć tych rozmów, pora na patrol.- powiedziałam zniecierpliwiona.
- No racja, racja Szlamciu.
Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy wzdłuż korytarza. Odprowadziliśmy Ginny pod portret Grubej Damy, natomiast Zabiniego pożegnaliśmy tuż przy skodach na parterze. Poszliśmy w kierunku siódmego pięta. Zaczęliśmy patrol w ciszy. Żadne z nas nie chciało jej przerwać, była taka przyjemna. Nie potrzebowaliśmy słów, wystarczyła ta cisza i spokój. W takiej atmosferze minęły nam prawie trzy godziny patrolu. W drodze powrotnej, wzrastało między nami napięcie. Cisza zaczęła dzwonić w uszach i stała się nieznośna.
- Co się stało?- zapytał po chwili blondyn.
- Co? O czym ty mówisz?- spytałam zdezorientowana.
- Dlaczego płakałaś?
- A, to. Nie ważne, to było z emocji, nic ważnego.
- Na pewno?
- A co cię to interesuję?!- warknęłam zła jak osa. Czułam jak coś we mnie zaczyna się gotować.
- Po prostu się martwię Hermiono.
- Hermiono?! To już nie szlamo?! Czy Granger?! Masz PMS?! Wahania nastrojów czy może rozdwojenie jaźni?!- wydarłam się. Coś we mnie pękło.
- Spokojnie nie denerwuj się. Nie rozumiesz, ja…- zaczął,ale mu przerwałam.
- Jak mam się nie denerwować?! Skoro nie rozumiem to mi wytłumacz?!
- Staram się ale ciągle mi przerywasz!- warknął gniewnie. Nagle całe emocje opadły, uspokoiłam się.
- Przepraszam. Proszę, mów, chce wiedzieć o co chodzi.
- Ja naprawdę, bardzo chcę się do ciebie zwracać miło i nie wyzywać czy poniżać. Ale zrozum nie mogę, przynajmniej nie przy wszystkich. Jak mój ojciec się o tym dowie, to będzie bardzo źle. Zwłaszcza dla ciebie.- przerwał na chwilę, obrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.- Mi naprawdę na tobie zależy, chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić i w ogóle, ale boję się, że przez to może stać ci się krzywda. Ja naprawdę się zmieniłem.
 Uśmiechnęłam się do niego ciepło i chciałam złapać go za rękę w celu pocieszenia, ale dłoń zastygła mi w połowie drogi i w końcu ją cofnęłam.
- Ja przepraszam. Za wszystko. Proszę wybacz.- szepnął błagalnie.
 Momentalnie moje serce przyspieszyło. Przypomniałam sobie te sześć lat poniżania i gardzenia mną i moim pochodzeniem. Te wszystkie wyzwiska, groźby. Każdy nawet najkrótszy epizod z mojego życia stanął mi teraz przed oczami. Emocje we mnie wezbrały i po prostu zaczęły mi lecieć łzy. Ale te łzy były inne niż te, które kiedyś przez niego wylałam, wtedy płakałam z bólu, z bezsilności i strachu, a teraz? Teraz płakałam z gniewu i złości.
- Mam ci wybaczyć?!- wrzasnęłam.- Mam ci wybaczyć te sześć lat poniżania?! Bo co?! Bo wojna się skończyła?! Bo się zmieniłeś!? Ja rozumiem, ludzie się zmieniają. Ale to co zrobili już nie da się odwrócić. To, że ja ci wybaczę nie znaczy, że zapomnę. Bo tego nie da się zapomnieć. To już we mnie zostanie do końca życia i nic tego nie zmieni. To wyryło się w mojej psychice. Może kiedyś będę w stanie ci wybaczyć, ale nie teraz. Teraz jest za wcześnie….- ostatnie zdanie wręcz wyszeptałam.
 Powiedziawszy to puściłam się biegiem w stronę czwartego piętra. Gdy już dotarłam do gargulca wyszeptałam hasło i wbiegłam do Pokoju Wspólnego. Weszłam do swojego pokoju dopadłam komodę i wyciągnęłam z niej piżamę, z szuflady wzięłam kosmetyczkę. Poszłam do łazienki i wykonałam wieczorną toaletę.
Po ponownym wejściu do pokoju, odłożyłam wszystko na komodę i położyłam się na łóżku zakrywając się szczelnie kołdrą. Długo wierciłam się, sen nie chciał nadejść. W głowie ciągle dzwoniły mi ostatnie słowa blondyna, w końcu zmęczona zasnęłam, a nawiedził mnie ten sam sen co ostatnio. To jakieś fatum, mam nadzieję, że się nie sprawdzi.
/Tusia

Rozdział VII

***
Biegłam ile sił w nogach, przez puste już dawno korytarze. Większość uczniów była już pewnie pod klasami albo, co gorsza, w nich. Wiem, że nawet jak się spóźnię, to Slughorn aż tak bardzo mnie nie ukaże. W końcu, on nie jest nietoperzem. Zaśmiałam się w duchu na to porównanie, przecież daleko mu do mistrza eliksirów Hogwartu, chociaż sam też był wybitnym nauczycielem ale do Snape’a czuło się ogromny respekt, gdy tylko znajdował się w klasie.
Zbiegłam właśnie z ostatnich schodów prowadzących do lochów, przelotnie zerknęłam na tarcze mojego zegarka. 8:58. Może zdążę. Skierowałam swoje kroki czym prędzej w stronę klasy od Eliksirów. Gdy znajdowałam się zaledwie 20 metrów od niej prawie biegłam. Z nerwów poprawiłam guziki mojej szaty i pasek torby, gwałtownie skręciłam za róg, od klasy dzieliło mnie już tylko jakieś 10 kroków. Zobaczyłam platynową grzywę przechodzącą przez próg drzwi do sali. Przyspieszyłam. Nie.... nie dlatego, że ON tam wchodził tylko dlatego, że wchodził ostatni i już zamykał za sobą drzwi. Tylko 9 kroków od drzwi. 7, 5, 3. Już byłam przy nich, i wtedy on je gwałtownie zamknął. Zdążyłam tylko zobaczyć przed tym jak trzasnęły jego wredny uśmiech skierowany w moją stronę. Czym prędzej chwyciłam klamkę i mocno pociągnęłam w swoją stronę, po czym zdyszana wpadłam do klasy ledwo łapiąc oddech. Wszyscy zdążyli już zająć swoje miejsca i teraz patrzyli na mnie z zainteresowaniem.
-Prze.. przepraszam za spóźnienie profesorze.- wysapałam, szukając wzrokiem Harry’ego i Rona.
- Nic się nie stało panno Granger, wcale tak bardzo się pani nie spóźniła. Dlatego odejmę pani tylko 5 punktów, a teraz proszę usiąść.
- Dobrze, dziękuję.- skinęłam głową i ruszyłam do trzeciej ławki, w której siedział mój przyjaciel. Posłał mi uspokajające spojrzenie i ciepły uśmiech. Dobrze wiedział co się ze mną dzieje, mimo iż nic mu nie mówiłam. Wiedział, że Ron wcale mi się nie podobał, że byłam z nim tylko pod wpływem impulsu i chęci pokazania, że największa szlama i kujonica w szkole też może mieć chłopaka, mimo iż jest to rudy Weasley. Harry też zdawał sobie sprawę z tego, że cierpię. Cierpię, ponieważ mimo, iż Ronald zapewniał mnie o swoich uczuciach, teraz mizdrzy się do Lavender w ostatniej ławce. To oznaczało dla mnie tylko jedno. To, że każde jego słowo, każda nawet najmniejsza pieszczota była kłamstwem i próbą zaciągnięcia mnie do łóżka. Ale ja nie jestem głupia. Już tydzień po tej imprezie zauważyłam, że rudzielec się zmienił, i to na gorsze. Odkąt został bohaterem zaczął zgrywać kogoś kim nie jest. Może dalej był moim najlepszym przyjacielem, ale pokazywał to ile dla niego jest warta sława i ile może dla niej poświęcić. Równie dobrze mógł zmienić się przez to, że dorósł i dojrzał, przestał być małym chłopcem, który widział we mnie tylko przyjaciółkę. Zaczął patrzeć na mnie inaczej niż wcześniej. Chyba dostrzegł, że jestem kobietą. Albo po prostu dostrzegł we mnie to, że mam dość spore piersi i pupę. Może widział we mnie potencjalną kandydatkę na pierwszy raz....
Odegnałam te złe myśli i zajęłam miejsce obok Harry’ego.  Nieważne co we mnie widział, Ron to dalej mój przyjaciel, mimo iż zaczął się mną interesować tylko dla seksu. Kocham go, kocham jak brata i to się nie zmieni.
 „Kurna co ty pleciesz?!”- odezwał się cicho ale dobitnie głosik w mojej głowie-„Przecież on próbował Cię uwieść i wykorzystać seksualnie! Był z tobą a teraz obłapia Brown przy całej klasie! Mimo, iż to ty z nim zerwałaś potraktował Cię jak szmatę! I ty mu po tym wszystkim chcesz wybaczyć?!”
To w końcu mój przyjaciel...
 „Przyjaciel mówisz?”- zapytał z ironią równą Malfoyowi.-„Czy przyjaciel zachowywałby się tak?”
Zignorowałam te złośliwe docinki mojej podświadomości, wyjęłam książki i postanowiłam się skupić na lekcji. Nagle przede mną zmaterializował się mały skrawek pergaminu. Spojrzałam na Harry’ego, który posłał mi ciekawskie spojrzenie, chwyciłam karteczkę i ostrożnie, tak żeby Slughorn nie zauważył, otworzyłam. Zielonym atramentem i starannym pismem ktoś nakreślił kilka słów. Może było ich niewiele ale każde przesycone było ironią i wyższością, nawet gdyby nadawca się nie podpisał i tak bym wiedziała kto to.

Czyżby Wiewiór już nie chciał takiej szlamy jak ty ? Oj jakie to przykre. Czyżbyś nie była wystarczająco dobra w łóżku?
                                                                                                       D.M.
Zabiję tą tlenioną fretkę, czemu on musi mi sprawiać tyle przykrości, czemu teraz zaczęło mnie to boleć. Przez te 6 lat powinnam się przyzwyczaić. Spojrzałam na Harry’ego zapłakana. Chłopak posłał mi pocieszający uśmiech wyrwał mi wiadomość z ręki, odwrócił i zaczął coś pisać. Spojrzałam mu przez ramię starając przeczytać to co napisał, jedyne co zdążyłam ujrzeć to „Odpieprz się od niej Malfoy! Musisz ją dobijać?! Podobno się zmieniłeś!”. Potem brunet wyjął różdżkę, wycelował nią w karteczkę wyszeptał zaklęcia i pergamin zniknął. Spojrzałam na niego wdzięcznie a potem skierowałam swój wzrok w stronę tlenionego. Pochylał się właśnie nad ławką i czytał wiadomość. Po chwili spojrzał w naszą stronę, jego twarz była bez wyrazu, jedynie z oczu można było coś wyczytać. To co tam ujrzałam strasznie mnie zdziwiło. Zobaczyłam w nich ból, smutek, przeprosiny, coś na kształt zazdrości i współczucie. Podobno oczy to zwierciadło duszy. Czyżby on naprawdę się zmienił? Ale dlaczego dalej zachowuje się tak jakby Voldemort żył, jakby status krwi dalej był ważny. Chociaż jak tak się nad tym dłużej zastanowić, to tak go wychowano. Jego ojciec mu wmawiał, że mugole i mugolaki są gorsi od czarodziejów czystej krwi. Westchnęłam zrezygnowana. Draco na pewno się chce zmienić, ale to będzie długa i ciężka droga. W końcu trudno jest się przeciwstawić rodzicom, których darzy się wielkim szacunkiem.
Posłałam mu życzliwy uśmiech i odwróciłam się w stronę nauczyciela, który właśnie omawiał to czym będziemy zajmować się na lekcji.
- Na dzisiejszej lekcji będziecie ważyć Wywar Żywej Śmierci. Kto mi powie czym charakteryzuje się ten oto wywar.- podniósł małą fiolkę ku górze i spojrzał po klasie, moja ręka automatycznie wystrzeliła do góry. Kurczę zaczynam to robić nieświadomie.- Tak, panno Granger?
-Wywar Żywej Śmierci jest  silnym środkiem usypiającym, powoduje omdlenie, które dla niedoświadczonego czarodzieja mogą wyglądać jak śmierć. W żadnym wypadku jej nie powoduje. Nazwa substancji powstała od określenia działania wywaru. Wywar Żywej Śmierci, często używany również jako środek łagodzący ból. Nadmiernie, lub nieostrożne jej spożycie powoduje uszkodzenie mózgu lub nawet zgon . Głównymi składnikami są rzadkie zioła. Najczęściej dodawanym jest Piołun. Zawierający tujon, stymulujący układ nerwowy. Drugim ważnym składnikiem, mieszanym z poprzednim jest roślina z rodzaju Asphodelus. Pochodząca z rodziny liliowatych, ze skupiskiem białych kwiatów u szczytu łodygi.- wyrecytowałam z pamięci definicję książkową.
- Dobrze. 10 punktów dla Gryffindoru. Podzielcie się teraz w pary, wszystkie potrzebne składniki znajdziecie w szafce z tyłu klasy. Sposób uwarzenia znajdziecie na stronie 50. Dwie pierwsze pary, które uwarzą poprawnie eliksir uzyskają 100 punktów dla swojego domu. Ale ostrzegam tylko jednej parze udało się go poprawnie uwarzyć. Zabierajcie się do pracy, powodzenia.
Pospiesznie otworzyłam książkę na podanej stronie, mimo iż znałam recepturę na pamięć, wolałam się upewnić dwa razy zanim zacznę działać. Nagle przy ławce mojej i Harry’ego pojawił się Ron z błagalną miną.
- Hermiona, czy mogę być z tobą w parze?- spytał słodko robiąc maślane oczy.
- Oczywiście...- powiedziałam, rudzielcowi zaświeciły się oczy a ja mówiłam dalej.- …Harry, że będę z tobą w parze. Emm... Ron? A ty czego tu szukasz ? Nie jesteś w z Lavender ?
- Co...? A, tak jestem.
- No to idź do niej, chyba cię szuka.
- Tak, tak. Już idę, powodzenia.- odwrócił się na pięcie i oddalił do ostatniej ławki.
- To co zaczynamy?- zwróciłam się w stronę zielonookiego.
- Oczywiście, od czego mam zacząć?
- To może ja pójdę po składniki a ty przeczytaj recepturę?
- Dobrze, niech tak będzie.
- Ale pamiętaj Harry, masz ją dobrze przeczytać. Bo jeśli tego nie zrobisz suwerennie, i to zaważy na mojej...to znaczy naszej ocenie to policzę się z tobą.- powiedziałam grożąc mu palcem. Chłopak zaśmiał się nerwowo, ale już nic nie powiedział.
Podniosłam się z krzesła i poczłapałam na koniec sali. Pod ścianą przy jednej z szafek stało już sporo uczniów. Podzielili się oni na dwie grupki, nie trudno zgadnąć jakie. Po jednej stronie stali sami Gryfoni a po drugiej Ślizgoni. Ci drudzy łypali oczami z obrzydzeniem na innych. Pokręciłam głową ze zrezygnowania. Czy oni zawsze się będą kłócić?! Przecież są już dorośli! No ale cóż na takich nie znajdziesz rady.
Powolnym krokiem przeszłam pomiędzy dwoma domami i stanęłam po środku wielkiej drewnianej półki ze składnikami. Nie patrząc w ogóle na moich rówieśników zaczęłam studiować karteczki przylepione do słoików. Piołun… Piołun, gdzie ten piołun? Powtarzałam w myślach jak mantrę. W końcu dostrzegłam karteczkę z wyżej wymienioną rośliną. Już po nią sięgałam gdy dostrzegłam jak czyjaś dłoń zabiera mi ją z przed nosa.
- To moje szlamo.- odezwał się piskliwy głos mopsicy.
- Serio? A ty w ogóle wiesz co trzymasz w ręku?- spytałam opryskliwie.
- Oczywiście, że tak. Za kogo ty mnie uważasz?! Za Pottera?!
- Skoro wiesz co to jest to mi powiedz.
- To jest… no… ten…- zastanowiła się długo brunetka.- Korzeń Asphodelusa!- wypaliła w końcu dumna z siebie.
- Tak, korzeń Asphodelusa mówisz.- opowiedział czyjś spokojny głos tuż za nami.- Mi osobiście nie wydaje się, aby to było właśnie to Parkinson. Chyba powinnaś więcej czasu spędzać z książkami, wiesz ?
- Uważam Diable, że to jej nie pomoże. Musiałaby kupić sobie nowy mózg czy coś.- zaśmiał się zimo i ironicznie Malfoy.
- I tu się muszę z tobą zgodzić Smoku, to jej zdecydowanie nie pomoże. Pansy bądź tak dobra i oddaj to komuś kto zrobi z tego pożytek.- mówiąc to wyszarpał mopsicy słoik i podał go mnie.- Trzymaj Granger. Potrzebujesz jeszcze Asphodelusa, co? Poczekaj chwilę.- z zamyśleniem popatrzał na półkę. Po jakimś czasie wyciągną rękę i chwycił jeden ze słoików i wręczył go mnie z ciepłym uśmiechem.- Proszę, miłej pracy.
- Co?- spytałam zaskoczona przyjmując oba słoiki.- A tak… tak, dziękuję, i tobie…  to znaczy wam, życzę również miłej pracy.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź szybkim krokiem skierowałam się do ławki, w której czekał na mnie Harry ze zdziwioną miną.
- Nawet nie pytaj, bo sama nie wiem co to było.- szepnęłam siadając obok niego i przyglądając się podejrzliwie obu słoikom. Żaden nie był podrobiony ani nic, wszystko się zgadało. Zawartość obu szklanych przedmiotów była taka jak opisywała je karteczka widniejąca na przykrywce.
- To co bierzemy się do roboty?- zapytał mnie Chłopiec-Który-Przeżył-Aby-Wyciągać-Mnie-Z-Zamyślenia.
-Oczywiście, że tak.- powiedziawszy to zaczęłam przygotowywać kociołek do ważenia w nim Wywaru Żywej Śmierci.
Po jakimś czasie wspólnej pracy mikstura była gotowa. Nalałam troszkę to jednej ze zlewek i razem z Harrym podeszliśmy do Slughorna. Gdy już podeszliśmy do jego biurka za nami ustawiły się jeszcze dwie osoby, a mianowicie Malfoy z Zabinim. Ten drugi uśmiechnął się do mnie ciepło natomiast Draco spojrzał na mnie z dziwnym ognikiem w oczach. Czekaj zaraz wróć! Od kiedy Malfoy ma ogniki w oczach?! Od kiedy to on wyraża emocje?! Rany co się dzieje z tym światem? Wszystko staje do góry nogami. Ale przecież on chce się zmienić, a od czegoś w końcu trzeba zacząć. Posłałam obu zdziwione ale pełne ciepła spojrzenie i podeszłam z Harry’m jeszcze bliżej Horacego. Po chwili już maczał w naszym wywarze liść, który rozpuścił się pod wpływem działania eliksiru.
- Wyśmienity!- nauczycielowi zaświeciły się oczy.- Jest tak silny, że jedna łyżeczka mogłaby zabić dwa dorosłe górskie trolle. 100 punktów dla Gryffindoru. Możecie już usiąść.
Skinęliśmy głowa i wróciliśmy do ławki. Gdy zasiadaliśmy na swoich krzesłach Slughorn właśnie pochylał się nad zlewką dwóch Ślizgonów.
- Cudowny! Jest równie wyborny jak wywar panny Granger i pana Pottera. 100 punktów dla Slytherinu. Proszę usiądźcie.- machną na nich ręką, po czym gdy usiedli wystąpił przed klasę i zaczął mówić.- Już rozdałem po 100 punktów dla dwóch pierwszych par. Te dwie pary zrobiły dwa z najlepszych Wywarów Żywej Śmierci jakie było mi dane oglądać. Dzisiejsze zajęcia uważam za skończone, proszę zostawcie podpisane zlewki ze swoimi eliksirami na moim biurku. Do widzenia.- powiedziawszy to zasiadł za swoim wielkim mosiężnym biurkiem.
W między czasie spakowałam swoje rzeczy. Wstałam z krzesła i stanęłam przed ławką, aby poczekać aż Harry się spakuje. Reszta lekcji upłynęła mi bardzo szybko. Na Obronie Przed Czarną Magią nie obeszło się bez odjęcia Gryfonom parunastu punktów za błahostki, a to Harry źle złapał różdżkę, a to źle wymówił „r”. Naprawdę Snape już chyba nie ma sensownych powodów na odbieranie nam punktów, jednakże reszta lekcji minęła spokojnie bez większych ekscesów.
W końcu nastał wieczór i moment mojego patrolu z Malfoyem, mam nadzieje, że nie skończy się to tragicznie dla któregoś z nas.
/Tusia

Rozdział VI

 ***
Otworzyłam oczy, znajdowałam się w ciemnym pomieszczeniu. Jedynym światłem jakie tu padało była mała pochodnia znajdująca się za dużymi żelaznymi drzwiami z kratą. Leżałam na kamiennej posadzce cała zlana potem i krwią. Spróbowałam wstać, gdy tylko się ruszyłam poczułam ból w podbrzuszu, jęknęłam i podciągnęłam się pod ścianę. Oparłam się o nią policzkiem i przymknęłam oczy modląc się aby ból minął. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spod przymkniętych oczy dostrzegłam wsuniętą w szparę głowę skrzata domowego. Gdy tylko zobaczył to, że zmieniłam pozycję szybko zamkną drzwi i wybiegł krzycząc „Moja Pani! Szlamowata dziewczyna się obudziła!”. Zrezygnowana znowu zamknęłam oczy. Po jakimś czasie drzwi znów się odtworzyły ale tym razem na oścież. Bezwarunkowo otworzyłam oczy i zobaczyłam postać stojącą w progu. Była nią wysoka kobietą, miała ona burzę potarganych czarnych włosów i szyderczy uśmiech na twarzy, ubrana była w długą czarną postrzępioną szatę. W dłoni dzierżyła różdżkę.
- Wreszcie się obudziłaś szlamo!- ryknęła na mnie po czym wybuchła gorzkim śmiechem.
- Czego ode mnie chcesz?
- Będziesz następna szlamo!- powiedziała po czym wycelowała we mnie różdżką- Crucio!

                                                                      ***
Obudziłam się z głośnym krzykiem cała zlana potem. Rozejrzałam się po pokoju. Odetchnęłam z ulgą. Dalej znajdowałam się w moim nowym dormitorium.
- To był tylko sen.- szepnęłam.
Zerknęłam na okno, dalej było ciemno. Spojrzałam na zegarek była dopiero 6:30. Wiedziałam, że już nie zasnę, dlatego postanowiłam ubrać się i umyć. Dotarło do mnie, że wczoraj nie zwróciłam uwagi na mój nowy plan lekcji. Podniosłam go ze stolika nocnego i uważnie przestudiowałam. Cicho jęknęłam. Zaraz po śniadaniu mamy dwie godziny Eliksirów ze Ślizgonami po czym godzinę Transmutacji i Zaklęć z Puchonami. Z głośnym piskiem przeczytałam, że ostatnie dwie godziny lekcyjne to jest Obronę Przed Czarną Magią mamy znowu ze Slytherinem.
- Czemu muszę z nim spędzać aż tyle czasu?!- warknęłam w stronę planu lekcyjnego. Wcisnęłam go do torby i zrezygnowana ruszyłam w stronę szafy. Chwilę się zastanawiałam co na siebie włożyć, w końcu zdecydowałam się na czarną spódniczkę z falbanek do połowy uda i białą bokserkę. Do tego nałożyłam białe trampki. Ruszyłam do łazienki z zamiarem umycia zębów, pomalowania się i uczesania. Po wykonaniu co dziennego „rytuału” wróciłam do pokoju. Znów zerknęłam na zegarek.
- Jest 7:30, śniadanie jest o 8:00 czyli mogę jeszcze poczytać.- szepnęłam sama do siebie.
Wpakowałam do swojej torby wszystkie potrzebne mi książki i inne przybory. Wyjęłam jednak z niej tę od Obrony Przed Czarną Magią, zaczęłam ją czytać w wakacje tak jak i inne, ale tylko tej nie zdążyłam przeczytać do końca. Przekartkowałam ją, odnalazłam miejsce, w którym skończyłam. Pogrążyłam się w lekturze zapominając o całym bożym świecie. Po jakimś  czasie zerknęłam na zegarek, była już 7:55. Jednym zwinnym ruchem wsadziłam książkę do torby, ubrałam na siebie szatę i przewiesiłam ją przez ramię. Ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Biegłam przez korytarze nie zwracają na nikogo uwagi. Tuż przy drzwiach do Wielkiej Sali wpadłam na jakiegoś przystojnego blond chłopaka.
- Przepraszam nie zauważyłem. Nic Ci się nie stało śliczna?- uśmiechnął się łobuzersko.
- Daruj sobie Malfoy.- warknęłam. „Czekaj, czy ja właśnie nazwałam tę durną fretkę przystojnym chłopakiem? Ja chyba wariuję...”- pomyślałam próbując wstać i pozbierać moje książki, które wysypały się z torby.
- Ohh, to tylko ty Granger.- w jednej chwili jego uśmiech z łobuzerskiego zmienił się na szyderczy.- Czekaj szlamciu pomogę Ci.
- Wow! Jaki dżentelmen. Tylko uważaj nie ubrudź się szlamem.
- Oj Granger, Granger, Granger- pokręcił głową, podając mi książki.- A magiczne słowo?
- Ohh zapomniałabym, Alohomora. O to Ci chodziło?- powiedziałam naśladując jego ironię.
- Jaka zmiana. Czyżbym słyszał ironię w twoim głosie? Brawo szlamciu, ktoś tu chyba robi postępy.
- Zamknij się Malfoy.- warknęłam podchodząc bliżej niego, instynktownie zrobił krok w tył. Zaśmiałam się widząc to. Podeszłam jeszcze bliżej, a on natrafił na ścianę. Zawahałam się.-....Dziękuję....- szepnęłam.- Zadowolony?
- Oczywiście Granger.- odpowiedział zakłopotany.
- Oj, czyżby nasz wielki arystokratyczny pogromca nieczysto krwistych przestraszył się małej szlamy?- zaśmiałam się gorzko.
- Wcale się Ciebie nie przestraszyłem głupia szlamo!
- Wiesz, że się powtarzasz.- szepnęłam odsuwając się od niego.- A teraz wybacz, pójdę już na śniadanie.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Weszłam do środka. Wiedziałam, że weszłam jako jedna z ostatnich i do tego tuż za mną weszła ta głupia tleniona fretka, więc nie zdziwiły mnie te wszystkie spojrzenia uczniów. Odszukałam wzrokiem moich przyjaciół i szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę. Usiadłam pomiędzy Ginny i Harry’m z dala od Ronalda, do którego kleiła się Lavender. Westchnęłam zdegustowana poczułam jak zbiera mi się na wymioty.
- Czemu weszłaś do Wielkiej Sali chwile przed Malfoy’em?- zapytał Harry.
- No bo wpadłam na niego..... i tak jakoś wyszło.- zakłopotana nałożyłam sobie troszkę owsianki.- Widzę, że nie płakał zbyt długo po mnie.- posłałam znaczące spojrzenie na rudzielca.
- Tak jakoś wyszło.- stwierdził ze smutkiem Harry.
- Ona się go uczepiła.- stwierdził zdenerwowana Ginny.- Dobrze zrobiłaś, że z nim zerwałaś.
- Czemu tak uważasz?
- Uważam tak, ponieważ skoro nie tęskni za tobą i nie jest załamany to znaczy, że nie był Ciebie wart.
Strasznie zdziwiły mnie słowa Ginny, myślałam, że będzie bronić swojego brata. Westchnęłam przeciągle. Wybraniec widząc moje zachowanie postanowił zmienić temat, jak na najlepszego przyjaciela przystało.
- W sobotę jest trening Quidditcha, przyjdziesz popatrzeć?
Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie i promienny uśmiech.
- Oczywiście.- przytaknęłam kiwając głową.- Z wielką chęcią.
- To super!- ożywił się czarnowłosy.- W tym roku zdobędziemy puchar Quidditcha!
- No ja myślę. Tylko nie zapomnij o owutemach.
- Ohhhhh..... a ty znowu o tym.- westchnął zrezygnowany.- Jednak wcale tak bardzo się nie zmieniłaś.
- O czym ty mówisz? Jak to ja się zmieniłam?- szczerze się zdziwiłam, sama nie zauważyłam w sobie żadnej zmiany oprócz sposobu ubierania i kształtu ciała.
- No zrobiła się z ciebie seksbomba.- do rozmowy włączył się Seamus.- No i do tego zaczęłaś się stawiać Malfoy’owi.
Poczułam jak cała się rumienię, więc spuściłam wzrok. Ja seksbombą?! Nie to niedorzeczne. Przecież przez cały czas byłam tylko zwykłą szarą myszką, kujonką, której nikt nie chciał oprócz Ronalda. Właściwie to nawet on nie widział we mnie dziewczyny do czasu gdy po bitwie Zakon zorganizował imprezę, na której Ginny ubrałam mnie i pomalowała bardzo kobieco. To właśnie wtedy rudzielec zauważył, że jestem nawet ładna i do tego jestem młodą kobietą. Zerknęłam ukradkiem w jego stronę, Lavender właśnie szeptała mu coś na ucho i chichotała podniecona, po czym musnęła go swoimi ustami po jego. Poczułam jak owsianka, którą przed chwilą zjadłam powoli kieruje się w górę wzdłuż mojego przełyku. Zasłoniłam jedną dłonią usta a drugą schwyciłam swoją torbę i szybko wstałam. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie przerażeni.
- Coś się stało?- zapytała zaniepokojona Ginny.
- Przepraszam, zbiera mi się na wymioty.- szepnęłam prawie niedosłyszalnie po czym wybiegłam z Wielkiej Sali w stronę łazienki dla dziewcząt. Wbiegłam do środka, rzuciłam torbę na podłogę i skierowałam się do jednej z kabin, nachyliłam się nad nią i najnormalniej w świecie zaczęłam wymiotować. Poczułam jak czyjeś drobne dłonie łapią moje włosy, które wpadały do muszli. Wymiotowałam jakiś czas, gdy już opróżniłam całą zawartość żołądka wytarłam dłonią buzię i osunęłam się od klozetu. Skierowałam się w stronę zlewu. Przemyłam twarz lodowatą wodą i przepłukałam usta. Ktoś zaczął mnie masować po plecach. Odwróciłam się gwałtownie w stronę tej osoby jednocześnie wycierając twarz. Zobaczyłam przed sobą drobną rudowłosą osóbkę, która w momencie gdy się obróciłam porwała mnie w ramiona.
- Co się stało kochana?- zapytała czułym głosem.
- Wydaje mi się, że coś mi zaszkodziło. Hmmmm..... może to ta owsianka.- skrzywiłam się nieznacznie.- Już nigdy jej nie tknę.
Ginevra zaśmiała się melodycznym śmiechem.
- A tak naprawdę to czemu zaczęłaś wymiotować?- spytała odsuwając się lekko ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy.- Tylko nie kłam, widziałam wszystko.
- To po co się pytasz skoro widziałaś?
- Bo wolałabym usłyszeć powód, dla którego wolałaś puścić pawia niż oblać tamtych dwoje sokiem dyniowym?
- Oj weź przestań, nie zrobiłabym tego....
- Ty może nie ale ja tak.- szepnęła prawie nie słyszalnie.
- Co ty gadasz? Oblałaś ich sokiem?
- A no...- zawahała się.- Żałuj, że nie widziałaś ich twarzy i tego pisku zaskoczenia z ust Lavender. Normalnie myślałam, że padnę ze śmiechu, w sumie to nie tylko ja nie mogłam wytrzymać.
- Kto jeszcze się śmiał?
- Szczerze?- zapytała z błyskiem w oku.
Kiwnęłam głową.
- Wszyscy, dosłownie. Puchoni, Krukonie, Ślizgoni, Gryfoni i co dziwnego paru nauczycieli ledwo ukrywało śmiech.- powiedziała, a na samo wspomnienie tego wydarzenia zaczęła się uśmiechać z chytrym błyskiem w oczach.
- Naprawdę?
- No wiesz, nie wszystkim było do śmiechu. Hagrid na przykład patrzył na nich ze współczuciem.- Ginny zaśmiała się, po czym dodała przesycając słowa jadem.- Nie wiem komu on współczuł. No ale nie ważne, Mcgonagall chyba była zła, za to Snape nawet się uśmiechnął.- puściła mi oczko i szczerze się uśmiechnęła.- Ale jest ktoś kto się nie śmiał.
- Kto?- spytałam od niechcenia.
- Pewien Ślizgon.- odparła z zadziornym uśmiechem.
- Kto?- powtórzyłam pytanie tym razem szczerze zaskoczona, no bo przecież mi nie powiecie, że to, iż jakiś Ślizgon nie śmieje się z Gryfona nie jest dziwne, prawda?
Ginny zawahała się. Spojrzałam jej głęboko w oczy, w których widać było niepewność.
-....Malfoy...- szepnęła, a mi serce zamarło.
- Ciekawe czemu, przecież on uwielbia się śmiać z każdego kto mieszka w domu lwa. Hmmmm.....- zamyśliłam się.- Może był zajęty Parkinson.
- Nie to nie to.- odparła Ginny z chytrym uśmieszkiem na twarzy.- On wpatrywał się z zaciekawieniem w drzwi, za którymi zniknęłaś.- rudowłosa spojrzałam na mnie z zaciekawieniem.- Powiedz mi czy między wami coś jest?
Poczułam dziwne ciepło na samo wspomnienie jego dotyku, westchnęłam.
- Nie sądzę. No wiesz, niby był dla mnie miły wtedy na Pokątnej i gadał coś o tym, że się zmienił.- spuściłam głowę.- A teraz zachowuje się tak jakby wydarzenia z tamtego dnia w ogóle nie miały miejsca, to były tylko puste słowa rzucone na wiatr.
Poczułam jak  pojedyncza łza spływa mi po policzku. Pospiesznie ją otarłam, nie mogę płakać nie z takiego powodu. Nie mogę mu pokazać, że po tych sześciu latach jego wyzwiska zaczęły sprawiać mi ból. Nie mogę mu pokazać, że naprawdę myślałam, iż się zmienił i, że miałam nadzieję na coś więcej. Nie dam mu tej satysfakcji.
- Rozumiem Cię całkowicie. Ale może on naprawdę się zmienił tylko boi się, że jak pokaże innym to, że status krwi przestał być dla niego ważny odrzucą go jego przyjaciele. Daj mu czas, może jak będziesz cierpliwa to coś z tego będzie.- puściła mi perskie oko i przytuliła z całej siły.
- Ginny co ty mi tu insynuujesz? Ja i Malfoy? Serio? Ja i ta głupia tleniona fretka?
- Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
- Weź przestań, nawet tak nie mów.
- No dobrze już przestaję. A teraz lepiej chodź bo spóźnisz się na lekcję, co masz pierwsze?
- Cholera! Mam Eliksiry ze Ślizgonami. Przepraszam muszę już iść.
Ucałowałam przyjaciółkę w policzek po czym szybko wybiegłam z łazienki dla dziewcząt kierując się w stronę lochów.
/Tusia

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział V

                                                                           ***
- Ron, bo ja muszę Ci coś powiedzieć.- zaczęłam.- To koniec.
Rudzielca zatkało, nie wiedział co ma powiedzieć.
- Co... ale o czym ty mówisz?- zawahał się, widać było, że nie dociera do niego to co mu przed chwilą powiedziałam.- Ty ze mną zrywasz?
Nagle wszystko do niego dotarło. Wyglądał jakby ktoś wylał na niego kubeł lodowatej wody. Poczułam ukłucie w sercu. „Czemu ja mu to teraz powiedziałam?! Ale ze mnie idiotka!”- przemknęło mi przez myśli.
- Ale czemu?- zapytał ze smutkiem.
- No...bo... ja Cię już nie kocham.- wypaliłam mało inteligentnie.
- Ale czemu? Zrobiłem coś nie tak?
- Nie Ron to nie twoja wina. To tylko i wyłącznie moja wina. Dotarło do mnie, że nie kocham Cię tak jak, dziewczyna może kochać chłopaka. Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Kocham Cię, ale tylko siostrzano-braterską miłością, niczym więcej. Proszę wybacz. Ja nie chciałam Cię zranić.
Poczułam zalążki łez, wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy one zaczną spływać mi ciurkiem po policzkach.
- Oj, przestań płakać głupia.- powiedział i przytulił mnie do siebie.- Ja.....- zawahał się.- Ja... też Cię kocham tylko jak siostrę. Właściwie, to ja też chciałem z tobą zerwać, tylko nie wiedziałem jak to zrobić. Główkowałem nad tym, bałem się, że Cię zranię.
- Serio? Więc możemy dalej się przyjaźnić!- to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Nie czekając na jego odpowiedź zawołałam.- To cudownie!
Przytuliłam się jeszcze bardziej do jego torsu. Po chwili z brzucha Ronalda wydobyło się donośne burknięcie. Parsknęłam śmiechem a chłopak się zarumienił.
- Chodź, musisz coś zjeść.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, tak. Masz rację. Poza tym pewnie nas szukają.
Ruszyliśmy ramię w ramię w stronę Wielkiej Sali. Po drodze wielokrotnie wybuchaliśmy śmiechem. Jednak z zachowania Rona można było wywnioskować, że boli go to, iż się rozstaliśmy. W głębi duszy czułam, że mu naprawdę na mnie zależy i to właśnie dla tego zachował się tak a nie inaczej. Po prostu nie chciał mnie stracić. Doszliśmy do wielkiej sali. Lekko drżącą dłonią naparłam na drzwi. Nie ruszyły się nawet o milimetr. Spojrzałam na rudzielca błagalnie, on tylko westchnął i pomógł mi je otworzyć. Gdy już znaleźliśmy się w środku, wszystkie oczy skierowały się w naszą stronę. Chciałam zapaść się podziemie, kontem oka widziałam, że mój towarzysz też nie jest tym zadowolony. Z jego brzucha znów wydobyło się burknięcie, z całych sił starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Udało mi się to z wielkim trudem. Nie patrząc na Rona ruszyłam w stronę stołu Gryfonów. Wcisnęłam się pomiędzy Harry’ego a Seamus’a. Obu chłopców przywitałam uśmiechem, naprzeciwko mnie z wymuszonym uśmiechem usiadł rudzielec. Spojrzałam w jego oczy, w których czaił się ból.
- Gdzie wy byliście?- zapytał Harry, w jego głosie czaiła się troska wymieszana ze złością.
- No... bo... my- zaczął Ronald.
- Dobrze skoro są już wszyscy.- przerwał mu donośny głos profesor Mcgonagall. Zobaczyłam na twarzy chłopaka ulgę, posłał mi znaczące spojrzenie mówiące, że mam coś wymyślić, westchnęłam zrezygnowana, a dyrektorka kontynuowała swój monolog.- Chciałabym poruszyć pewną kwestie. Mimo iż w te wakacje, sami-wiecie-kto został pokonany to nie oznacza to, że nie grozi wam już nic złego. Wielu jego popleczników znajduje się teraz w Azkabanie, ale wielu także udało się uciec z pola bitwy i do dzisiaj pozostają nieuchwytni dla Ministerstwa Magii. Miałam wam tego nie mówić ale może wam grozić wielkie niebezpieczeństwo ze strony Śmierciożerców, zwłaszcza osobą, które brały czynny udział w bitwie.- pod koniec tego zdania posłała w stronę naszego stołu zatroskane spojrzenie, inni uczniowie podążyli za jej spojrzeniem i zatrzymali się na naszej trójce. Razem z Harry’m i Ronem popatrzeliśmy po sobie. Mcgonagall znowu przerwała ciszę.- Tak, wiec miejcie się na baczności nigdy nie wiadomo co może się przytrafić któremuś z was. A teraz smacznego moi mili.
Naglę na naszych stołach pojawiły się przeróżne potrawy od kurczaka po pudding i skończywszy nie wiedzieć dlaczego na miętówkach. Zanim zdążyłam choćby pomyśleć, zobaczyłam jak jednym szybkim ruchem mój rudy przyjaciel  wkłada na swój talerz większość pieczonych ziemniaków z półmiska i z pięć pieczonych steków. Spojrzałam na otaczające mnie jedzenie z żalem stwierdziłam, że nie ma tu nic ciekawego. Sięgnęłam po budyń czekoladowy, nałożyłam sobie troszkę. Nie zdążyłam nawet dobrze przełknąć, gdy odezwał się Harry:
- To powiedzie mi gdzie byliście?- zapytał już lekko poirytowany.
- No, rozmąwioliźmy sobie drąszgę. - powiedziałam z pełną buzią.
- Nię zbodziewałem zię pą dobie Miona dego, żę mąwisz s bęłną busią. - wtrącił swoje trzy grosze Ron.
- Ronyaldzie Weasley ni mąwi zię z bełnom busią. - warknęłam połykając budyń.
- I gdo do mąwi. – szepnął
- Może mi ktoś w końcu powiedzieć o co tu chodzi?!- Harry niemal krzyknął. Kilka osób w tym Ślizgoni odwróciło się w naszą stronę zainteresowane całym zajściem.
- Możesz się nie drzeć?!- syknęłam przez zaciśnięte zęby, dostrzegłam rozbawienie na twarzy tlenionego blondyna.
- Przepraszam, ja po prostu chce wiedzieć gdzie tak nagle znikneliście i czemu teraz jesteście w stosunku do siebie tacy opryskliwi.- powiedział już spokojnym tonem. Popatrzałam na niego spode łba, dokończyłam mój budyń i szepnęłam:
- Zerwałam z Ronem.- powiedziawszy te trzy słowa wstałam wzięłam w rękę mój plan lekcji i ruszyłam do drzwi. Gdy znalazłam się już na schodach puściłam się biegiem na czwarte piętro gdzie znajdowało się moje nowe dormitorium. Po pewnej chwili znalazłam się już pod drzwiami prowadzącymi do Pokoju Wspólnego były one ukryte za wielkim gargulcem, szepnęłam po cichu hasło głowa posągu odskoczyła w duł a jego ciało przesunęło się w bok ukazując ukryte wejście do pokoju. Wyciągnęłam drżącą rękę przed siebie i nacisnęłam klamkę, lekko pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Zamknąwszy drzwi stanęłam jak wryta, pokój był cudowny. Pod jedną ze ścian był umiejscowiony wielki kominek, tuż obok niego stała kanapa i dwa fotele, ich obicie było koloru mlecznej czekolady z czarnymi wzorami. Nad kominkiem wisiały dwa herby Gryffindor’u i Slytherin’u. Pod drugą ścianą stała wielka półka z książkami a tuż obok wielkie okno z materacem na parapecie tego samego koloru co kanapa i fotele. Podeszłam powoli do niego i wyjrzałam przez szybę. Z okna był piękny widok na błonia Hogwartu, które były teraz skąpane w świetle zachodzącego słońca. Westchnęłam zrezygnowana, kolejny dzień dobiega końca. Podniosłam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju, powoli popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Stanęłam w drzwiach oniemiała. Na środku wielkiego dormitorium stało obszerne łóżko pościelone kołdrą w czerwono-złotych kolorach z różnej wielkości poduszkami, tuż obok stała wygodna sofa i jeden fotel w tych samych kolorach. „Pokój idealny dla Gryfona”- pomyślałam z uśmiechem. Na parapecie okna też był materac również w czerwono-złotych barwach. Rzuciłam moją torbę na łóżko, podeszłam do kufra otworzyłam go i jednym ruchem różdżki rozpakowałam swoje rzeczy. Gdy już wszystko znalazło się w szafie wzięłam w rękę szarą koszule należącą do mojego taty oraz dresowe szorty  podeszłam do drzwi prowadzących do łazienki, naparłam na drzwi i weszłam do środka z zamiarem odświeżenia się. Znowu oniemiałam, łazienka była gigantyczna. Pod oknem w jednym  rogu stała wielka wanna ze złotymi elementami za to w drugim stała nieduża kabina prysznicowa ze srebrnymi wstawkami. Pod ścianą był długi blat z dwoma dużymi umywalkami ze złoto-srebrnymi wstawkami. Nad nimi wisiało długie podłużne lustro. Na podłodze leżał mięciutki puchowy dywan. Podeszłam do niewielkiej szafeczki i wyciągnęłam z niej biały ręcznik, ściągnęłam ubranie uprzednio zamykając drzwi od strony mojego pokoju oraz od strony pokoju Dracona, wolałam nie ryzykować. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Szybko umyłam głowę różanym szamponem oraz umyłam ciało żelem o tym samym zapachu. Gdy już wszystko starannie spłukałam wytarłam się do sucha w ręcznik wtarłam w siebie balsam o kwiatowym zapachu i zaczęłam się ubierać. Usłyszałam, że ktoś stara się otworzyć drzwi od strony dormitorium Ślizgona, w ogóle się tym nie przejmując podeszłam do lustra i zaczęłam rozczesywać wilgotne włosy.
- Ej Granger otwórz!- usłyszałam po drugiej stronie drzwi.
- Śnij dalej Malfoy!
- No weź! Lać mi się chce!
- To nie mój problem!- warknęłam, uśmiechając się złowieszczo odkręcając wodę.
- No nie bądź taka! Nawet na Ciebie nie spojrzę! Obiecuję, tylko mnie wpuść!
- No dobra! Ale jak tylko czegoś spróbujesz potraktuje Cię Cruciatusem!- warknęłam otwierając mu drzwi.
- Groźna lubię takie.- powiedział z ironią i wbiegł jak burza do łazienki.
- Tę ironię to schowaj do kieszeni Malfoy.
- Oj już nie bądź taka.- powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco.
- CO SIĘ TAK GAPISZ! RÓB SWOJE I WYNOCH MI Z ŁAZIENKI!- warknęłam na niego.
- Emm..... będziesz się tak gapić, czy co? Chociaż wiesz co mi to nie przeszkadza możesz się patrzeć.- powiedziawszy to zaczął ściągać spodnie. Momentalnie zasłoniłam oczy i odwróciłam się do niego plecami.
- Oj Granger, Granger, Granger- westchnął teatralnie.
- Zanknij się Malfoy!- wysyczałam przez zęby. Chwile potem usłyszałam strumień, skrzywiłam się na sam dźwięk. Podeszłam do umywalki z kosmetyczki wyjęłam szczoteczkę do zębów i pastę. Włożyłam ją do ust i zaczęłam szorować. Poczułam na sobie natarczywe spojrzenie, wolałam nie ryzykować odwracając się, więc spojrzałam ukradkiem na jego odbicie w lustrze. Dalej stał odwrócony do mnie tyłem, dziwne a mogłabym przysiądz, że przed chwilą się na mnie gapił. Nagle zobaczyłam jak ukradkiem się odwraca, zawiesił wzrok na mojej pupie i natarczywie się na nią gapił. Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie gap się tak na mnie, bo to się dla Ciebie źle skończy!- pogroziłam mu palcem.
- Tiaaaa.... już się boję.- wciągnął na siebie spodnie, zapiął je i odwrócił w moją stronę.
- Skoro już skończyłeś, to może byś tak wyszedł?- zapytałam.
- Po co skoro ty już jesteś gotowa do spania. To raczej ty powinnaś wyjść, chociaż wiesz jak dla mnie to możesz zostać.
- Śnij dalej Malfoy.
- Powtarzasz się wiesz?
- Zamknij się.- westchnęłam zrezygnowana.- No dobra to ja idę spać. Dobranoc.- powiedziawszy to ruszyłam w stronę drzwi do mojego dormitorium.
- Branoc szlamciu.
Nie zwracając uwagi na jego komentarz wyszłam z łazienki czując na sobie jego wzrok. Położyłam rzeczy na fotelu a sama walnęłam się na łóżko. Podniosłam różdżkę do góry i szepnęłam zaklęcie. Momentalnie wszystkie światła w pokoju zgasły. Wlepiłam wzrok w sufit rozmyślając nad jutrem. Postanowiłam, że w tym roku schowam panią Wszystko-Wiem-Granger do szafy i trochę się zabawię. Nie będę się już przejmować przyszłością ani przeszłością, co się stało to się nie odstanie a co ma być to będzie, liczy się to co jest tu i teraz. Z uśmiechem zamknęłam oczy i wygodnie oparłam się o poduszki. Nie zastanawiając się długo nad dzisiejszym dniem osunęłam się w błogi sen.
/Tusia